Przez chwilę szli w milczeniu, nie mogąc objąć piersiami szczęścia, rozkochani w sobie, podobni do dwojga bóstw i tak piękni, jakby ich wraz z kwiatami wydala na świat wiosna.
Stanęli wreszcie pod cyprysem rosnącym blisko wejścia do izby. Ligia oparła się o jego pień. Winicjusz zaś znów począł prosić drgającym głosem:
— Każ Ursusowi pójść do domu Aulusów, zabrać twoje sprzęty i zabawki dziecinne i przenieść do mnie. A ona, spłonąwszy jak róża lub jak jutrzenka, odrzekła: — Zwyczaj każe inaczej.
— Ja wiem. Zanosi je zwykle pronuba dopiero za oblubienicą, ale uczyń to dla mnie. Ja zabiorę je do mojej willi w Ancjum i będą mi cię przypominały.
Tu złożył ręce i jął powtarzać jak dziecko, które prosi: — Pomponia wróci w tych dniach, więc uczyń to,
— Niech Pomponia zrobi, jak zechce — odrzekła Ligia płonąc na wspomnienie „pronuby”
jeszcze silniej. I znów umilkli, gdyż miłość poczęła im tamować dech w piersiach. Ligia stała oparta plecami o cyprys, z twarzą bielejącą w cieniu na kształt kwiatu, ze spuszczonymi oczyma i falującą żywiej piersią, a Winicjasz mienił się na twarzy i bladł. W ciszy południowej słyszeli bicie własnych serc i w upojeniu wzajemnym ów cyprys, krzewy mirtowe i bluszcze letnika zmieniały im się w ogród miłości.
Lecz Miriam ukazała się we drzwiach i zaprosiła ich na południowy posiłek. Zasiedli wówczas wśród Apostołów, ci zaś patrzyli na nich z uciechą, jako na młode pokolenie, które po ich śmierci miało zachować i siać dalej ziarno nowej nauki. Piotr łamał i błogosławił chleb; na wszystkich twarzach był spokój i jakieś ogromne szczęście zdawało się przepełniać całą tę izbę.
— Patrzże — rzekł wreszcie Paweł zwracając się do Winicjusza — zaliśmy nieprzyjaciółmi życia i radości? Ów zaś odpowiedział:
— Wiem, jako jest, bom nigdy nie był tak szczęśliwy jak między wami.
ROZDZIAŁ XXXV
Wieczorem dnia tego Winicjusz przechodząc przez Forum do domu spostrzegł przy wejściu na Vicus Tuscus złoconą lektykę Petroniusza, niesioną przez ośmiu Bityńczyków, i zatrzymawszy ich znakiem ręki, zbliżył się do firanek.
— Obyś miał sen przyjemny i błogi! — zawołał śmiejąc się na widok uśpionego Petroniusza.
— Ach, to ty! — rzekł ocknąwszy się Petroniusz. — Tak! zdrzemnąłem się, bom noc spędził na Palatynie. Teraz wybrałem się, by sobie kupić coś do czytania do Ancjum… Co słychać?
— Chodzisz po księgarniach? — spytał Winicjusz.
— Tak. Nie chcę wprowadzić nieładu w bibliotece, więc na drogę czynię osobne zapasy.
Podobno wyszły nowe rzeczy Musoniusza i Seneki. Szukam także Persjusza i pewnego wydania eklog Wergilego, którego nie mam. Och, jakiż jestem zmęczony i jak ręce mnie bolą od zdejmowania zwojów z kołków… Bo gdy się jest raz w księgarni, ciekawość bierze to i owo zobaczyć. Byłem u Awiruna, u Atraktusa na Argiletum, a przedtem jeszcze u Sozjuszów na Vicus Sandalarius. Na Kastora! jak mi się spać chce!…
— Byłeś na Palatynie, więc ja ciebie spytam, co słychać? Albo wiesz co? Odeślij lektykę i puszki z książkami, a pójdź do mnie. Pomówimy o Ancjum i o czymś jeszcze.
— Dobrze — odrzekł Petroniusz wysuwając się z lektyki. — Musisz przecie wiedzieć, że pojutrze wybieramy się do Ancjum.
— Skądżebym miał wiedzieć?
— Na jakim ty świecie żyjesz? A więc ja pierwszy zwiastuję ci nowinę? Tak! Bądź gotów na pojutrze rano. Groch na oliwie nie pomógł, chustka na grubym karku nie pomogła i Miedzianobrody ochrypł. Wobec tego nie ma mowy o zwłoce. Przeklina Rzym i jego powietrze, na czym świat stoi, rad by go z ziemią zrównać albo zniszczyć ogniem i chce mu się morza jak najprędzej. Powiada, że te zapachy, które wiatr niesie z wąskich uliczek, wtrącą go do grobu. Dziś czyniono wielkie ofiary we wszystkich świątyniach, by mu wrócił głos — i biada Rzymowi, a zwłaszcza senatowi, jeśli prędko nie wróci.
— Nie byłoby po co jechać wówczas do Achai.
— Alboż nasz boski cezar ten jeden tylko talent posiada? — odrzekł śmiejąc się Petroniusz. Wystąpiłby na igrzyskach olimpijskich jako poeta ze swoim pożarem Troi, jako woźnica, jako muzyk, jako atleta, ba, nawet jako tancerz i zabrałby w każdym razie wszystkie korony przeznaczone dla zwycięzców. Czy wiesz, dlaczego ta małpa ochrypła? Oto wczoraj zachciało mu się dorównać w tańcu naszemu Parysowi i tańczył nam przygodę Ledy, przy czym spotniał i zaziębił się. Cały był mokry i klejki jak węgorz świeżo wyjęty z wody. Zmieniał maski jedna po drugiej, kręcił się jak wrzeciono, machał rękami jak spity majtek i aż obrzydliwość brała patrzeć na ten wielki brzuch i na te cienkie nogi. Parys uczył go od dwóch tygodni, ale wyobraźże sobie Ahenobarba jako Ledę albo bogałabędzia. To łabędź! nie ma co mówić! Ale on chce publicznie wystąpić z tą pantominą, naprzód w Ancjum, a potem w Rzymie.
— Gorszono się już tym, że śpiewał publicznie; ale pomyśleć sobie, że cezar rzymski wystąpi jako mima, nie! Tego chyba Rzym nie zniesie!
— Mój drogi! Rzym wszystko zniesie, a senat uchwali dziękczynienie „ojcu ojczyzny”.
Po chwili zaś dodał: