Читаем Trylogia o Reynevanie – II Boży Bojownicy полностью

Był pierwszy sierpnia. Dzień Świętego Piotra W Okowach. U Starszych Ludów i czarownic święto Hlafmas. Festiwal żniw. Przez tydzień Reynevan przymierzał się do rozmowy z Juttą. Bał się takiej rozmowy, bał się jej skutków. Jutta wielokrotnie rozmawiała z nim o naukach Husa i Hieronima, o czterech artykułach praskich i generalnie o założeniach reformy husyckiej. I choć wobec pewnych doktryn utrakwizmu potrafiła być dość sceptyczną, nigdy ani jednym słowem, najmniejszą nawet aluzją czy sugestią nie objawiła tego, czego się obawiał: neofickiego zapału. Klasztor w Białym Kościele – rozmowa z opatką wątpliwości w tym względzie nie pozostawiała – skażony był błędami Joachima z Fiore, Budowniczych Trzeciego Kościoła i Siostrzeństwa Wolnego Ducha; opatką, zakonnice – a zapewne i konwersy – czciły Odwieczną i Potrójną Wielką Matkę, co łączyło je z ruchem adoratorów Gwilelminy Czeszki jako żeńskiej inkarnacji Ducha Świętego. I Maifredy da Pirovano, pierwszej gwilelmickiej papieżycy. Do tego w oczywisty sposób mniszki uprawiały białą magię, wiążąc się tym samym z kultem Aradii, królowej czarownic, zwanej w Italii La Bella Pellegrina. Ale choć Reynevan krążył wokół Jutty czujnie niby żuraw, polując na znak czy sygnał, nigdy niczego nie złowił. Albo Jutta aż tak dobrze umiała się kamuflować i kryć, albo zagorzałą i zapaloną neofitką joachimickiej, gwilelmickiej i aradyjskiej herezji nie była bynajmniej. Reynevan nie mógł wykluczyć ani pierwszej, ani drugiej ewentualności. Jutta była zarówno dość sprytna, by umieć się maskować, jak i dość rozważna, by nie od razu i nie z głową skakać w coś i rzucać się w nurt czegoś. Pomimo uczucia, jakie zdawało się ich łączyć, pomimo często, entuzjastycznie i twórczo uprawianej miłości, pomimo tego, że ciała ich zdawały się nie mieć już przed sobą tajemnic, Reynevan pojmował, że wciąż nie wszystko o dziewczynie wie i że daleko nie wszystkie jej sekrety zdołał rozszyfrować. A jeśli było tak, że Jutta nie związała się jeszcze z herezją na dobre i złe, że wahała się, wątpiła lub wręcz była nastawiona krytycznie, tematu poruszać nie należało. Z drugiej strony zwlekać i przyglądać się bezczynnie nie należało również. Do tej pory wciąż brał sobie do serca słowa Zielonej Damy. Był na Śląsku wywołańcem, ściganym banitą, był husytą, wrogiem, szpiegiem i dywersantem. Tym, kim był, w co wierzył i czym się parał, wystawiał Juttę na niebezpieczeństwo i szwank. Zielona Dama, Agnes de Apolda, matka Jutty, miała rację – jeśli miał choć trochę przyzwoitości, nie mógł narazić dziewczyny, nie mógł pozwolić, by przez niego ucierpiała. Rozmowa z opatką zmieniła wszystko, a w każdym razie sporo. Klasztor w Białym Kościele, sam fakt przebywania w nim był, okazywało się, dla Jutty znacznie niebezpieczniejszy niż znajomość i związek z Reynevanem. Tezy Joachima i Spirytuałów, herezja – wciąż jakoś nie mógł myśleć o tym inaczej, znaleźć innego słowa – Budowniczych Trzeciego Kościoła, kult Gwilelminy i Maifredy były dla Rzymu i Inkwizycji odstępstwem równie ciężkim jak husytyzm. Wszystkie herezje i odstępstwa były zresztą wrzucane przez Rzym do jednego worka. Kacerz każdy – był sługą diabła. Dotyczyło to – co już było ewidentną śmiesznością – także kultu Wielkiej Matki, starszego wszak niż ludzkość. I niż diabeł, którego wszak to Rzym dopiero wymyślił. Ale fakt pozostawał faktem: kult Wszechmacierzy, adoracja Gwilelminy, błędy Joachima, Siostrzeństwo Wolnego Ducha, Trzeci Kościół – każdej z tych rzeczy wystarczało, by trafić do więzienia i na stos, względnie na dożywotnie pokutne pogrzebanie w dominikańskich lochach. Jutta nie powinna pozostawać w klasztorze. Należało coś przedsięwziąć.

Reynevan wiedział, co. A przynajmniej instynktownie czuł.


– Pytałaś mnie zimą – przewrócił się na bok, spojrzał jej w oczy. – Pytałaś, czy gotów jestem rzucić wszystko. Czy gotówem, tak jak stoję, uciec, powędrować wraz z tobą na kraj świata. Odpowiadam twierdząco. Kocham cię, Jutto, pragnę złączyć się z tobą po kres życia. Świat, jak się zda, robi, co może, by nam w tym przeszkodzić. Rzućmy więc wszystko i uciekajmy. Choćby do Konstantynopola. Milczała długo, pieszcząc go w zamyśleniu.

– A twoja misja? – zapytała wreszcie, wolno wypowiadając i ważąc słowa. – Masz wszak misję. Masz przekonania. Masz prawdziwie ważny i święty obowiązek. Chcesz zmienić obraz świata, poprawić go, uczynić lepszym. Jakże więc? Porzucisz misję? Zrezygnujesz z niej? Zapomnisz o Graalu? Niebezpieczeństwo, pomyślał. Uwaga. Niebezpieczeństwo.

Перейти на страницу:
Нет соединения с сервером, попробуйте зайти чуть позже