— Nie bluźnij, wasza dostojność — surowo przerwał Mefres. — Lekkomyślnie szperasz w najświętszych tajemnicach, a to bywało niebezpiecznym nawet dla większych od ciebie!
— Dobrze, nie będę szperał! Po czym jednak można poznać, że jeden Chaldejczyk jest wysłannikiem bogów, a drugi szpiegiem króla Assara?
— Po cudach — odparł Mefres. — Gdyby na twój rozkaz, książę, ten pokój napełnił się duchami, gdyby niewidzialne moce uniosły cię w powietrze, powiedzielibyśmy, żeś jest narzędziem nieśmiertelnych, i słuchalibyśmy twej rady…
Ramzes wzruszył ramionami.
— I ja widziałem duchy: robiła je młoda dziewczyna… I ja widziałem w cyrku leżącego w powietrzu kuglarza…
— Tylkoś nie dojrzał cienkich sznurków, które trzymali w zębach czterej jego pomocnicy…
— wtrącił Mentezufis.
Książę znowu roześmiał się i przypomniawszy sobie, co mu Tutmozis opowiadał o nabożeństwach Mefresa, rzekł szyderczym tonem:
— Za króla Cheopsa pewien arcykapłan chciał koniecznie latać po powietrzu. W tym celu modlił się do bogów, a swoim podwładnym kazał uważać: czy go nie podnoszą niewidzialne siły?… I co powiecie, święci mężowie: od tej pory nie było dnia, ażeby prorocy nie zapewniali arcykapłana, że unosi się w powietrzu, wprawdzie niewysoko, bo tylko na palec od podłogi…
Ale… co to waszej dostojności? — spytał nagle Mefresa.
Istotnie arcykapłan słuchając swojej własnej historii zachwiał się na krześle i byłby upadł, gdyby nie podtrzymał go Mentezufis.
Ramzes zmięszał się. Podał starcowi wody do picia, natarł mu czoło i skronie octem, zaczął go chłodzić wachlarzem…
Wkrótce święty Mefres przyszedł do siebie. Powstał z krzesła i rzekł do Mentezufisa:
— Już chyba możemy odejść?
— I ja tak myślę.
— A ja co mam robić? — spytał książę czując, że stało się coś złego.
— Spełnić obowiązki naczelnego wodza — odparł zimno Mentezufis.
Obaj kapłani ceremonialnie ukłonili się księciu i wyszli. Namiestnik był już całkiem trzeźwy, ale na serce spadł mu wielki ciężar. W tej chwili zrozumiał, że popełnił dwa ciężkie błędy: przyznał się kapłanom do tego, że zna ich wielką tajemnicę, i — niemiłosiernie zadrwił z Mefresa.
Oddałby rok życia, gdyby można zatrzeć w ich pamięci całą tę pijacką rozmowę. Ale już było za późno.
„Nie ma co — myślał — zdradziłem się i kupiłem sobie śmiertelnych wrogów. Ale trudno.
Walka zaczyna się w chwili najniekorzystniejszej dla mnie… Lecz idźmy dalej. Niejeden przecie faraon walczył z kapłaństwem i zwyciężył je, nawet nie mając zbyt silnych sprzymierzeńców. „
Tak jednak uczuł niebezpieczeństwo swego położenia, że w tej chwili przysiągł na świętą głowę ojca nigdy już nie pić większej ilości wina.
Kazał zawołać Tutmozisa. Powiernik zjawił się natychmiast, zupełnie trzeźwy.
— Mamy wojnę i jestem naczelnym wodzem — rzekł następca.
Tutmozis ukłonił się do ziemi.
— I nigdy już nie będę upijał się — dodał książę. — A wiesz dlaczego?
— Wódz powinien wystrzegać się wina i odurzających woni — odparł Tutmozis.
— Nie pamiętałem o tym i… wygadałem się przed kapłanami…
— Z czym? — zawołał przestraszony Tutmozis.
— Że ich nienawidzę i żartuję z ich cudów…
— Nic nie szkodzi. Oni chyba nigdy nie rachują na ludzką miłość.
— I że znam ich polityczne tajemnice — dodał książę.
— Aj… — syknął Tutmozis. — To jedno było niepotrzebne…
— Mniejsza o to — mówił Ramzes. — Wyślij natychmiast szybkobiegaczy do pułków, ażeby jutro z rana dowódcy zjechali się na radę wojenną. Każ zapalić sygnały alarmowe, ażeby wszystkie wojska Dolnego Egiptu od jutra maszerowały ku zachodniej granicy. Pójdź do nomarchy i zapowiedz mu, aby uwiadomił innych nomarchów o potrzebie gromadzenia żywności, odzieży i broni.
— Będziemy mieli kłopot z Nilem — wtrącił Tutmozis.
— Toteż niech wszystkie czółna i statki zatrzymają na odnogach Nilowych dla przewozu wojsk. Trzeba też wezwać nomarchów, ażeby zajęli się przygotowaniem pułków rezerwowych…
Tymczasem Mefres i Mentezufis wracali do swych mieszkań przy świątyni Ptah. Gdy znaleźli się sami w celi, arcykapłan podniósł ręce do góry i zawołał:
— Trójco nieśmiertelnych bogów: Ozirisie, Izydo i Horusie — ratujcie Egipt od zagłady!..
Jak świat światem, żaden faraon nie wypowiedział tylu bluźnierstw, ile dziś usłyszeliśmy od tego dzieciaka… Co mówię — faraon?… Żaden wróg Egiptu, żaden Cheta, Fenicjanin, Libijczyk nie ośmieliłby się tak znieważać kapłańskiej nietykalności…
— Wino robi człowieka przezroczystym — odparł Mentezufis.
— Ależ w tym młodym sercu kłębi się gniazdo żmij… Poniewiera stan kapłański, szydzi z cudów, nie wierzy w bogów…
— Najwięcej jednak zastanawia mnie to — rzekł zamyślony Mentezufis… skąd on wie o waszych układach z Beroesem? Bo, że wie, na to przysięgnę.
— Dokonano okropnej zdrady — odparł Mefres chwytając się za głowę.
— Rzecz bardzo dziwna! Było was czterech…
— Wcale nie czterech. Boć o Beroesie wiedziała starsza kapłanka Izydy, dwaj kapłani, którzy nam wskazali drogę do świątyni Seta, i kapłan, który go przyjął u wrót… Czekaj no!.. — mówił Mefres. — Ten kapłan wciąż siedział w podziemiach… A jeżeli podsłuchiwał?…