W księciu Ramzesie kojarzyły się niezwykle sprzeczne przymioty. Był on gwałtowny jak lew i uparty jak wół. Obok tego miał wielki rozum i głębokie poczucie sprawiedliwości.
Widząc, że śledztwo prowadzone przez urzędników nie wydaje rezultatu, książę pewnego dnia sam popłynął do Memfisu i kazał sobie otworzyć więzienie. Było ono zbudowane na wzgórzu, otoczone wysokim murem i składało się z wielkiej liczby budynków kamiennych, ceglanych i drewnianych. Budowle te po większej części były tylko wejściami lub mieszkaniami dozorców. Więźniowie zaś mieścili się w podziemnych jaskiniach wykutych w wapiennej skale.
Kiedy następca przekroczył bramę, spostrzegł gromadkę kobiet, które myły i karmiły jakiegoś więźnia. Nagi ten człowiek, podobny do szkieletu, siedział na ziemi trzymając ręce i nogi w czterech otworach kwadratowej deski, która zastępowała kajdany.
— Dawno ten człowiek tak cierpi? — zapytał książę.
— Dwa miesiące — odparł nadzorca.
— A długo jeszcze ma siedzieć?
— Miesiąc.
— Cóż on zrobił?
— Zelżył urzędnika zbierającego podatki.
Książę odwrócił się i ujrzał drugą gromadę, złożoną z kobiet i dzieci. Między nimi był stary człowiek.
— Czy to są więźniowie?
— Nie, najdostojniejszy panie. To jest rodzina oczekująca na zwłoki przestępcy, który ma być uduszony…O, już prowadzą go do izby..: — mówił nadzorca.
Po czym zwróciwszy się do gromadki rzekł:
— Bądźcie jeszcze chwilkę cierpliwi, kochani ludzie, zaraz dostaniecie ciało.
— Bardzo dziękujemy ci, zacny panie — odparł stary człowiek, zapewne ojciec delikwenta. — Wyszliśmy z domu wczoraj wieczór, len został nam w polu, a tu rzeka przybiera!..
Książę pobladł i zatrzymał się.
— Wiesz — zwrócił się do nadzorcy — że mam prawo łaski?
— Tak, erpatre — odpowiedział nadzorca kłaniając się. a potem dodał: — Według praw, na pamiątkę twojej bytności w tym miejscu, synu słońca, dobrze prowadzący się, a skazani za obrazę religii lub państwa powinni otrzymać ulgi. Spis tych ludzi będzie złożony u stóp waszych w ciągu miesiąca.
— A ten, którego mają w tej chwili dusić, czy nie ma prawa skorzystać z mojej łaski?
Nadzorca rozłożył ręce i pochylił się w milczeniu.
Ruszyli z miejsca i przeszli kilka dziedzińców. W drewnianych klatkach, na gołej ziemi, roili się w ciasnocie przestępcy skazani na więzienie. W jednym budynku rozlegały się straszne krzyki: bito dla wydobycia zeznań.
— Chcę zobaczyć oskarżonych o napad na mój dom — rzekł głęboko wzruszony następca.
— Jest ich z górą trzystu — odparł nadzorca.
— Wybierzcie, zdaniem waszym, najwinniejszych i wypytajcie ich w mojej obecności. Nie chcę jednak, ażeby mnie poznali.
Otworzono następcy tronu izbę, w której prowadził czynności urzędnik śledczy. Książę kazał mu zająć zwykłe miejsce, a sam usiadł za słupem.
Niebawem zaczęli ukazywać się pojedynczo oskarżeni. Wszyscy byli chudzi; porosły im duże włosy i brody, a oczy miały wyraz spokojnego obłąkania.
— Dutmoze — rzekł urzędnik — opowiedz, jak to napadliście na dom najdostojniejszego erpatre.
— Powiem prawdę, jak na sądzie Ozirisa. Było to wieczorem tego dnia, kiedy Nil miał zacząć przybór. Moja żona mówi do mnie: „Chodź, ojcze, pójdziemy na górę, skąd prędzej można zobaczyć sygnał w Memfisie.” Więc poszliśmy na górę, skąd łatwiej można zobaczyć sygnał w Memfisie. Wtedy do mojej żony zbliżył się jakiś żołnierz i mówi: „Pójdź ze mną w ten ogród, to znajdziemy winogron albo i co jeszcze.” Więc moja żona poszła w ogród z owym żołnierzem, a ja wpadłem w wielki gniew i zaglądałem do nich przez mur. Czy jednak rzucali kamienie do domu księcia? Powiedzieć nie mogę, gdyż z powodu drzew i ciemności nic nie widziałem.
— A jakże mogłeś puścić żonę z żołnierzem? — spytał urzędnik.
— Za pozwoleniem waszej dostojności, a cóż ja miałem zrobić? Przeciem ja tylko chłop, a on wojownik i żołnierz jego świątobliwości…
— A kapłana widziałeś, który do was przemawiał`?
— To nie był kapłan — odparł chłop z przekonaniem. — To musiał być sam bóg Num, bo wyszedł z pnia figowego i miał baranią głowę.
— A widziałeś, że miał baranią głowę?
— Za pozwoleniem, dobrze nie pamiętam, czy ja sam widziałem, czy tak mówili ludzie.
Oczy zasłaniała mi troska o moją żonę.
— Kamienie rzucałeś do ogrodu?
— Po cóż bym rzucał, panie życia i śmierci? Gdybym trafił żonę, sobie zrobiłbym niepokój na cały tydzień, a gdyby żołnierza, dostałbym pięścią w brzuch, ażby mi język wylazł. Przeciem ja tylko chłop, a on wojownik wiecznie żyjącego pana naszego.
Następca wychylił się spoza kolumny. Odprowadzono Dutmoze, a wprowadzono Anupa.
Był to chłop niski, na plecach miał jasne blizny od kijów.
— Powiedz, Anupa — zaczął znowu urzędnik — jak to było z tym napadem na ogród następcy tronu?