Читаем Mistrz i Małgorzata полностью

– U jakiego lekarza?... Zobaczyłby pan tego lekarza... – odpowiedział bufetowy i zaczął nagle szczękać zębami. – A na głowę proszę nie zwracać uwagi, głowa nic do tego nie ma... Niech pan plunie na głowę, ona nie ma z tym nic wspólnego... Rak wątroby – proszę go powstrzymać...

– Pan wybaczy, ale kto to panu powiedział!?

– Niech mu pan wierzy! – płomiennie poprosił bufetowy. – Już on dobrze wie, co mówi!

– Nic nie rozumiem! – wzruszając ramionami i odjeżdżając z fotelem od biurka mówił profesor. – Skądże ktoś może wiedzieć, kiedy pan umrze? Tym bardziej że, jak rozumiem, to nie jest lekarz!

– Na sali numer cztery – odpowiedział Andrzej Fokicz.

Wtedy profesor popatrzył na swego pacjenta, na jego głowę, na wilgotne spodnie i pomyślał: “Wariat, no, tego mi tu jeszcze brakowało...” Zapytał:

– Pije pan wódką?

– Nigdy do ust nie wziąłem – odpowiedział bufetowy.

W chwilę później leżał rozebrany na ceratowej kozetce, a profesor ugniatał mu brzuch. Należy tu dodać, że Andrzej Fokicz znacznie poweselał. Profesor zapewnił go kategorycznie, że teraz, a w każdym razie w obecnej chwili, nie ma żadnych objawów nowotworu, ale jeżeli... jeżeli nastraszony przez jakiegoś szarlatana pacjent tak bardzo się obawia raka, to trzeba zrobić wszystkie analizy...

Profesor pisał coś, wyjaśniał, dokąd należy pójść i co tam należy zanieść... Poza tym dał Andrzejowi Fokiczowi karteczkę do neurologa, profesora Bourre'a, twierdził bowiem, że system nerwowy bufetowego jest w fatalnym stanie.

– Ile jestem panu winien, profesorze? – subtelnym, drżącym głosem zapytał bufetowy wyciągając gruby portfel.

– Ile pan uważa – oschle odpowiedział profesor.

Bufetowy wyjął trzydzieści rubli, wyłożył je na stół, a następnie nieoczekiwanym miękkim ruchem, jak gdyby posługiwał się kocią łapką, postawił na czerwońcach pobrzękujący słupek owinięty w starą gazetę.

– A to co takiego? – zapytał Kuźmin i podkręcił wąsa.

– Niech pan nie wzgardzi, panie profesorze – wyszeptał bufetowy. – Błagam, niech pan zatrzyma raka!

– Proszę natychmiast zabrać to złoto – powiedział dumny z siebie profesor. – Niech pan lepiej leczy nerwy. Proszę od razu jutro oddać mocz do analizy, proszę nie pić zbyt wiele herbaty i jeść zupełnie bez soli.

– Nawet zupy nie solić? – zapytał bufetowy.

– Niczego nie solić – polecił profesor.

– Ech! – czule patrząc na profesora, zabierając dziesiątki i sunąc tyłem w kierunku drzwi smętnie wykrzyknął bufetowy.

Pacjentów profesor tego wieczora miał niewielu, z nadejściem zmierzchu wyszedł ostatni z nich. Zdejmując fartuch profesor spojrzał na to miejsce, na którym bufetowy zostawił czerwonce, i zobaczył, że nie ma tam żadnych banknotów, leżą natomiast na biurku trzy etykietki z butelek “Abrau –Durso”.

– Diabli wiedzą, co to takiego! – zamruczał Kuźmin ciągnąc za sobą po podłodze fartuch i studiując papierki. – Okazuje się, że to był nie tylko schizofrenik, ale także oszust! Ale nie mogę zrozumieć, czego on mógł chcieć ode mnie? Czyżby przyszedł po skierowanie na analizę moczu? Oo! Na pewno ukradł palta! – i profesor rzucił się do przedpokoju zapominając włożyć w rękaw fartucha drugą rękę. – Pani Kseniu! – przenikliwym głosem krzyknął w drzwiach przedpokoju. – Niech pani sprawdzi, czy są palta?

Okazało się, że palta są. Ale za to, kiedy profesor zrzuciwszy nareszcie z siebie fartuch wrócił do biurka, stanął jak wryty nie mogąc oderwać oczu od biurka. Tam, gdzie przed chwilą leżały etykietki, siedział teraz czarny kociak–sierotka, pyszczek miał nieszczęśliwy i miauczał nad spodeczkiem mleka.

– Co to takiego, o Boże?! To przecież... – i Kuźmin poczuł chłód na karku.

Na cichy i żałosny okrzyk profesora przybiegła Ksenia Nikitiszna i z miejsca uspokoiła go zapewniając, że to któryś z pacjentów musiał podrzucić kotka, co się często przydarza profesorom.

– Powodzi się im na pewno nie najlepiej – wyjaśniła Ksenia Nikitiszna – no, a u nas, oczywiście...

Zaczęli się zastanawiać, kto by to mógł zrobić. Podejrzenie padło na staruszkę z wrzodem żołądka.

– Ona, oczywiście – mówiła Ksenia Nikitiszna – myśli: tak czy owak śmierć mi pisana, a kociaka szkoda.

– Przepraszam! – krzyknął Kuźmin. – A co z mlekiem?... Też staruszka przyniosła? Razem ze spodeczkiem, tak?

Przyniosła w buteleczce, a tu wylała na spodek – wytłumaczyła Ksenia Nikitiszna.

– W każdym razie proszę zabrać i kociaka, i spodek – powiedział Kuźmin i odprowadził Ksenię Nikitisznę do drzwi. Kiedy wrócił, sytuacja uległa już zmianie.

Wieszając fartuch na gwoździu profesor usłyszał śmiech na podwórku. Wyjrzał i oczywiście osłupiał. Przez podwórko biegła w stronę oficyny dama w samej tylko koszuli. Profesor wiedział nawet, jak się owa dama nazywa – Maria Aleksandrowna. Jakiś chłopiec śmiał się.

– Co to ma być? – powiedział z dezaprobatą Kuźmin.

W tym momencie za ścianą w pokoju jego córki patefon zagrał fokstrota “Alleluja” i w tejże chwili za profesorskimi plecami rozległo się ćwierkanie wróbla. Kuźmin odwrócił się i zobaczył, że po jego biurku skacze sobie ogromny wróbel.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Незримая жизнь Адди Ларю
Незримая жизнь Адди Ларю

Франция, 1714 год. Чтобы избежать брака без любви, юная Аделин заключает сделку с темным богом. Тот дарует ей свободу и бессмертие, но подарок его с подвохом: отныне девушка проклята быть всеми забытой. Собственные родители не узнают ее. Любой, с кем она познакомится, не вспомнит о ней, стоит Адди пропасть из вида на пару минут.Триста лет спустя, в наши дни, Адди все еще жива. Она видела, как сменяются эпохи. Ее образ вдохновлял музыкантов и художников, пускай позже те и не могли ответить, что за таинственная незнакомка послужила им музой. Аделин смирилась: таков единственный способ оставить в мире хоть какую-то память о ней. Но однажды в книжном магазине она встречает юношу, который произносит три заветных слова: «Я тебя помню»…Свежо и насыщенно, как бокал брюта в жаркий день. С этой книгой Виктория Шваб вышла на новый уровень. Если вы когда-нибудь задумывались о том, что вечная жизнь может быть худшим проклятием, история Адди Ларю – для вас.

Виктория Шваб

Фантастика / Магический реализм / Фэнтези