Читаем Mistrz i Małgorzata полностью

— Diabli wiedzą, co to takiego! — zamruczał Kuźmin ciągnąc za sobą po podłodze fartuch i studiując papierki. — Okazuje się, że to był nie tylko schizofrenik, ale także oszust! Ale nie mogę zrozumieć, czego on mógł chcieć ode mnie? Czyżby przyszedł po skierowanie na analizę moczu? Oo! Na pewno ukradł palta! — i profesor rzucił się do przedpokoju zapominając włożyć w rękaw fartucha drugą rękę. — Pani Kseniu! — przenikliwym głosem krzyknął w drzwiach przedpokoju. — Niech pani sprawdzi, czy są palta?

Okazało się, że palta są. Ale za to, kiedy profesor zrzuciwszy nareszcie z siebie fartuch wrócił do biurka, stanął jak wryty nie mogąc oderwać oczu od biurka. Tam, gdzie przed chwilą leżały etykietki, siedział teraz czarny kociak — sierotka, pyszczek miał nieszczęśliwy i miauczał nad spodeczkiem mleka.

— Co to takiego, o Boże?! To przecież… — i Kuźmin poczuł chłód na karku.

Na cichy i żałosny okrzyk profesora przybiegła Ksenia Nikitiszna i z miejsca uspokoiła go zapewniając, że to któryś z pacjentów musiał podrzucić kotka, co się często przydarza profesorom.

— Powodzi się im na pewno nie najlepiej — wyjaśniła Ksenia Nikitiszna — no, a u nas, oczywiście…

Zaczęli się zastanawiać, kto by to mógł zrobić. Podejrzenie padło na staruszkę z wrzodem żołądka.

— Ona, oczywiście — mówiła Ksenia Nikitiszna — myśli: tak czy owak śmierć mi pisana, a kociaka szkoda.

— Przepraszam! — krzyknął Kuźmin. — A co z mlekiem?… Też staruszka przyniosła? Razem ze spodeczkiem, tak?

Przyniosła w buteleczce, a tu wylała na spodek — wytłumaczyła Ksenia Nikitiszna.

— W każdym razie proszę zabrać i kociaka, i spodek — powiedział Kuźmin i odprowadził Ksenię Nikitisznę do drzwi. Kiedy wrócił, sytuacja uległa już zmianie.

Wieszając fartuch na gwoździu profesor usłyszał śmiech na podwórku. Wyjrzał i oczywiście osłupiał. Przez podwórko biegła w stronę oficyny dama w samej tylko koszuli. Profesor wiedział nawet, jak się owa dama nazywa — Maria Aleksandrowna. Jakiś chłopiec śmiał się.

— Co to ma być? — powiedział z dezaprobatą Kuźmin.

W tym momencie za ścianą w pokoju jego córki patefon zagrał fokstrota “Alleluja” i w tejże chwili za profesorskimi plecami rozległo się ćwierkanie wróbla. Kuźmin odwrócił się i zobaczył, że po jego biurku skacze sobie ogromny wróbel.

“Hm… tylko spokojnie! — pomyślał profesor — ptak wleciał, kiedy odchodziłem od okna. Wszystko w porządku!” — zalecił sobie czując, że wszystko jest w najzupełniejszym nieporządku, i to głównie z powodu tego wróbla. Kiedy profesor przyjrzał mu się, od razu spostrzegł, że wróbel ten to nie jest zwyczajny wróbel. Obmierzły ptak chromał na lewą łapkę, najwyraźniej wymałpiał się, powłóczył nogą, wybijał synkopy, jednym słowem, tańczył fokstrota przy dźwiękach patefonu niczym pijany przy barze, zachowywał się tak po chamsku, jak tylko potrafił, i obelżywie patrzył na profesora.

Dłoń Kuźmina spoczęła na aparacie telefonicznym, profesor miał zamiar zadzwonić do swego kolegi Bourre'a, chciał go zapytać, co by też mogły oznaczać tego rodzaju wróbelki w wieku lat sześćdziesięciu i co to znaczy, jeżeli do tego nagle człowiekowi zaczyna się kręcić w głowie?

