Lecz on przycisnął już usta do jej białych jak jaśmin dłoni i przez chwilę słyszeli tylko bicie własnych serc. W powietrzu nie było najmniejszego powiewu i cyprysy stały tak nieruchome, jakby również zatrzymały dech w piersiach…
Nagle ciszę przerwał grzmot niespodziany, głęboki i jakby wychodzący spod ziemi.
Dreszcz przebiegł przez ciało Ligii, Winicjusz zaś powstawszy rzekł:
— To lwy ryczą w vivariach…
I poczęli oboje nasłuchiwać. Tymczasem pierwszemu grzmotowi odpowiedział drugi, trzeci, dziesiąty, ze wszystkich stron i dzielnic. W mieście bywało czasem po kilka tysięcy lwów pomieszczonych przy różnych arenach i nieraz nocami, zbliżając się do krat i opierając o nie olbrzymie głowy, głosiły w ten sposób swą tęsknotę za wolnością i pustynią. Tak poczęły tęsknić i teraz, i podając jeden drugiemu głos w ciszy nocnej, napełniły rykiem całe miasto.
Było w tym coś niewypowiedzianie groźnego i posępnego, toteż Ligia, której owe głosy spłoszyły jasne i spokojne widzenia przyszłości, słuchała ich z sercem ściśniętym jakąś dziwną trwogą i smutkiem.
Lecz Winicjusz otoczył ją ramieniem i rzekł:
— Nie bój się, droga. Igrzyska blisko, więc wszystkie vivaria przepełnione.
Po czym weszli oboje do domku Linusa, przeprowadzeni coraz potężniejszym grzmotem lwich głosów.
ROZDZIAŁ XL
W Ancjum tymczasem Petroniusz odnosił niemal każdego dnia nowe zwycięstwa nad augustianami współubiegającymi się z nim o łaskę cezara. Wpływ Tygellina upadł zupełnie. W Rzymie, gdy trzeba było usuwać ludzi, którzy wydawali się niebezpieczni, łupić ich mienie, załatwiać sprawy polityczne, dawać widowiska, zdumiewające przepychem i złym smakiem, a wreszcie zaspakajać potworne zachcenia cezara, Tygellinus, zarówno przebiegły, jak gotów na wszystko, okazywał się niezbędnym. Ale w Ancjum, wśród pałaców przeglądających się w lazurach morza, cezar żył życiem helleńskim. Od rana do wieczora czytywano wiersze, rozprawiano nad ich budową i doskonałością, zachwycano się szczęśliwymi zwrotami, zajmowano się muzyką, teatrem, słowem, wyłącznie tym, co wynalazł i czym przyozdobił życie geniusz grecki. Lecz w takich warunkach, niezrównanie więcej wykształcony od Tygellina i innych augustianów, Petroniusz, dowcipny, wymowny, pełen subtelnych poczuć i smaku, musiał uzyskać przewagę.
Cezar szukał jego towarzystwa, zasięgał jego zdania, pytał o radę, gdy sam tworzył, i okazywał przyjaźń żywszą niż kiedykolwiek. Otaczającym wydawało się, że wpływ jego odniósł wreszcie ostateczne zwycięstwo, że przyjaźń między nim i cezarem weszła już w okres stały i że przetrwa lata. Ci nawet, którzy dawniej okazywali niechęć wykwintnemu epikurejczykowi, poczęli go teraz otaczać i ubiegać się o jego łaski. Niejeden rad był nawet szczerze w duszy, że przewagę uzyskał człowiek, który wiedział wprawdzie, co o kim ma myśleć, i przyjmował ze sceptycznym uśmiechem pochlebstwa wczorajszych wrogów, lecz czy to przez lenistwo, czy przez wytworność nie był mściwym i potęgi swej nie używał na cudzą zgubę lub szkodę.
Bywały chwile, że mógł zgubić nawet i Tygellina, ale on wolał go wyśmiewać i wyprowadzać na jaw jego brak wykształcenia i pospolitość. Senat w Rzymie odetchnął, gdyż od półtora miesiąca żaden wyrok śmierci nie został wydany. I w Ancjum, i w mieście opowiadano wprawdzie dziwy o wyrafinowaniu, do jakiego doszła rozpusta cezara i jego faworyta, każdy jednak wolał czuć nad sobą cezara wyrafinowanego niż zezwierzęconego w rękach Tygellina.
Sam Tygellinus tracił głowę i wahał się, czy nie dać za wygraną, albowiem cezar wielokrotnie odzywał się, że w całym Rzymie i na całym dworze są tylko dwie dusze zdolne się zrozumieć i dwóch prawdziwych Hellenów: on i Petroniusz.
Zdumiewająca zręczność tego ostatniego utwierdziła ludzi w przekonaniu, iż jego wpływ przetrwa wszystkie inne. Nie zdawano już sobie sprawy, jakby cezar zdołał się bez niego obejść, z kim by mógł rozmawiać o poezji, muzyce, wyścigach i w czyje oczy by patrzył chcąc sprawdzić, czy to, co tworzy, jest naprawdę doskonałym. Petroniusz zaś, ze zwykłą sobie niedbałością, zdawał się nie przywiązywać żadnej wagi do swego stanowiska. Bywał, jak zwykle, opieszały, leniwy, dowcipny i sceptyczny. Częstokroć czynił na ludzi wrażenie człowieka, który drwi z nich, z siebie, z cezara i z całego świata. Chwilami ośmielał się przyganiać w oczy cezarowi i gdy inni sądzili, iż posuwa się za daleko lub wprost gotuje sobie zgubę, on umiał przyganę przyprawić nagle w taki sposób, że wychodziła na jego korzyść, w obecnych zaś budziła podziw i przekonanie, że nie masz położenia, z którego nie wyszedłby z tryumfem. Raz, mniej więcej w tydzień po powrocie Winicjusza z Rzymu, cezar czytał w małym kółku ustęp ze swej