Читаем Mistrz i Małgorzata полностью

“Wysmażyli całą rozprawę” — pomyślał Iwan, siedzący zaś wprawnie przejrzał arkusz, mruknął: “Yhmm, yhmm…” i zamienił z otoczeniem kilka zdań w mało znanym języku. “I po łacinie mówi zupełnie jak Piłat” — ze smutkiem pomyślał Iwan. Nagle usłyszał słowo, które sprawiło, że drgnął, a było to słowo,schizofrenia” — niestety, już wczoraj na Patriarszych Prudach to samo słowo padło z ust przeklętego cudzoziemca, a dziś powtórzył je tutaj profesor Strawiński. “I o tym też wiedział!” — pomyślał z przerażeniem Iwan.

Strawiński miał widocznie taką zasadę, że zgadzał się ze wszystkim, cokolwiek mówiło jego otoczenie, i przyjmował to z entuzjazmem, który wyrażał w słowach: “Wyśmienicie, wyśmienicie”…

— Wyśmienicie! — powiedział zwracając komuś arkusz, po czym zwrócił się do Iwana:

— Pan jest poetą?

— Jestem poetą — posępnie odparł Iwan i po raz pierwszy w życiu poczuł nagle jakiś niewytłumaczalny wstręt do poezji, a jego własne wiersze, o których zaraz pomyślał, z niewiadomych powodów wydały mu się czymś niesympatycznym.

Zmarszczył czoło i z kolei zapytał Strawińskiego:

— Pan jest profesorem?

Na co Strawiński z uprzedzającą grzecznością skłonił głowę.

— Pan tu jest najważniejszy? — ciągnął Iwan. W odpowiedzi Strawiński znowu skłonił głowę.

— Chciałbym z panem pomówić — powiedział znacząco Iwan Nikołajewicz.

— Po to właśnie przyszedłem — odparł Strawiński.

— Chodzi o to — zaczął Iwan czując, że wybiła jego godzina — że zrobili ze mnie wariata i nikt nie chce słuchać tego, co mówię!…

— O, przeciwnie, wysłuchamy pana z wielką uwagą — poważnie, uspokajająco powiedział Strawiński. — I w żadnym razie nie pozwolimy robić z pana wariata.

— To niech pan słucha: wczoraj wieczorem na Patriarszych Prudach spotkałem jakąś tajemniczą osobistość, jakiegoś chyba cudzoziemca, który z góry wiedział, że Berlioz zginie, i widywał osobiście Poncjusza Piłata.

Świta słuchała poety w milczeniu, zamarła bez ruchu.

— Piłata? Tego Piłata, który żył za czasów Jezusa Chrystusa? — patrząc na Iwana zmrużonymi oczyma zapytał Strawiński.

— Właśnie, tego.

— Aha — powiedział Strawiński — a Berlioz to ten, który wpadł pod tramwaj?

— Właśnie na moich oczach wczoraj go przejechało na Patriarszych Prudach, a ten zagadkowy obywatel…

— Ten znajomy Poncjusza Piłata? — zapytał Strawiński, który najwidoczniej umiał bystro kojarzyć fakty.

— Właśnie on — uważnie przyglądając się Strawińskiemu przytaknął Iwan. — Więc on już przedtem powiedział, że Annuszka rozlała olej słonecznikowy… A on się akurat w tym miejscu poślizgnął! No i jak to się panu podoba? — znacząco zagadnął Iwan, pewien, że jego słowa wywierają ogromne wrażenie.

Ale nie wywarły takiego wrażenia, tylko Strawiński najzwyczajniej zadał następujące pytanie:

— A któż to taki, ta Annuszka?

To pytanie nieco wytrąciło Iwana z równowagi, skurcz wykrzywił mu twarz.

— Annuszka nic tu nie ma do rzeczy — powiedział denerwując się. — Diabli wiedzą, co to za jedna. Po prostu jakaś idiotka z Sadowej. Chodzi o to, że on z góry, rozumie pan, z góry wiedział o tym oleju słonecznikowym! Pan mnie rozumie?

