— I nasze topory — wtrącił Tutmozis. — Lichy to żołnierz, który cofa się przed płomieniami czy straszydłami albo marnuje czas na przysłuchiwanie się tajemniczym głosom.
— Dobrze mówisz, wodzu! — zawołał Samentu. — Gdy tylko będziecie szli dzielnie naprzód, strachy pierzchną, głosy umilkną, a płomienie przestaną parzyć.
Teraz ostatnie słowo, panie nasz — zwrócił się kapłan do Ramzesa. — Gdybym zginął…
— Nie mów tak!.. — żywo przerwał mu faraon.
— Gdybym zginął — mówił ze smutnym uśmiechem Samentu — przyjdzie do waszej świątobliwości młody kapłan Seta z moim pierścieniem. Niech więc wojsko zajmie Labirynt i wypędzi dozorców i niech już nie opuszcza gmachu, bo ów młodzieniec, może w ciągu miesiąca, a może i wcześniej, znajdzie drogę do skarbów, przy wskazówkach, jakie mu zostawię…
Ale, panie — mówił klękając — błagam cię o jedno: gdy zwyciężysz, pomścij mnie, a nade wszystko nie przebaczaj Herhorowi i Mefresowi. Ty nie wiesz: jacy to są nieprzyjaciele!..
Gdyby oni wzięli górę, zginiesz nie tylko ty sam, ale i twoja dynastia…
— Alboż zwycięzcy nie godzi się być wspaniałomyślnym?… — spytał pochmurnie władca.
— Żadnej wspaniałomyślności!.. żadnej łaski!.. — wołał Samentu. — Dopóki oni będą żyli, tobie i mnie, panie, grozi śmierć, hańba, nawet zniewaga naszych trupów.
Można ugłaskać lwa, kupić Fenicjanina, przywiązać Libijczyka i Etiopa, można ubłagać chaldejskiego kapłana, bo on jak orzeł unosi się na wysokościach i bezpieczny jest od pocisków…
Ale egipskiego proroka, który zakosztował zbytku i władzy, nie zjednasz niczym. I tylko śmierć ich albo twoja może zakończyć walkę.
— Prawdę mówisz, Samentu — odpowiedział Tutmozis. — Na szczęście, nie jego świątobliwość, ale — my, żołnierze, będziemy rozstrzygali odwieczny spór między kapłanami i faraonem.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Dwunastego Paofi z różnych świątyn egipskich rozeszły się niepokojące wieści.
W ciągu paru dni ostatnich w świątyni Horusa wywrócił się ołtarz, w świątyni Izydy posąg bóstwa płakał. Zaś u Amona tebańskiego i u grobu Ozirisa w Denderach wypadły bardzo złe wróżby. Z nieomylnych oznak wywnioskowali kapłani, że Egiptowi grozi jakieś wielkie nieszczęście jeszcze przed upływem miesiąca.
Skutkiem tego arcykapłani Herhor i Mefres nakazali procesje dokoła świątyń i składanie ofiar w domach.
Zaraz nazajutrz, trzynastego Paofi, odbyła się w Memfis wielka procesja: bóg Ptah wyszedł ze swojej świątyni, a bogini Izyda ze swojej. Oba bóstwa podążały ku środkowi miasta, w bardzo nielicznym gronie wiernych, przeważnie kobiet. Musiały jednak cofnąć się: mieszczanie bowiem egipscy drwili z nich, a innowiercy posunęli się do rzucania kamieni na święte łodzie bogów.
Policja wobec tych nadużyć zachowała się obojętnie, a nawet niektórzy jej członkowie przyjęli udział w nieprzystojnych żartach. Od południa zaś jacyś nieznani ludzie zaczęli opowiadać tłumom, że stan kapłański nie pozwala na żadne ulgi dla pracujących i chce podnieść bunt przeciw faraonowi.
Ku wieczorowi pod świątyniami zbierały się gromadki robotników z gwizdaniem i złorzeczeniami na kapłanów. Jednocześnie ciskano kamienie do bram, a jakiś zbrodniarz publicznie odbił nos Horusowi pilnującemu swojej świątyni.
W parę godzin po zachodzie słońca zebrali się arcykapłani i ich najwierniejsi stronnicy w świątyni Ptah. Był dostojny Herhor, Mefres, Mentezufis, trzech nomarchów i najwyższy sędzia z Tebów.
— Straszne czasy! — odezwał się sędzia. — Wiem z pewnością, że faraon chce podburzyć motłoch do napadu na świątynie…
— Słyszałem — odezwał się nomarcha Sebes — że wysłano rozkaz do Nitagera, ażeby przybiegł czym prędzej z nowymi wojskami, jakby już i tych nie było dosyć!..
— Komunikacja między Dolnym i Górnym Egiptem przecięta od wczoraj — dodał nomarcha Aa. — Na gościńcach stoi wojsko, a galery jego świątobliwości rewidują każdy statek płynący Nilem…
— Ramzes XIII nie jest „świątobliwością” — wtrącił oschle Mefres — gdyż nie otrzymał koron z rąk bogów.
— Wszystko to byłyby drobiazgi — odezwał się najwyższy sędzia. — Gorszą jest zdrada…
Mam poszlaki, że wielu młodszych kapłanów sprzyja faraonowi i o wszystkim donosi mu…
— Są nawet tacy, którzy podjęli się ułatwić wojsku zajęcie świątyń — dodał Herhor.
— Wojsko ma wejść do świątyń?!.. — zawołał nomarcha Sebes.
— Taki ma przynajmniej rozkaz na dwudziestego trzeciego — odparł Herhor.
— I wasza dostojność mówisz o tym spokojnie?… — zapytał nomarcha Ament.
Herhor wzruszył ramionami, a nomarchowie zaczęli spoglądać po sobie.
— Tego już nie rozumiem! — odezwał się prawie z gniewem nomarcha Aa. — Świątynie mają zaledwie kilkuset żołnierzy, kapłani zdradzają, faraon odcina nas od Tebów i podburza lud, a dostojny Herhor mówi o tym, jakby nas zapraszał na ucztę… Albo brońmy się, jeżeli jeszcze można, albo…
— Poddajmy się jego świątobliwości?… — spytał ironicznie Mefres. — Na to zawsze będziecie mieli czas!..
— Ale my chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś o środkach obrony… — rzekł nomarcha Sebes.
— Bogowie ocalą swoich wiernych — odpowiedział Herhor.
Nomarcha Aa załamał ręce.