— Jedna szczęśliwa wojna zaleje nasze kasy jak przybór Nilu nasze pola.
Wielka pani roześmiała się.
— Nie — rzekła — ty, Ramzesie, jesteś jeszcze takim dzieckiem, że nawet nie można poczytywać za grzech twoich słów bezbożnych. Proszę cię, zajmij się greckimi pułkami i jak najprędzej pozbądź się żydowskiej dziewczyny, a politykę zostaw… nam…
— Dlaczego mam pozbyć się Sary?
— Bo gdybyś miał z nią syna, mogłyby powstać zawikłania w państwie, które i tak ma dość kłopotów. Na kapłanów — dodała pani — możesz gniewać się, byleś ich publicznie nie obrażał.
Oni wiedzą, że trzeba wiele wybaczyć następcy tronu, osobliwie jeżeli ma tak burzliwy charakter. Ale czas uspokoi wszystko, na chwałę dynastii i pożytek państwu.
Książę rozmyślał. Nagle odezwał się.
— Więc nie mogę rachować na pieniądze ze skarbu?
— W żadnym razie. Wielki pisarz już dziś musiałby wstrzymać wypłaty, gdybym mu nie dała czterdziestu talentów, które mi Tyr przysłał.
— I co ja zrobię z wojskiem!.. — mówił książę, niecierpliwie trąc czoło.
— Oddal Żydówkę i poproś kapłanów… Może ci pożyczą.
— Nigdy!.. Wolę wziąć od Fenicjan.
Pani wstrząsnęła głową.
— Jesteś erpatrem, rób, jak chcesz… Ale ostrzegam cię, że musisz dać duży zastaw, a Fenicjanin, gdy raz stanie się twoim wierzycielem, już cię nie puści. Oni są podstępniejsi od Żydów.
— Na pokrycie takich długów wystarczy cząstka mego dochodu.
— Zobaczymy. Szczerze chciałabym ci pomóc, ale nie mam… — mówiła pani, ze smutkiem rozkładając ręce.
— Czyń więc, jak ci wypada, ale pamiętaj, że Fenicjanie w naszych majątkach są jak szczury w śpichlerzach: gdy jeden wciśnie się przez szczelinę, inni przyjdą za nim.
Ramzes ociągał się z wyjściem.
— Czy jeszcze powiesz mi co? — zapytała.
— Chciałbym tylko zapytać… Moje serce domyśla się, że ty, matko, masz jakieś plany względem mnie. Jakie?…
Monarchini pogłaskała go po twarzy.
— Jeszcze nie teraz… jeszcze nie teraz!.. Dziś jesteś swobodnym jak każdy młody szlachcic w tym kraju, więc korzystaj… Ale, Ramzesie, przyjdzie czas, że będziesz musiał pojąć małżonkę, której dzieci będą książętami krwi królewskiej, a syn twoim następcą. O tych czasach ja myślę…
— I co?…
— Jeszcze nic określonego. W każdym razie mądrość polityczna mówi mi, że twoją małżonką powinna być córka kapłana…
— Może Herhora?… — zawołał książę ze śmiechem.
— Cóż by w tym było nagannego? Herhor bardzo prędko zostanie arcykapłanem w Tebach, a jego córka ma dopiero lat czternaście.
— I zgodziłaby się zająć przy mnie miejsce Żydówki?… — z ironią zapytał Ramzes.
— Musiałbyś się postarać, ażeby ci zapomniano dzisiejszy błąd.
— Całuję stopy twoje, matko, i odchodzę — rzekł Ramzes chwytając się za głowę. — Tyle tu słyszałem dziwnych rzeczy, że zaczynam się bać, ażeby Nil nie popłynął w stronę katarakt albo piramidy nie przeszły na pustynię wschodnią.
— Nie bluźnij, dziecko moje — szepnęła pani, z trwogą patrząc na syna. — W tym kraju widywano dziwniejsze cuda…
— Czy nie te — spytał z gorzkim uśmiechem syn — że ściany królewskiego pałacu podsłuchiwały swoich panów?
— Widywano śmierć faraonów po kilkumiesięcznym panowaniu i upadki dynastii, które rządziły dziewięcioma narodami.
— Bo ci faraonowie dla kadzielnicy zapomnieli o mieczu — odparł książę.
Ukłonił się i wyszedł.
W miarę jak kroki następcy cichły w ogromnym przysionku, twarz dostojnej pani mieniła się: miejsce majestatu zajęły boleść i trwoga, a w wielkich oczach błysnęły łzy.
Pobiegła przed posąg bogini, uklękła i nasypawszy indyjskiego kadzidła na węgle zaczęła mówić:
— O Izis — Izis — Izis! — po trzykroć wymawiam imię twoje. O Izis, która rodzisz węże, krokodyle i strusie, po trzykroć niech będzie pochwalone imię twoje… O Izis, która chronisz ziarna zbożowe od zabójczych wichrów, a ciała ojców naszych od niszczącej pracy czasu, o Izis, ulituj się i chroń mojego syna… Po trzykroć niech będzie wymawiane imię twoje i tu…
tam… i tam… I dziś, i zawsze, i na wieki wieków, dopóki świątynie naszych bogów będą przeglądały się w wodzie Nilu.
Modląc się tak i łkając monarchini pochyliła się i dotknęła czołem ziemi. A w tej chwili rozległ się nad nią cichy szept:
— Głos sprawiedliwego zawsze jest wysłuchany.
Dostojna pani zerwała się i pełna zdumienia zaczęła oglądać się dokoła. Ale w pokoju nie było nikogo. Tylko ze ścian patrzyły na nią malowane kwiaty, a znad ołtarza posąg bogini, pełen nadziemskiego spokoju.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Książę wrócił do swojej willi stroskany i wezwał Tutmozisa.
— Musisz mnie — rzekł Ramzes — nauczyć, jak dostaje się pieniądze…
— Aha!.. — roześmiał się elegant. — Oto jest mądrość, której nie uczą w najwyższych szkołach kapłańskich, ale w której ja mógłbym zostać prorokiem…
— Tam wykładają, żeby nie pożyczać pieniędzy — wtrącił książę.