— Powiedz twojej Astoreth — odparł spokojnie następca — aby nigdy nie groziła książętom, bo i ona pójdzie do izby czeladniej.
— Rozumiem — wołała Kama. — Ja pójdę do czeladzi, może nawet do więzienia, a ty przez ten czas będziesz spędzał noce u swojej Żydówki!.. Za to, żem dla ciebie wyparła się bogów… ściągnęła na moją głowę przekleństwo… Za to, że nie mam godziny spokojnej, że zmarnowałam dla ciebie młodość, życie, nawet duszę, ty tak mi płacisz…
Książę przyznał w sercu, że istotnie Kama wiele poświęciła dla niego; i uczuł skruchę.
— Nie byłem i nie będę u Sary — odparł. — Ale co tobie szkodzi, że nieszczęśliwa kobieta odzyska wygody i będzie mogła wykarmić swoje dziecko?
Fenicjanka zatrzęsła się. Podniosła w górę zaciśnięte pięści, włosy jej najeżyły się, a w oczach zapłonął brudny ogień nienawiści.
— Także mi odpowiadasz?… Żydówka jest nieszczęśliwą, boś ją wygnał z pałacu, a ja muszę być zadowolona, chociaż bogowie wygnali mnie ze wszystkich swoich świątyń… A dusza moja… dusza kapłanki tonącej we łzach i obawie czyliż nie znaczy więcej u ciebie aniżeli ten żydowski pomiot, to dziecko, które… oby już nie żyło… oby go…
— Milcz!.. — krzyknął książę zamykając jej usta.
Cofnęła się wylękniona.
— Więc nie wolno nawet skarżyć się na moją nędzę?… — spytała. — Lecz jeżeli aż tak dbasz o to dziecko, po cóż wykradłeś mnie ze świątyni, dlaczego obiecywałeś, że będę u ciebie pierwszą kobietą?…
Strzeż się — znowu podniosła głos — ażeby Egipt poznawszy moją dolę nie nazwał cię wiarołomcą.
Książę kręcił głową i uśmiechał się. Wreszcie usiadł i rzekł:
— Zaiste mój nauczyciel miał słuszność ostrzegając mnie przed kobietami. Jesteście jak dojrzała brzoskwinia w oczach człowieka, któremu język wysuszyło pragnienie… Lecz tylko na pozór… Bo biada głupcowi, który ośmieli się rozgryźć ten piękny owoc: zamiast chłodzącej słodyczy, znajdzie gniazdo os, które poranią mu nie tylko wargi, ale i serce.
— Już narzekasz?… Nawet tego nie oszczędzasz mi wstydu?… Za to, żem ci poświęciła godność kapłanki i cnotę!..
Następca ciągle trząsł głową i uśmiechał się.
— Nigdy bym nie myślał — rzekł po chwili — ażeby sprawdziła się bajka opowiadana przez chłopów zabierających się do snu. Ale dziś widzę, że tak jest. Posłuchaj więc, Kamo, a może zastanowisz się i nie zmusisz mnie do cofnięcia życzliwości, jaką mam dla ciebie…
— Jemu się chce teraz bajki opowiadać!.. — odparła z goryczą kapłanka. — Jużeś mi jedną mówił i dobrzem wyszła usłuchawszy jej…
— Ta z pewnością wyjdzie ci na pożytek, byleś ją chciała zrozumieć.
— Będzie w niej co o żydowskich bachorach?…
— I o kapłankach, tylko uważnie posłuchaj:
Działo się to już dawno, w tym samym mieście Pi-Bast. Pewnego dnia książę Satni na placu przed świątynią Ptah zobaczył bardzo piękną kobietę. Była ona piękniejszą od wszystkich, jakie dotychczas spotykał, a co więcej, miała na sobie dużo złota.
Księciu ogromnie podobała się ta osoba. Dowiedział się, co ona za jedna, a gdy mu powiedziano, że jest to córka arcykapłana w Pi-Bast, posłał do niej swego koniuszego z taką ofiarą:
„Dam ci dziesięć złotych pierścieni, jeżeli przepędzisz ze mną godzinkę”.
Koniuszy poszedł do pięknej Tbubui i powtórzył jej słowa księcia Satni. Dama wysłuchawszy go życzliwie odpowiedziała, jak przystoi dobrze wychowanej panience:
„Jestem córką arcykapłana, jestem niewinna, a nie żadna podła dziewczyna. Jeżeli więc książę chce mieć przyjemność zapoznania się ze mną, niech przyjdzie do mego domu, gdzie wszystko będzie przygotowane, i nasza znajomość nie narazi mnie na plotki kumoszek z całej ulicy.”
Poszedł tedy książę Satni za panną Tbubui na górne piętro do jej pokojów, których ściany były wyłożone lapisem lazuli tudzież bladozielonawą emalią. Było tam wiele łóżek pokrytych królewskim płótnem i niemało jednonożnych stolików zastawionych złotymi pucharami. Jeden z pucharów napełniono winem i podano go księciu, a Tbubui rzekła: „Bądź łaskaw, napij się”. Na co książę odparł: „Wiesz przecie, że nie przyszedłem na wino.” Niemniej jednak zasiedli do uczty, podczas której Tbubui miała na sobie długą, nieprzezroczystą szatę, zapiętą pod szyję. Gdy zaś odurzony książę chciał ją pocałować, odsunęła go i odparła:
„Dom ten będzie twoim domem. Pamiętaj jednak, że nie jestem ulicznicą, lecz kobietą niewinną. Jeżeli więc chcesz, ażebym była ci posłuszną, zaprzysięgnij mi wierność i zapisz twój majątek.”
„Więc niech przyjdzie tu pisarz” — zawołał książę. A gdy go przyprowadzono, Satni kazał spisać akt ślubny i tudzież akt darowizny, którym wszystkie swoje pieniądze, ruchomości i dobra ziemskie przepisał na imię Tbubui.
W godzinę później służba zawiadomiła księcia, że na dole czekają jego dzieci. Tbubui wówczas opuściła go, lecz wnet wróciła ubrana w suknię z przezroczystej gazy. Satni znowu chciał ją uściskać, ale odsunęła go mówiąc:
„Dom ten będzie twoim. Lecz ponieważ nie jestem ladacznicą, tylko dziewczyną niewinną, jeżeli więc chcesz mnie posiadać, to niech twoje dzieci zrobią akt zrzeczenia się majątku, aby później nie procesowały się z moimi dziećmi.”