— Doskonale rozumiem — poważnie odpowiedział Strawiński i dotknąwszy kolana poety dodał: — Proszę się uspokoić i proszę opowiadać dalej.

— Więc dalej — powiedział Iwan starając się utrafić w ton Strawińskiego i wiedząc już z własnych gorzkich doświadczeń, że tylko spokój może mu pomóc — więc ten straszny typ (on zresztą kłamie, że jest konsultantem) ma jakąś niezwykłą moc. Na przykład gonisz go pan, ale nie ma na to siły, żeby dogonić… Jest z nim jeszcze taka parka, też dobra, ale to już inna para kaloszy — taki wysoki, w stłuczonych szkłach i jeszcze niewiarygodnie wielki kot, który sam jeździ tramwajem. Poza tym — Iwan, któremu nikt nie przerywał, mówił z coraz większym zapałem i z coraz większym przekonaniem — on był osobiście na tarasie Poncjusza Piłata, co do tego nie ma dwóch zdań. No, więc co się dzieje, ludzie? Trzeba go natychmiast aresztować, bo inaczej zdarzy się jakieś straszliwe nieszczęście.

— Zatem domaga się pan, aby go aresztowano? Czy dobrze pana zrozumiałem? — zapytał Strawiński.

“To mądry człowiek — pomyślał Iwan. — Trzeba przyznać, że wśród inteligentów także trafiają się wyjątkowo mądrzy ludzie, nie da się temu zaprzeczyć” — i odparł:

— Pewnie! Jak mam się tego nie domagać, niech pan sam pomyśli! A tymczasem trzymają mnie tu siłą, świecą mi w oczy lampą, wsadzają do wanny, pytają o wujka Fiedię. Wujek już dawno ziemię gryzie. Żądam, żeby mnie natychmiast wypuszczono!

— No, cóż, wyśmienicie, wyśmienicie! — powiedział Strawiński. — A zatem wszystko się wyjaśniło. Rzeczywiście, po cóż mielibyśmy trzymać w lecznicy człowieka, który jest zdrów? Dobrze więc, natychmiast pana stąd wypuszczę, jeśli mi pan tylko powie, że jest pan normalny. Nie musi pan tego udowadniać, wystarczy, że pan to powie. A więc — czy jest pan normalny?

Zapadła absolutna cisza, otyła kobieta, która rankiem krzątała się przy Iwanie, popatrzyła na profesora z szacunkiem i z zachwytem. Iwan zaś raz jeszcze pomyślał: “To stanowczo mądry człowiek!”

Перейти на страницу:

Похожие книги

Плаха
Плаха

Самый верный путь к творческому бессмертию – это писать sub specie mortis – с точки зрения смерти, или, что в данном случае одно и то же, с точки зрения вечности. Именно с этой позиции пишет свою прозу Чингиз Айтматов, классик русской и киргизской литературы, лауреат самых престижных премий, хотя последнее обстоятельство в глазах читателя современного, сформировавшегося уже на руинах некогда великой империи, не является столь уж важным. Но несомненно важным оказалось другое: айтматовские притчи, в которых миф переплетен с реальностью, а национальные, исторические и культурные пласты перемешаны, – приобрели сегодня новое трагическое звучание, стали еще более пронзительными. Потому что пропасть, о которой предупреждал Айтматов несколько десятилетий назад, – теперь у нас под ногами. В том числе и об этом – роман Ч. Айтматова «Плаха» (1986).«Ослепительная волчица Акбара и ее волк Ташчайнар, редкостной чистоты души Бостон, достойный воспоминаний о героях древнегреческих трагедии, и его антипод Базарбай, мятущийся Авдий, принявший крестные муки, и жертвенный младенец Кенджеш, охотники за наркотическим травяным зельем и благословенные певцы… – все предстали взору писателя и нашему взору в атмосфере высоких температур подлинного чувства».А. Золотов

Чингиз Айтматов , Чингиз Торекулович Айтматов

Проза / Советская классическая проза