Tymczasem wróbel usiadł na ofiarowanym niegdyś profesorowi kałamarzu, napaskudził do niego (ja nie żartuję!), następnie wzbił się w górę, zawisł w powietrzu, po czym z rozpędu, dziobem niczym ze stali, uderzył w szkło fotografii przedstawiającej grono absolwentów uniwersytetu z roku 1894, rozbił to szkło na drobne kawałki i wyfrunął przez okno.

Profesor zmienił decyzję i zamiast zadzwonić do profesora Bourre'a zadzwonił do wypożyczalni pijawek, powiedział, że mówi profesor Kuźmin, i poprosił, by mu niezwłocznie przysłano pijawki do domu, Odłożył słuchawkę, znów odwrócił się do biurka i wrzasnął. Za biurkiem w czepku siostry miłosierdzia siedziała kobieta z torbą, a na torbie napisane było: “pijawki”. Krzyk wyrwał się profesorowi, kiedy spojrzał na usta kobiety — były to męskie usta, wykrzywione od ucha do ucha i sterczał z nich kieł. Oczy siostry były martwe.

— Pieniążki się schowa — męskim basem powiedziała siostra. — Po co mają się tu poniewierać — ptasią łapą zgarnęła etykietki i powoli rozpłynęła się w powietrzu.

Minęły dwie godziny. Profesor Kuźmin siedział na swoim łóżku w sypialni, pijawki wisiały mu na skroniach, za uszami i na szyi. W nogach łóżka siedział na jedwabnej kołdrze siwowąsy profesor Bourre, patrzył na Kuźmina ze współczuciem i pocieszał go, że wszystko to głupstwo. W oknie była już noc.

Nie wiemy, jakie jeszcze przedziwne rzeczy działy się w Moskwie tej nocy, i oczywiście nie zamierzamy tego dociekać, tym bardziej że czas już, abyśmy przeszli do drugiej części tej jakże prawdziwej opowieści. Za mną, czytelniku!

CZĘŚĆ DRUGA

19. Małgorzata

Za mną, czytelniku! Któż to ci powiedział, że nie ma już na świecie prawdziwej, wiernej, wiecznej miłości? A niechże wyrwą temu kłamcy jego plugawy język!

Za mną, czytelniku mój, podążaj za mną, a ja ci ukażę taką miłość!

Перейти на страницу:

Похожие книги

Плаха
Плаха

Самый верный путь к творческому бессмертию – это писать sub specie mortis – с точки зрения смерти, или, что в данном случае одно и то же, с точки зрения вечности. Именно с этой позиции пишет свою прозу Чингиз Айтматов, классик русской и киргизской литературы, лауреат самых престижных премий, хотя последнее обстоятельство в глазах читателя современного, сформировавшегося уже на руинах некогда великой империи, не является столь уж важным. Но несомненно важным оказалось другое: айтматовские притчи, в которых миф переплетен с реальностью, а национальные, исторические и культурные пласты перемешаны, – приобрели сегодня новое трагическое звучание, стали еще более пронзительными. Потому что пропасть, о которой предупреждал Айтматов несколько десятилетий назад, – теперь у нас под ногами. В том числе и об этом – роман Ч. Айтматова «Плаха» (1986).«Ослепительная волчица Акбара и ее волк Ташчайнар, редкостной чистоты души Бостон, достойный воспоминаний о героях древнегреческих трагедии, и его антипод Базарбай, мятущийся Авдий, принявший крестные муки, и жертвенный младенец Кенджеш, охотники за наркотическим травяным зельем и благословенные певцы… – все предстали взору писателя и нашему взору в атмосфере высоких температур подлинного чувства».А. Золотов

Чингиз Айтматов , Чингиз Торекулович Айтматов

Проза / Советская классическая проза