Читаем Mistrz i Małgorzata полностью

I wtedy wydało mu się, że spod drzwi gabinetu wionęło wilgotną zgnilizną. Dreszcz przeszedł dyrektorowi finansowemu po krzyżu. W dodatku znienacka zaczął bić zegar – wybijał północ. I nawet to bicie zegara przyprawiało dyrektora o dreszcze. Ale definitywnie zamarło mu serce, kiedy usłyszał, że w zamku yale powolutku obraca się klucz. Kurczowo wczepił w teczkę zimne, zwilgotniałe dłonie, czuł, że jeżeli jaszcze przez chwilą potrwa ten szmer w dziurce od klucza, to nie wytrzyma i przeraźliwie wrzaśnie.

Wreszcie drzwi poddały się czyimś wysiłkom, otworzyły się i bezszelestnie wszedł do gabinetu Warionucha. Rimski opadł na fotel, bowiem ugięły się pod nim nogi. Nabrawszy do płuc powietrza uśmiechnął się, jak gdyby przymilnie, i cicho powiedział:

– Boże, jakżeś ty mnie przestraszył...

Tak, to nieoczekiwane pojawienie się Warionuchy każdego mogło przestraszyć, ale jednocześnie sprawiło ono dyrektorowi wielką radość – w tej zawikłanej sprawie odnalazł się koniec jednej przynajmniej nitki.

– No, mówże prędzej! No! no! – czepiając się tej nitki wychrypiał Rimski. – Co to wszystko ma znaczyć?!

– Przepraszam cię bardzo – zamykając drzwi głucho odpowiedział przybysz. – Myślałem, że już cię nie ma.

I Warionucha nie zdejmując kaszkietu podszedł do fotela i zasiadł po drugiej stronie biurka.

Trzeba tu zaznaczyć, że w odpowiedzi Warionuchy dało się wyczuć coś nieuchwytnego, lecz dziwnego. Coś, co od razu wychwycił dyrektor, którego wrażliwość śmiało mogła konkurować z najczulszymi sejsmografami. Jakże to tak? Więc po co Warionucha szedł do gabinetu dyrektora finansowego, skoro sądził, że go tam nie ma? Przecież, po pierwsze, ma własny gabinet. A po drugie – którymkolwiek wejściem wszedł Warionucha do budynku, nieuniknianie musiał spotkać jednego ze stróżów nocnych, a wszystkim im zostało zapowiedziane, że dyrektor zostanie nieco dłużej w swoim gabinecie. Ale dyrektor nie zastanawiał się długo nad tą dziwną okolicznością – nie to mu było w głowie.

– Dlaczegoś nie zadzwonił? Co ma znaczyć ta cała heca z Jałtą?

– No, to, co mówiłem – cmoknąwszy, jakby mu doskwierał bolący ząb, odpowiedział administrator. – Znaleźli go w knajpie w Puszkino.

– Jak to w Puszkino?! To przecież pod Moskwą?! A depesza z Jałty?!

– Jaka tam, u diabła, Jałta! Spił puszkińskiego telegrafistę i obaj zaczęli rozrabiać, a między innymi wysyłali telegramy z adnotacją “Jałta”.

– Aha... Aha... No, dobrze, dobrze... – raczej zaśpiewał, niż powiedział Rimski. Jego oczy rozjarzyły się żółtawym blaskiem. Oczyma duszy widział już z radością triumfalną scenę zdejmowania okrytego hańbą Stiopy ze stanowiska. Wyzwolenie! Tak długo oczekiwane wyzwolenie dyrektora finansowego od tej żywiołowej klęski, od Stiopy. Lichodiejewa! A może uda się podszykować mu nawet coś gorszego niż wylanie z pracy... – Szczegóły! – powiedział Rimski i stuknął w biurko suszką.

Więc Warionucha zaczął opowiadać o szczegółach. Kiedy przyszedł tam, dokąd go posłał dyrektor, został natychmiast przyjęty i wysłuchany z wielką uwagą. Nikt, oczywiście, nie sądził nawet przez chwilę, że Stiopa może być w Jałcie. Wszyscy od razu zgodzili się z przypuszczeniem Warionuchy, że Stiopa siedzi z pewnością w “Jałcie”, w Puszkino.

– Gdzie on teraz jest? – przerwał administratorowi zdenerwowany dyrektor finansowy.

– A gdzie ma być? – odpowiedział ze złośliwym uśmiechem administrator. – Jasne, że w izbie wytrzeźwień.

– No, no! Moje uszanowanie!

Warionucha tymczasem ciągnął swoją opowieść i im dłużej opowiadał, tym wyraziściej rysował się dyrektorowi długi łańcuch wyskoków i bezeceństw Lichodiejewa, a każde kolejne ogniwo tego łańcucha gorsze było od poprzedniego. Ileż był wart choćby ów pijacki taniec w objęciach telegrafisty na polance przed pocztą w Puszkino, przy dźwiękach katarynki jakiegoś włóczykija! Albo gonitwa za jakimiś obywatelkami, które uciekały piszcząc ze strachu! Albo próba wszczęcia bójki z bufetowym w samej “Jałcie”! Rozrzucanie szczypiorku po podłodze w tejże “Jałcie”! Rozbicie ośmiu butelek białego wytrawnego “Aj–Danila”. Zdemolowanie licznika szoferowi taksówki, który nie chciał oddać Stiopie kierownicy. Pogróżki Stiopy, że przymknie obywateli, którzy usiłowali położyć kres jego chuligańskim numerom... Jednym słowem – ponura zgroza!

Перейти на страницу:

Похожие книги

Незримая жизнь Адди Ларю
Незримая жизнь Адди Ларю

Франция, 1714 год. Чтобы избежать брака без любви, юная Аделин заключает сделку с темным богом. Тот дарует ей свободу и бессмертие, но подарок его с подвохом: отныне девушка проклята быть всеми забытой. Собственные родители не узнают ее. Любой, с кем она познакомится, не вспомнит о ней, стоит Адди пропасть из вида на пару минут.Триста лет спустя, в наши дни, Адди все еще жива. Она видела, как сменяются эпохи. Ее образ вдохновлял музыкантов и художников, пускай позже те и не могли ответить, что за таинственная незнакомка послужила им музой. Аделин смирилась: таков единственный способ оставить в мире хоть какую-то память о ней. Но однажды в книжном магазине она встречает юношу, который произносит три заветных слова: «Я тебя помню»…Свежо и насыщенно, как бокал брюта в жаркий день. С этой книгой Виктория Шваб вышла на новый уровень. Если вы когда-нибудь задумывались о том, что вечная жизнь может быть худшим проклятием, история Адди Ларю – для вас.

Виктория Шваб

Фантастика / Магический реализм / Фэнтези