— Jak pył wciska się do skrzyni, tak niegodziwe wieści wpadają do najspokojniejszych domów — rzekł Ramzes. — Któż ci mówił o Fenicjance?
— Czy ja wiem kto? Zła wróżba i serce moje.
— Więc są nawet i wróżby?…
— Straszne! Jedna stara kapłanka dowiedziała się podobno z kryształowej kuli, że wszyscy zginiemy przez Fenicjan, a przynajmniej ja i… mój syn!.. — wybuchnęła Sara.
— I ty, która wierzysz w Jedynego, w Jehowę, ty lękasz się bajań jakiejś głupiej staruchy, a może intrygantki?… Gdzież twój wielki Bóg?…
— Mój Bóg jest tylko moim, a tamci — twoimi, więc muszę ich szanować.
— Zatem ta stara mówiła ci o Fenicjanach? — pytał Ramzes.
— Ona wróżyła mi dawniej, jeszcze pod Memfisem, że powinnam wystrzegać się Fenicjanki — odparła Sara. — Ale dopiero tu wszyscy mówią o jakiejś kapłance fenickiej. Czy ja wiem, może tylko coś majaczy mi się w stroskanej głowie. Powiadali nawet, że gdyby nie jej uroki, nie skoczyłbyś panie, wtedy do areny… Ach, gdyby cię byk zabił!.. Jeszcze i teraz, kiedy myślę o nieszczęściu, jakie cię mogło spotkać, serce we mnie zastyga…
— Śmiej się z tego, Saro — przerwał wesoło książę.
— Kogo ja przygarnę do siebie, stoi tak wysoko, że go żaden strach nie powinien dosięgać…
Tym mniej głupie wieści.
— A nieszczęście? Czyliż jest dość wysoka góra, na którą nie doleciałby jego pocisk?…
— Macierzyństwo zmęczyło cię, Saro — rzekł książę — a gorąco rozstraja twoje myśli, i dlatego frasujesz się bez powodu. Bądź spokojna i czuwaj nad moim synem.
Człowiek — mówił w zamyśleniu — kimkolwiek on jest: Fenicjaninem czy Grekiem, może szkodzić tylko podobnym sobie istotom, ale nie nam, którzy jesteśmy bogami tego świata.
— Co powiedziałeś o Greku?… Jaki Grek?… — spytała niespokojnie Sara.
— Ja powiedziałem: Grek?… Nic o ty nie wiem. Może wymknął mi się podobny wyraz, a może ty przesłyszałaś się.
Ucałował Sarę i swego syna i pożegnał ich. Ale nie odpędził niepokoju.
„Raz trzeba sobie powiedzieć — myślał — że w Egipcie nie ukryje się żadna tajemnica. Mnie śledzą kapłani i moi dworzanie nawet wówczas, gdy są czy tylko udają pijanych, a nad Kamą czuwają wężowe źrenice Fenicjan. Jeżeli dotychczas nie ukryli jej przede mną, niewiele muszą dbać o jej cnotę. Zresztą wobec kogo?… Wobec mnie, któremu sami odsłonili oszustwa swojej świątyni!.. Kama będzie należała do mnie… Zbyt wiele mają w tym interesu, ażeby chcieli ściągać mój gniew na siebie…”
W parę dni przyszedł do księcia święty kapłan Mentezufis, pomocnik dostojnego Herhora w ministerium wojny. Ramzes patrząc na bladą twarz i spuszczone oczy proroka odgadł, że i ten już wie o Fenicjance, a może nawet, z kapłańskiego stanowiska, zechce mu robić wymówki. Ale Mentezufis tym razem nie dotknął sercowych spraw następcy. Przywitawszy księcia z urzędową miną prorok usiadł na wskazanym miejscu i zaczął:
— Z memfijskiego pałacu pana wieczności zawiadomiono mnie, że w tych czasach przyjechał do Pi-Bast wielki kapłan chaldejski Istubar, nadworny astrolog i doradca jego miłości króla Assara…
Książę chciał podpowiedzieć Mentezufisowi cel przybycia Istubara, ale przygryzł wargi i zmilczał.
— Zaś znakomity Istubar — ciągnął kapłan — przywiózł ze sobą dokumenta, na mocy których dostojny Sargon, powinowaty i satrapa jego miłości króla Assara, zostaje u nas posłem i pełnomocnikiem tegoż potężnego króla…
Ramzes o mało nie wybuchnął śmiechem. Powaga, z jaką Mentezufis raczył odsłonić cząstkę tajemnic od dawna znanych księciu, napełniła go wesołością i — pogardą.
„Więc ten kuglarz — myślał następca — nawet nie przeczuwa w sercu swoim, że ja znam wszystkie ich szalbierstwa?…”
— Dostojny Sargon i czcigodny Istubar — mówił Mentezufis — udadzą się do Memfis ucałować nogi jego świątobliwości. Pierwej jednak wasza dostojność, jako namiestnik, raczysz przyjąć łaskawie obu tych dygnitarzy tudzież ich świtę.
— Bardzo chętnie — odparł książę — a przy sposobności spytam ich: kiedy Asyria zapłaci nam zaległe daniny?
— Wasza dostojność zrobiłbyś to? — rzekł kapłan patrząc mu w oczy.
— Przede wszystkim to!.. Nasz skarb potrzebuje danin…
Mentezufis nagle powstał z siedzenia i uroczystym, choć zniżonym głosem rzekł:
— Namiestniku pana naszego i rozdawcy życia: w imieniu jego świątobliwości zabraniam ci mówić z kimkolwiek o daninach, a nade wszystko z Sargonem, Istubarem i kimkolwiek z ich świty.
Książę pobladł.
— Kapłanie — rzekł, również powstając — na jakiej zasadzie przemawiasz do mnie tonem zwierzchnika?…
Mentezufis odchylił szatę i zdjął ze szyi łańcuszek, na którym był jeden z pierścieni faraona.
Namiestnik obejrzał go, pobożnie ucałował i zwróciwszy kapłanowi odparł:
— Spełnię rozkazy jego świątobliwości, mego pana i ojca.
Znowu obaj usiedli i książę zapytał kapłana:
— Czy wasza dostojność nie mógłbyś mnie objaśnić: dlaczego Asyria nie ma nam płacić danin, które od razu wydobyłyby skarb państwa z kłopotów?