Читаем Boży bojownicy полностью

Szklarska Poręba – Reynevan poznał już, przysłuchując się rozmowom, nazwę wsi z kościółkiem – opustoszała nieco, gdy oddział Foltscha i Warnsdorfa zniknął w wąwozie wiodącym ku Jakubowej Przełęczy, dzielącej, jak pamiętał z czyichś opowieści, Karkonosze od Gór Jizerskich. Mikulasz Dachs czas jakiś ponuro spoglądał w ślad, coś powiedział do Bibersteina, wskazując już to na odjeżdżających, już na Reynevana. Biberstein wydął wargi, zmierzył jeńca złym spojrzeniem, kiwnął głową. Potem wydał polecenia. Dachs skłonił się. – Panie Liebenthal! – zawołał, podchodząc. – Panie Stroczil, panie Priedlanz, panie Kuhn! Proszę do mnie. Czterej rycerze wyszli z gromady, zbliżyli się, popatrując ciekawie, ale demonstracyjnie niechętnie. Czym Dachs nie przejął się wcale. – Tego oto delikwenta – wskazał na Reynevana – wielmożny pan Ulryk von Biberstein rozkazuje dostawić na Śląsk, na zamek Stolz, tam wydać do rąk brata wielmożnego pana Ulryka, pana Jana Bibersteina. Jeniec ma być dostawiony nie później niż za pięć dni, znaczy, w poniedziałek, bo dziś czwartek mamy. Ma być dostawiony żywy, zdrowy i nieuszkodzony. Dowódcą eskorty raczył pan Biberstein mianować pana Liebenthala. Ale za jeńca i za wykonanie rozkazu głową odpowiadają wszyscy. Zrozumieli panowie? Panie Liebenthal? – Dlaczego akurat my? – spytał opryskliwie ów Liebenthal, trąc mocno zarysowany, czarny od zarostu podbródek. – I dlaczego jeno we czwórkę? – Dlatego, że tak pan Ulryk kazać raczył. I dlatego, żem ja mu to doradził. – Z serca dziękujemy – rzekł z przekąsem drugi z eskorty, we wdzianej na bakier bobrzej czapie. – Znaczy, na Stolz całego i zdrowego dowieźć. A nie dowieziemy, głowy damy. Fajnie. – A gdyby uciekać próbował? – trzeci, dryblas z jasnym wąsem, zmierzył Reynevana ponurym wzrokiem. Wolnoć nam będzie choć kulas mu przetrącić? – Istnieje ryzyko – odrzekł zimno Dachs – że wówczas pan na Stolzu każe poprzetrącać kulasy wam. – Tedy co? – nie rezygnował wąsacz. – Spętać go i we worze wieźć? A może w żelazną beczkę wsadzić, taką, w jakiej Konrad Głogowski trzymał Henryka Grubego? A może… – Dość! – uciął Dachs. – Jeniec za pięć dni ma znaleźć się na Stolzu, cały i zdrowy. Wasza w tym głowa i gadaniu koniec. Od siebie dodam, że musiałby on pomylony być, by uciekać. Sporo łowców nań poluje, a komu by w łapy nie wpadł, śmierć go czeka. I to ani szybka, ani lekka. – A na Stolzu co? Kwieciem go niby obsypią?

– Nie moja to rzecz – wzruszył ramionami Dachs czym go tam obsypią. Ale co go czeka w Zgorzelcu, Żytawie lub Budziszynie, wiem: katownia i stos. Złapie go znów de Bergow albo Schaff, też się złej śmierci nie wywinie. Nie myślę tedy, by on uciekał… – Nie będę uciekał – oświadczył Reynevan, mając dość milczenia. – Mogę dać słowo. Przysiąc na krzyż i wszystkie świętości! Rycerze ryknęli dzikim i serdecznym śmiechem. Dachs aż się popłakał.

– Oj, panie Bielau – otarł łzy z policzków. – Setnieżeś mnie rozbawił. Przysiężesz, powiadasz? A przysięgaj se do woli! My zaś tymczasem spętamy cię kawałem tęgiego powroza. I na chłopską szpotawą kobyłę wsadzimy, by ci się wypadkiem cwałować nie zamarzyło. Wszystko to ot tak, gwoli pewności. Nic osobistego.


Перейти на страницу:

Все книги серии Trylogia husycka

Похожие книги