– Zatem postanowione. – Geary zebrał myśli i aktywował komunikator. – Mówi kapitan John Geary, głównodowodzący floty Sojuszu, to otwarty przekaz do wszystkich obywateli i władz światów Syndykatu znajdujących się w systemie Cavalosa. Nie podejmiemy żadnych ofensywnych działań, o ile sami nie zostaniemy zaatakowani. Jeśli jednak dojdzie do ataku, odpowiemy z całą stanowczością… – przerwał. – Mamy na pokładach naszych okrętów pięciuset sześćdziesięciu obywateli światów Syndykatu, których ewakuowaliśmy z systemu Wendiga na ich własną prośbę po awarii systemów podtrzymywania życia w tamtejszej kolonii. Zamierzamy dostarczyć ich do największej instalacji przemysłowej znajdującej się na orbicie gazowego giganta odległego o pięć godzin osiemnaście minut świetlnych od tutejszej gwiazdy. Atakując nasze jednostki podczas wykonywania tej operacji, wystawicie waszych współbraci na niebezpieczeństwo, sugeruję więc zachowanie pełnej powściągliwości. – Zaczerpnął tchu i kontynuował: – Nasza flota znajdowała się w systemie gwiezdnym Lakota w czasie, gdy okręty wojenne światów Syndykatu zniszczyły tamtejsze wrota hipernetowe, wywołując tym zabójczy impuls energetyczny, który wyrządził ogromne zniszczenia w całym układzie, nie wyłączając jedynej zamieszkanej planety. Prześlemy do wszystkich jednostek przestrzennych, instalacji orbitalnych oraz na powierzchnię planet szczegółowe zapisy dotyczące tego wydarzenia oraz wezwania pomocy nadawane przez ludzi ocalałych po kataklizmie na Lakocie Trzy. Ludność tej planety desperacko potrzebuje waszej pomocy, dlatego sugerujemy, abyście jak najszybciej przekazali informację o tym do sąsiednich systemów. Powtarzam, każdy atak na tę flotę spotka się ze zdecydowaną odpowiedzią. Na honor naszych przodków. – Usiadł wygodniej i spojrzał na Desjani. – Brzmiało wystarczająco groźnie?
– Jeśli mają odrobinę oleju w głowach.
Nikogo nie dziwiło, że Syndycy nie zareagowali bezpośrednio na przekaz Geary’ego i informacje z Lakoty. Wszystkie frachtowce Syndykatu albo uciekały w stronę najbliższych punktów skoku, albo chroniły się w stacjach orbitalnych, nie zauważono także żadnych prób reakcji na pojawienie się floty Sojuszu prócz standardowych i spodziewanych działań obronnych na powierzchni zamieszkanej planety. Także ukryci we flocie sabotażyści nie podjęli kolejnych prób, co jednak martwiło Geary’ego, nie był bowiem pewien, czy nie przeoczył jakiegoś szczegółu.
W chwili gdy flota zbliżyła się na odległość niespełna dwu godzin lotu do syndyckiej stacji orbitalnej, pojawiła się pierwsza reakcja.
– Odbieramy transmisję z syndyckiej instalacji przemysłowej – zameldował wachtowy z działu komunikacyjnego.
Geary otworzył połączenie, na ekranie pojawiła się kobieta o siwych włosach i rozbieganym spojrzeniu.
– Nie zbliżajcie się do tej stacji. Wasze wahadłowce nie mogą tutaj wylądować – oznajmiła.
– Ale wylądują – zapewnił ją Geary. – Przekażemy wam obywateli światów Syndykatu, a potem odlecimy.
– Będziemy się bronić, jeśli spróbujecie wedrzeć się w głąb bazy.
– Nie mamy zamiaru wdzierać się do żadnej stacji w tym systemie. Ale wahadłowcom będą towarzyszyć uzbrojeni komandosi. Upewnijcie się, że w pobliżu miejsca lądowania maszyn z waszymi obywatelami nie pojawi się nikt uzbrojony. Natychmiast po wyładowaniu cywilów komandosi i wahadłowce opuszczą waszą bazę.
Kobieta pokręciła głową, z jej głosu przebijał strach.
– Nie mogę pozwolić na obecność jakichkolwiek sił Sojuszu na terenie naszej stacji. Będziemy się bronić.
Geary nigdy nie lubił biurokratów, zwłaszcza takich, co nie są w stanie pojąć rzeczy, które kłócą się z przepisami.
– Słuchaj, kobieto. Jeśli ktokolwiek odważy się zaatakować moje okręty, wahadłowce albo ludzi przewożących waszych obywateli, rozpieprzę tę waszą stację tak, że nie zostanie atom na atomie. Zrozumiałaś? A jeśli ktoś otworzy ogień do cywilnej ludności, którą tam pozostawimy, dowalę wam jeszcze mocniej. To wasi obywatele. Ocaliliśmy ich z narażeniem życia, tracimy czas, którego nie mamy wiele, na to, by bezpiecznie odstawić ich do waszej stacji, więc lepiej zajmijcie się nimi tak dobrze jak my! – Geary podnosił głos w trakcie tej przemowy, kończąc ją tak głośnym krzykiem, że przeraził do reszty administratorkę bazy.
– Ta… tak. Ro… rozumiem – dukała. – Zaraz przygotujemy się na ich przybycie. Ale czynimy to pod przymusem. Mamy tutaj nasze rodziny na stacji…
– Tym bardziej nie powinniście robić problemów – odparł Geary, starając się wrócić do normalnego tonu. – Część ludzi, których zabraliśmy z Wendiga, ma zbyt poważne problemy ze zdrowiem, abyśmy mogli im pomóc u siebie. Zrobiliśmy, co się dało, ale będą wymagali długiego leczenia. Powiem wprost: uważam za odrażające, że wasi przywódcy potrafią zostawić swoich ludzi na pewną śmierć w koloniach, które nie posiadają sprawnych systemów podtrzymywania życia.
– Nie zamierzacie nas zabijać? Ani niszczyć stacji? – Administratorka miała najwyraźniej spory problem z ogarnięciem sytuacji.