Читаем Mistrz i Małgorzata полностью

Tuż przy wyjściu na Bronną podniósł się z ławki na spotkanie redaktora obywatel identycznie taki sam, jak ten, który przedtem w świetle słońca utkał się z tłustego upału. Tylko że teraz nie był już ulepiony z powietrza, był normalny, z krwi i kości. W zapadającym zmierzchu Berlioz wyraźnie zobaczył, że facet ma wąsiki jak kurze piórka, maleńkie ironiczne i na wpół pijane oczka, a kraciaste porcięta podciągnięte są tak wysoko, że widać brudne białe skarpetki.

Berlioz aż się cofnął, ale uspokoiła go myśl, że jest to po prostu głupi zbieg okoliczności i że w ogóle nie pora się nad tym zastanawiać.

— Szukacie wyjścia, obywatelu? — zardzewiałym tenorem zasięgnął informacji kraciasty typ. — Tędy, proszę. Prosto, a traficie, gdzie należy. Dalibyście za dobrą radę na ćwiartkę na wzmocnienie zdrowia byłego regenta chóru cerkiewnego — i, zgrywając się, facet zdjął zamaszyście swoją dżokejską czapeczkę.

Berlioz nie miał zamiaru dłużej słuchać żebrzącego zgrywusa — dyrygenta, podbiegł do wyjścia i położył rękę na turnikiecie. Przekręcił go i już zamierzał postawić stopę na szynach, kiedy w twarz bryznęło mu białe i czerwone światło — na szklanej skrzynce zapłonął napis:,Strzeż się tramwaju”.

I tramwaj ten natychmiast nadleciał skręcając w nową trasę, z Jermołajewskiej na Bronną. Kiedy zakręcił i wyszedł na prostą, niespodziewanie rozbłysnął wewnątrz elektrycznym światłem, zawył i dodał gazu.

Ostrożny Berlioz, choć stał w bezpiecznym miejscu, postanowił zawrócić, przesunął rękę na turnikiecie i zrobił krok do tyłu. I wtedy jego ręka ześlizgnęła się i spadła, noga niepowstrzymanie, jak po lodzie, pojechała po kocich łbach schodzących ukośnie w dół ku szynom tramwajowym, drugą jego nogę poderwało i Berlioza wyrzuciło na torowisko.

Starając się złapać za cokolwiek upadł na wznak, tyłem głowy niezbyt mocno uderzył o bruk i zdążył jeszcze zobaczyć wysoko nad sobą pozłocisty księżyc, ale czy był on po prawej, czy po lewej — tego już nie wiedział. Michał Aleksandrowicz zdążył przekręcić się na bok, wściekłym ruchem, w tejże sekundzie podciągnął nogi pod brzuch, odwrócił się i zobaczył niepowstrzymanie pędzącą na niego zbielałą ze zgrozy twarz prowadzącej tramwaj kobiety i jej czerwoną opaskę. Nie krzyknął, ale cała ulica wokół niego zaskowyczała rozpaczliwymi kobiecymi głosami.

Kobieta — motorniczy szarpnęła elektryczny hamulec, wagon osiadł z nosem przy ziemi, potem błyskawicznie podskoczył, z brzękiem i łoskotem posypały się z okien szyby. I wtedy w mózgu Berlioza ktoś rozpaczliwie krzyknął: “A jednak!”

Raz jeszcze, ostatni raz, mignął księżyc, ale rozlatujący się na kawałki, potem zapanowała ciemność.

Tramwaj najechał na Berlioza i na bruk pod sztachety Patriarszej alei wypadł okrągły ciemny przedmiot. Przedmiot ten stoczył się na dół i podskoczył na kocich łbach jezdni.

Była to odcięta głowa Berlioza.

<p>4. Pogoń</p>

Ucichły histeryczne krzyki kobiet, milicyjne gwizdki odgwizdały swoje, jedna karetka pogotowia zabrała do kostnicy bezgłowe ciało i osobno głowę, druga zaś — poranioną odłamkami szkła ślicznotkę, która prowadziła tramwaj, dozorcy w białych fartuchach zmietli rozbite szkło, posypali piaskiem kałużę krwi, poeta zaś jak upadł na ławkę, nie zdążywszy dobiec do wyjścia, tak na niej pozostał. Kilkakrotnie próbował wstać, ale nogi odmawiały mu posłuszeństwa — Bezdomnemu przydarzyło się coś, co można porównać jedynie do paraliżu.

Pobiegł do wyjścia, skoro tylko usłyszał pierwszy krzyk, widział podskakującą po kamieniach jezdni głowę. Widok ten niemal przyprawił go o szaleństwo. Upadł na ławką i aż do krwi ugryzł się w ręką. Zapomniał oczywiście o zwariowanym Niemcu i tylko jedno starał się teraz zrozumieć; jak to może być — dopiero co rozmawiał z Berliozem, a teraz, dosłownie w minutę później — ta głowa…

Przejęci ludzie biegli alejką obok poety, wołali coś, ale do Iwana ich słowa nie docierały. Nagle niespodziewanie tuż przed nim wpadły na siebie dwie kobiety. jedna z nich ostronosa i rozczochrana, tuż nad uchem poety krzyknęła do drugiej, co następuje:

— Annuszka, to nasza Annuszka! Ta z Sadowej! To wszystko przez nią… Kupiła w spożywczym olej słonecznikowy i trzask litrówką o turnikiet. Oj, wyklinała, na czym świat stoi, cała spódnice sobie uświniła! A on, biedak, pewnikiem poślizgnął się, no i pojechał na szyny…

Ze wszystkiego, co krzyczała kobieta, dotarło do nieprzytomnego mózgu poety jedno tylko słowo — “Annuszka”…

— Annuszka… Annuszka? — zamamrotał rozglądając się trwożnie. — Zaraz, zaraz…

Do słowa “Annuszka” dołączyły słowa “olej słonecznikowy”, a następnie, nie wiadomo dlaczego, “Poncjusz Piłat”. Piłata poeta odrzucił i zaczął łączyć ogniwa łańcucha poczynając od słowa “Annuszka”. Ogniwa te połączyły się nader szybko i zaprowadziły natychmiast do zwariowanego profesora.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Плаха
Плаха

Самый верный путь к творческому бессмертию – это писать sub specie mortis – с точки зрения смерти, или, что в данном случае одно и то же, с точки зрения вечности. Именно с этой позиции пишет свою прозу Чингиз Айтматов, классик русской и киргизской литературы, лауреат самых престижных премий, хотя последнее обстоятельство в глазах читателя современного, сформировавшегося уже на руинах некогда великой империи, не является столь уж важным. Но несомненно важным оказалось другое: айтматовские притчи, в которых миф переплетен с реальностью, а национальные, исторические и культурные пласты перемешаны, – приобрели сегодня новое трагическое звучание, стали еще более пронзительными. Потому что пропасть, о которой предупреждал Айтматов несколько десятилетий назад, – теперь у нас под ногами. В том числе и об этом – роман Ч. Айтматова «Плаха» (1986).«Ослепительная волчица Акбара и ее волк Ташчайнар, редкостной чистоты души Бостон, достойный воспоминаний о героях древнегреческих трагедии, и его антипод Базарбай, мятущийся Авдий, принявший крестные муки, и жертвенный младенец Кенджеш, охотники за наркотическим травяным зельем и благословенные певцы… – все предстали взору писателя и нашему взору в атмосфере высоких температур подлинного чувства».А. Золотов

Чингиз Айтматов , Чингиз Торекулович Айтматов

Проза / Советская классическая проза