Читаем Faraon полностью

— Chyba straciłbym rozum i byłbym gorszy od dzikiej świni, dla której wino znaczy tyle co pomyje — rzekł pisarz. — Niech ta figura w welonie pokutuje tu sto tysięcy lat, a nie dotknę jej, jeżeli taka twoja wola…

— Pamiętaj, że straciłbyś wszystko!.. — zawołał bóg i zniknął.

Uszczęśliwiony pisarz zaczął chodzić po swoim pałacu i wyglądać oknami. Obejrzał skarbiec i zważył w rękach złoto: było ciężkie; przypatrzył się drogim kamieniom — były prawdziwe. Kazał sobie podać jedzenie: natychmiast wbiegli niewolnicy, wykąpali go, ogolili i ubrali w cienkie szaty.

Najadł się i napił jak nigdy: jego głód bowiem łączył się z doskonałością potraw w jeden smak przedziwny. Zapalił wonności przed posągiem Amona i ubrał go w świeże kwiaty. Później siadł w oknie.

Na dziedzińcu rżało parę koni zaprzęgniętych do rzeźbionego wozu. W innym miejscu gromada ludzi z włóczniami i sieciami uspokajała niesforne psy myśliwskie rwące się do polowania. Przed śpichrzem jeden pisarz odbierał ziarno od rolników, przed oborą drugi pisarz przyjmował rachunek od dozorcy pastuchów.

W dali widać było gaj oliwny, wysokie wzgórze zarośnięte winogradem, łany pszenicy, a po wszystkich polach gęsto rozsadzone palmy daktylonośne.

„Zaiste! — rzekł do siebie — jestem dziś bogaty, tak właśnie, jak mi się należało. I jedno dziwi mnie, że tyle lat mogłem wytrzymać w upodleniu i nędzy. Muszę też wyznać — ciągnął w duchu — że nie wiem, czy potrafię zwiększyć ten ogromny majątek, bo i nie potrzebuję więcej, i nie będę miał czasu uganiać się za spekulacjami.” Zaczęło mu jednak nudzić się w pokojach, więc obejrzał ogród, objechał pola, porozmawiał ze sługami, którzy padali przed nim na brzuchy, choć byli tak ubrani, że on wczoraj jeszcze uważałby sobie za zaszczyt całować ich ręce. Lecz że i tam było mu nudno, więc wrócił do pałacu i przypatrywał się zapasom swojej śpiżarni i piwnicy tudzież sprzętom w komnatach.

„Ładne to — mówił do siebie — ale piękniejsze byłyby sprzęty z samego złota, a dzbany z drogich kamieni.”

Oczy jego machinalnie zwróciły się w ten kąt, gdzie stała figura okryta haftowanym welonem i — wzdychała.

„Wzdychaj sobie, wzdychaj!” — myślał biorąc kadzielnicę, aby spalić wonności przed posągiem Amona.

„Dobry to bóg — myślał — który ocenia przymioty mędrców, nawet bosych, i wymierza im sprawiedliwość. Jaki on mi dał piękny majątek!.. No, prawda, że i ja go uczciłem, wypisując podwójnym pismem imię Amon — na drzwiach tej chałupy. Albo jak ja mu to pięknie wyrachowałem: ile dostanie kurzych jaj za siedm kuropatw? Mieli słuszność moi mistrze twierdząc, że mądrość nawet bogom otwiera usta.”

Spojrzał znowu w kąt. Postać okryta welonem znowu westchnęła.

„Ciekawy jestem — mówił do siebie pisarz — dlaczego mój przyjaciel Amon zabronił mi dotykać tej oto sztuczki, co tam stoi w kącie? No, za taki majątek miał prawo nakładać mi warunki, chociaż ja nic podobnego nie zrobiłbym mu. Bo jeżeli cały ten pałac jest moją własnością, jeżeli wszystkiego, co tu jest, mogę używać, dlaczego tamtej rzeczy nie miałbym nawet dotknąć?…

Tak się mówi: nie wolno dotykać! Wolno wreszcie zobaczyć…” Zbliżył się do figury, zdjął ostrożnie welon, patrzy… jest coś bardzo ładnego. Niby piękny młody chłopiec, ale nie chłopiec… Ma włosy długie do kolan, drobne rysy i pełne słodyczy spojrzenie. Co ty jesteś? — mówi do figury.

— Ja jestem kobieta — odpowiada mu postać głosem tak cienkim, że wniknął mu w serce jak sztylet fenicki.

„Kobieta?… — myśli pisarz. — Tego mnie nie uczono w kapłańskiej szkole.” — Kobieta?… — powtórzył. — A co to masz o tutaj?…

— To moje oczy.

— Oczy?… Cóż ty zobaczysz takimi oczami, które od lada światła mogą się rozpłynąć.

— Bo moje oczy nie są do tego, żebym ja nimi patrzyła, tylko żebyś ty w nie patrzył! — odpowiedziała figura.

„Dziwne oczy!” — rzekł do siebie pisarz chodząc po pokoju.

Znowu przystanął przed postacią i zapytał:

— A to co masz?

— To moje usta.

— Przez bogi! umrzesz z głodu — zawołał — bo tak małymi ustami najeść się nie można…

— One też nie są do jedzenia — odparła figura — tylko żebyś ty je całował.

— Całował? — powtórzył pisarz. — I tego nie uczono mnie w kapłańskiej szkole… A to o… co to masz?

— To moje rączki.

— Rączki?… Dobrze, żeś nie powiedziała, że to ręce, bo takim rękoma nic byś zrobić nie potrafiła, nawet udoić owcy.

— Moje rączki nie są do roboty.

— Tylko do czego? — zdziwił się pisarz rozstawiając jej palce…

(Jak ja twoje, Kamo — rzekł następca pieszcząc drobną rączkę kapłanki.)

— Tylko do czego są takie ręce? — pytał pisarz figury.

— Ażebym nimi ciebie obejmowała za szyję.

— Chcesz mówić: za kark?… — wrzasnął przerażony pisarz, którego kapłani zawsze chwytali za kark, gdy miał otrzymać plagi.

— Nie za kark — rzekła postać — tylko o tak…

I objęła go — ciągnął książę — rękoma za szyję, o tak… (Tu otoczył się rękoma kapłanki…) i przytuliła go do swej piersi o tak, o… (Tu przytulił się do Kamy…)

— Panie, co robisz?… — szepnęła Kama. — Wszakże to śmierć moja…

— Bądź spokojna — odparł książę, — ja ci tylko pokazuję, co tamta postać robiła z pisarzem…

Перейти на страницу:

Похожие книги

Вечер и утро
Вечер и утро

997 год от Рождества Христова.Темные века на континенте подходят к концу, однако в Британии на кону стоит само существование английской нации… С Запада нападают воинственные кельты Уэльса. Север снова и снова заливают кровью набеги беспощадных скандинавских викингов. Прав тот, кто силен. Меч и копье стали единственным законом. Каждый выживает как умеет.Таковы времена, в которые довелось жить героям — ищущему свое место под солнцем молодому кораблестроителю-саксу, чья семья была изгнана из дома викингами, знатной норманнской красавице, вместе с мужем готовящейся вступить в смертельно опасную схватку за богатство и власть, и образованному монаху, одержимому идеей превратить свою скромную обитель в один из главных очагов знаний и культуры в Европе.Это их история — масшатабная и захватывающая, жестокая и завораживающая.

Кен Фоллетт

Историческая проза / Прочее / Современная зарубежная литература