Ciężko dysząc zaczął grzebać w niemiłosiernie wypchanych kieszeniach. Wyjął złożony na pół list. Wysłano go z Francji. Poznałem eleganckie pismo Denise.
– Nadszedł wczoraj do Learmonth Hotel i pozwoliłem go sobie otworzyć. Jego zawartość może być panu niemiła, mister Valaise, ale to prawdopodobnie on uratował panu życie.
Zacząłem czytać:
„Kochany Gburze!
Czy lvanhoe Pierwszy był rogaczem? Tego nikt nie wie! Za to wiadomo, że lvanhoe Drugi został nim! To się stało nazajutrz po Twoim wyjeździe. Z kim? Z Narcyzem, rzecz jasna, z tym ślicznym blondynem z plaży. Skórę ma jak jedwab i gra w siatkówkę po mistrzowsku, ale w łóżku myśli tylko o sobie. Jedyna przyjemność, jaką miałam z tym wspaniałym idiotą, nie była natury fizycznej, lecz moralnej. Wyobraź sobie, że spytał o Ciebie (nie tyle z sympatii, ile z obawy, że zaraz wrócisz). Opowiedziałam mu o Twojej idylli z córką Albionu i wiesz, co ten cherubin wykrzyknął? «Mam nadzieję, że to nie była ta dziewczyna, która zrobiła mi numer z samochodem». Wzięłam go no spytki. Nie było wątpliwości, chodziło o tę samą babę! Aby móc zaczepiać mężczyzn bez narażenia na szwank własnej opinii, myli samochody! Trzeba było na to wpaść! Z Narcyzem numer się nie udał, bo nie była w jego typie. W jego samochodzie
Będziesz pewnie uważał, że jestem złośliwa? Chyba tak, ale wiedz, że po cnocie najważniejszą rzeczą u kobiety jest jej miłość własna.
Coś miłego jednak na zakończenie: brakuje mi Ciebie.
Twoja Denise"
Złożyłem list. Ogarnęło mnie uczucie goryczy i najgłębszego poniżenia.
– Ten list stał się punktem zwrotnym w moim śledztwie, mister Valaise. Czytając go, zrozumiałem nagle, że pan nie kłamał i że był pan raczej ofiarą niż zabójcą. A nic tak nie pobudza do działania mózgownicy gliny, jak właśnie tego rodzaju sytuacja.
Moje milczenie zmusiło go do spojrzenia na mnie.
Musiałem mieć dziwną minę, bo przyglądając się sunącym obok nas ogromnym autobusom, zaczął pociągać dziwnie nosem i skulił się w samym kącie auta.
„Gdybyś się okazał królem frajerów, to nie byłabym specjalnie zdziwiona!".
Co było lepsze? Być mordercą czy frajerem? Dlaczego miałem uważać za osobistą klęskę to, że przestałem grać rolę mordercy z premedytacją? Czy Brett nie pogardzał mną teraz bardziej, gdy okazałem się ofiarą, a nie winowajcą? Królowi frajerowi! Czy lvanhoe I był rogaczem?! Czułem się, jakbym znalazł się na dnie, w mrocznych oparach, przez które przebija się zatrwożone stado zahukanych facetów w moim typie. Byłem oszukanym idealistą, wyśmianym bohaterem, zdradzonym kochankiem!
Na dobrą sprawę, jedyny moment, w czasie którego wyglądałem na bohatera, zaistniał poprzedniego dnia, kiedy ława przysięgłych uznała mnie winnym zabójstwa z premedytacją.
– Jak pan do tego doszedł, monsieur Brett? Był widocznie myślami daleko, bo odezwał się do mnie dopiero po chwili.
– Do czego, mister Valaise?
– Jak pan odkrył prawdę?
– Przestudiowałem na nowo wszystkie materiały sprawy: pana zeznania i zeznania świadków.
– I co?
– Zwróciłem wówczas uwagę na pewien szczegół: mrs Faulks i mrs Morthon zapewniały, że pan pierwszy zadzwonił do Nevila Faulksa. Udałem się raz jeszcze do pańskiego hotelu, gdzie właściciel oświadczył mi stanowczo, że pan do nikogo nie dzwonił. Ale nie był pewien, czy pan cały wieczór przebywał w swoim pokoju. Oglądał telewizję i pan mógł wyjść między dziewiątą a wpół do jedenastej. Skupiłem się więc nad drugim wezwaniem telefonicznym, nad rozmową Nevila z panem, w czasie której potwierdzał przyjęcie propozycji spotkania W tym „Bed and breakfast rozmowy z miastem odbywają się za pośrednictwem włościcielki, która łączy je z poszczególnymi pokojami. Ponieważ mo słabą pamięć, zapisuje numery na specjalnej tablicy. I jest ich na niej pełno.
Przyglądałem mu się z podziwem.
– Jest pan gliną najwyższego lotu, monsieur Brett.
– Dziękuję.
– I co pan dalej zrobił, jeśli można spytać?
– Moi ludzie zaczęli sprawdzać wszystkie numery figurujące na tablicy. W końcu jeden z nich okazał się godny uwagi. Należał do pewnej umeblowanej kawalerki. Została wynajęta na dzień przed przybyciem paulksów do Edynburga przez niejakiego mr Brenta z Londynu. Chciałem się przekonać, jak wygląda ów osobnik. Zaczaiłem się. Wreszcie nadszedł...
Brett nie mógł oprzeć się dłużej chęci zapalenia: wyjął fajkę z kieszeni i nabił ją. Zanim dojechaliśmy do komendy policji, pociągnął z niej kilkakrotnie.
– I co dalej, inspektorze?