I w miarę jak powtarzano to imię, twarze naokół stawały się mniej groźne, a wrzaski mniej wściekłe, albowiem ów wykwintny patrycjusz, jakkolwiek nigdy nie zabiegał o łaski ludu, był jednak jego ulubieńcem. Uchodził za człowieka ludzkiego i hojnego; a popularność jego wzrosła zwłaszcza od czasu sprawy Pedaniusza Sekunda, w której przemawiał za złagodzeniem okrutnego wyroku skazującego na śmierć wszystkich niewolników prefekta. Szczególniej tłumy niewolników kochały go odtąd taką niepohamowaną miłością, jaką ludzie pognębieni i nieszczęśni zwykli miłować tych, którzy okazują im choć trochę współczucia. Prócz tego w chwili obecnej dołączyła się i ciekawość, co powie wysłannik cezara, nikt bowiem nie wątpił, że cezar wysłał go umyślnie.
On zaś, zdjąwszy z siebie swą białą, obramowaną szkarłatnym szlakiem togę, podniósł ją w górę i począł nią wywijać nad głową na znak, że chce przemówić.
— Milczeć! Milczeć! — wołano ze wszystkich stron. Po chwili uciszyło się istotnie. Wówczas wyprostował się na koniu i począł mówić donośnym, spokojnym głosem:
— Obywatele! Niech ci, którzy mnie usłyszą, powtórzą słowa moje tym, którzy stoją dalej, wszyscy zaś niechaj się zachowują jak ludzie, nie jak zwierzęta w arenach.
— Słuchamy! Słuchamy!…
— Zatem słuchajcie. Miasto zostanie odbudowane. Ogrody Lukulla, Mecenasa, Cezara i Agrypiny będą dla was otwarte! Od jutra rozpocznie się rozdawnictwo zboża, wina i oliwy, tak aby każdy mógł napełnić brzuch aż do gardła! Potem cezar wyprawi wam igrzyska, jakich świat nie widział dotąd, przy których czekają was uczty i dary. Bogatsi będziecie po pożarze jak przed pożarem!
Odpowiedział mu pomruk, który rozchodził się tak od środka na wszystkie strony, jak rozchodzą się fale na wodzie, w którą rzucił ktoś kamień: to bliżsi powtarzali dalszym jego słowa. Potem tu i owdzie ozwały się okrzyki gniewne lub potakujące, które zmieniły się wreszcie w jeden powszechny, olbrzymi wrzask:
—
Petroniusz owinął się w togę i przez czas jakiś słuchał nieruchomy, podobny w swej białej odzieży do marmurowego posągu. Wrzask wzrastał, głuszył odgłosy pożaru, odzywał się ze wszystkich stron i z coraz większych głębin, lecz wysłannik widocznie miał jeszcze coś do powiedzenia, albowiem czekał.
I wreszcie. nakazawszy znów wzniesioną ręką milczenie, zawołał:
— Obiecuję wam
To rzekłszy zwrócił konia i uderzając z lekka laską po głowach i twarzach tych, którzy mu stali na drodze, odjechał z wolna do pretoriańskich szeregów.
Po chwili był pod wodociągiem. Na górze zastał niemal popłoch. Nie zrozumiano tam okrzyku: „
— I cóż? Co się tam dzieje? Czy już bitwa? Petroniusz nabrał powietrza w płuca, odetchnął głęboko i odrzekł:
— Na Polluksa! Pocą się i cuchną! Niech mi kto poda epilimmę, bo zemdleję.
Po czym zwrócił się do cezara.
— Obiecałem im — rzekł — zboże, oliwę, otwarcie ogrodów i igrzyska. Ubóstwiają cię znowu i wrzeszczą spierzchłymi wargami na twoją cześć. Bogowie, jaki ten plebs ma nieprzyjemny zapach!
— Pretorianów miałem gotowych — zawołał Tygellin — i gdybyś ich nie uspokoił, krzykacze umilkliby na wieki. Szkoda, cezarze, iż mi nie pozwoliłeś użyć siły.
Petroniusz popatrzył na mówiącego, wzruszył ramionami i rzekł:
— To jeszcze nie stracone. Może będziesz jej musiał użyć jutro.
— Nie, nie — rzekł cezar. — Każę im otworzyć ogrody i rozdawać zboże. Dzięki ci, Petroniuszu! Igrzyska wyprawię, a tę pieśń. którą wam śpiewałem dzisiaj, odśpiewam publicznie.
To rzekłszy położył rękę na ramieniu Petroniusza, chwilę milczał, a na koniec, ochłonąwszy, zapytał:
— Powiedz szczerze: jak ci się wydałem, gdym śpiewał?
— Byłeś godnym widoku, jak widok był godnym ciebie — odpowiedział Petroniusz.
Po czym zwrócił się do pożaru.
— Ale przypatrzmy się jeszcze — rzekł — i pożegnajmy się ze starym Rzymem.
ROZDZIAŁ XLVIII
Słowa Apostoła wlały ufność w dusze chrześcijan. Koniec świata wydawał im się zawsze bliskim, poczęli jednak wierzyć, że straszliwy sąd nie nastąpi natychmiast i że przedtem jeszcze zobaczą może koniec panowania Nerona, które uważali za panowanie Antychrysta, i karę Boską na wołające o pomstę jego zbrodnie. Pokrzepieni więc w sercach, poczęli rozchodzić się po ukończeniu modłów z podziemia i wracać do swych tymczasowych schronisk, a nawet i na Zatybrze, gdyż przyszły wieści, że ogień, podłożony w kilkunastu miejscach, zwrócił się wraz ze zmianą wiatru znów ku rzece i strawiwszy tu i owdzie, co mógł strawić, przestał się szerzyć.
Apostoł w towarzystwie Winicjusza i idącego za nimi Chilona opuścił również podziemie.