— U Linusa, starszego kapłana chrześcijan. Ona tam jest wraz z Ursusem, a ten po dawnemu chodzi do młynarza, który zwie się tak jak twój dyspensator, panie, Demas… Tak, Demas!… Ursus pracuje nocami, więc otoczywszy dom w nocy, nie znajdzie się go… Linus jest stary… a w domu prócz niego są tylko jeszcze starsze dwie niewiasty.
— Skąd to wszystko wiesz?
— Pamiętasz, panie, że chrześcijanie mieli mnie w swym ręku i oszczędzili. Glaukus myli się wprawdzie, mniemając, żem ja przyczyną jego nieszczęść, ale uwierzył w to nieborak i wierzy dotąd, a jednak oszczędzili mnie! Więc nie dziw się, panie, że wdzięczność napełniła mi serce. Jam człowiek z dawnych, lepszych czasów. Zatem myślałem: mamże zaniechać moich przyjaciół i dobroczyńców? Zali nie byłoby zatwardziałością nie zapytać o nich, nie wywiedzieć się, co się z nimi dzieje, jak im służy zdrowie i gdzie mieszkają? Na pessinuncką Cybelę! nie ja jestem do tego zdolny. Wstrzymywała mnie z początku obawa, żeby źle nie zrozumieli mych zamiarów. Ale miłość, jaką do nich miałem, okazała się większą od obawy, a zwłaszcza dodała mi otuchy ta łatwość, z jaką ani przebaczają wszelkie krzywdy. Przede wszystkim jednak myślałem o tobie, panie. Ostatnia nasza wyprawa zakończyła się porażką, a czyż taki syn Fortuny może pogodzić się z tą myślą? Więc przygotowałem ci zwycięstwo.
Dom stoi osobno. Możesz go kazać otoczyć niewolnikom tak, że i mysz się nie wyśliźnie. O, panie, panie! od ciebie zależy tylko, by jeszcze dzisiejszej nocy ta wielkoduszna królewna znalazła się w domu twoim. Ale jeśli się to stanie, pomyśl, że przyczynił się do tego bardzo biedny i zgłodniały syn mojego ojca.
Winicjuszowi krew napłynęła do głowy. Pokusa raz jeszcze wstrząsnęła całym jego jestestwem. Tak jest! To był sposób i tym razem sposób pewny. Gdy raz będzie miał Ligię u siebie, któż zdoła mu ją odjąć? Gdy raz uczyni Ligię swoją kochanką, cóż jej pozostanie innego, jak zostać nią na zawsze? I niech zginą wszelkie nauki! Co dla niego będą znaczyli wówczas chrześcijanie, razem z ich miłosierdziem i posępną wiarą? Zali nie czas otrząsnąć się z tego wszystkiego? Zali nie czas rozpocząć żyć, jak wszyscy żyją? Co następnie uczyni Ligia, jak pogodzi swój los z nauką, którą wyznaje, to również rzecz mniejsza. To są rzeczy bez wagi!
Przede wszystkim będzie jego, i to dziś jeszcze. A i to pytanie, czy się w jej duszy ostoi owa nauka wobec tego nowego dla niej świata, wobec rozkoszy i uniesień, którym musi się poddać? A stać się to może jeszcze dziś. Dość zatrzymać Chilona i wydać o zmroku rozkazy. I potem radość bez końca! „Czym było moje życie? — myślał Winicjusz. — Cierpieniem, niezaspokojoną żądzą i zadawaniem sobie ciągłych pytań bez odpowiedzi.” W ten sposób przetnie i skończy się wszystko. Przypomniał sobie wprawdzie, że przyrzekł jej, iż nie wzniesie na nią ręki. Ale na cóż przysięgał? Nie na bogów, bo w nich już nie wierzył, nie na Chrystusa, bo w niego jeszcze nie wierzył. Zresztą, jeśli będzie się czuła pokrzywdzona, zaślubi ją i w ten sposób wynagrodzi jej krzywdę. Tak! do tego czuje się zobowiązanym, bo przecież zawdzięcza jej życie. Tu przypomniał mu się ów dzień, w którym wraz z Krotonem wpadł do jej schronienia; przypomniał sobie wzniesioną nad sobą pięść Ursusa i wszystko, co nastąpiło potem. Ujrzał ją znów schyloną nad jego łożem, przebraną w strój niewolnicy, piękną jak bóstwo, dobroczynną i uwielbioną. Oczy jego mimo woli przeniosły się na lararium i na ów krzyżyk, który zostawiła mu odchodząc. Zali jej za to wszystko zapłaci nowym zamachem? Zali będzie ją ciągał za włosy do cubiculum jak niewolnicę? I jakże potrafi to uczynić, skoro nie tylko jej pożąda, ale ją kocha, a kocha za to właśnie, że jest taką, jaką jest? I nagle uczuł, że nie dość mu ją mieć w domu, nie dość chwycić przemocą w ramiona i że jego miłość chce już czegoś więcej, to jest: jej zgody, jej kochania i jej duszy. Błogosławiony ten dach, jeśli ona wejdzie pod niego dobrowolnie, błogosławiona chwila, błogosławiony dzień, błogosławione życie. Wówczas szczęście obojga będzie jako morze nieprzebrane i jako słońce. Ale porwać ją przemocą byłoby to zabić na wieki takie szczęście, a zarazem zniszczyć, splugawić i zohydzić to, co jest najdroższe i jedynie ukochane w życiu.
Zgroza przejęła go teraz na samą myśl o tym. Spojrzał na Chilona, który, wpatrując się w niego, zasunął rękę pod łachman i drapał się niespokojnie, po czym przejęło go niewypowiedziane obrzydzenie i chęć zdeptania tego dawnego pomocnika tak, jak depce się plugawe robactwo lub jadowitego węża. Po chwili wiedział już, co ma uczynić. Lecz nie znając w niczym miary, a idąc za popędem swej srogiej rzymskiej natury, zwrócił się do Chilona i rzekł:
— Nie uczynię tego, co mi radzisz, byś jednak nie odszedł bez nagrody, na jaką zasługujesz, każę ci dać trzysta rózeg w domowym ergastulum.
Chilo zbladł. W pięknej twarzy Winicjusza tyle było zimnej zawziętości, iż ani chwili nie mógł się łudzić nadzieją, by obiecana zapłata była tylko okrutnym żartem.