— Ja sam — rzekł dostojnik. — Skarby złożone w Labiryncie nie ubywają, ale mnożą się z pokolenia na pokolenie, ażeby w razie…
— Ażeby — przerwał faraon — Asyryjczycy mieli co brać, gdy zdobędą Egipt tak pięknie rządzony przez kapłanów!..
Dziękuję ci, wielki skarbniku — dodał. — Wiedziałem, że majątkowy stan Egiptu jest zły.
Ale nie przypuszczałem, że państwo jest zrujnowane… W kraju bunty, wojska nie ma, faraon w biedzie… Lecz skarbiec w Labiryncie powiększa się z pokolenia na pokolenie!..
Gdyby tylko każda dynastia, tylko dynastia, składała tyle podarunków świątyniom, ile dał mój ojciec, już Labirynt posiadałby dziewiętnaście tysięcy talentów złota, około sześćdziesięciu tysięcy talentów srebra, a ileż zbóż, bydła, ziemi, niewolników i miast, ile szat i drogich kamieni, tego nie zliczy najlepszy rachmistrz!..
Wielki skarbnik pożegnał władcę zgnębiony. Lecz i faraon nie był kontent: po chwilowym bowiem namyśle zdawało mu się, że zbyt otwarcie rozmawiał ze swymi dostojnikami.
ROZDZIAŁ TRZECI
Straż czuwająca w przedpokoju zameldowała Pentuera. Kapłan upadł na twarz przed faraonem i zapytał o rozkazy.
— Nie rozkazywać, ale prosić cię chcę — rzekł pan. — Wiesz, w Egipcie bunty!.. Bunty chłopów, rzemieślników, nawet więźniów… Bunty od morza do kopalń!.. Brakuje tylko, aby zbuntowali się moi żołnierze i ogłosili faraonem… na przykład Herhora!..
— Żyj wiecznie, wasza świątobliwość — odparł kapłan. — Nie ma w Egipcie człowieka, który nie poświęciłby się za ciebie i nie błogosławił twego imienia.
— Ach, gdyby wiedzieli — mówił z gniewem władca, — jak faraon jest bezsilny i ubogi, każdy nomarcha zechciałby być panem swego nomesu!..Myślałem, że odziedziczywszy podwójną koronę będę coś znaczył… Lecz już w pierwszym dniu przekonywam się, że jestem tylko cieniem dawnych władców Egiptu! Bo i czym może być faraon bez majątku, bez wojska, a nade wszystko bez wiernych sług… Jestem jak posągi bogów, którym kadzą i składają ofiary… Ale posągi są bezsilne, a ofiarami tuczą się kapłani… Ale prawda, ty trzymasz z nimi!..
— Boleśnie mi — odrzekł Pentuer że wasza świątobliwość mówi tak w pierwszym dniu swego panowania. Gdyby wieść o tym rozeszła się po Egipcie…
— Komuż powiem, co mi dolega?… — przerwał pan. — Jesteś moim doradcą i ocaliłeś mi, a przynajmniej chciałeś ocalić życie, chyba nie po to, ażeby rozgłaszać: co się dzieje w królewskim sercu, które przed tobą otwieram… — Ale masz słuszność.
Pan przeszedł się po komnacie i po chwili rzekł znacznie spokojniejszym tonem:
— Mianowałem cię naczelnikiem rady, która ma wyśledzić przyczyny nieustannych buntów w moim państwie. Chcę, ażeby karano tylko winnych, a czyniono sprawiedliwość nieszczęśliwym…
— Niech Bóg wspiera cię łaską swoją!.. — szepnął kapłan. — Zrobię panie, co każesz. Ale powody buntów znam i bez śledztwa…
— Powiedz.
— Nieraz o tym mówiłem waszej świątobliwości: lud pracujący jest głodny, ma Za dużo roboty i płaci za wielkie podatki. Kto dawniej robił od wschodu do zachodu słońca, dziś musi zaczynać na godzinę przed wschodem, a kończyć godzinę po zachodzie. Nie tak dawno co dziesiąty dzień prosty człowiek mógł odwiedzać groby matki i ojca, rozmawiać z ich cieniami i składać ofiary. Ale dziś nikt tam nie chodzi, bo nie ma czasu.
Dawniej chłop zjadał w ciągu dnia trzy placki pszenne, dziś nie stać go na jęczmienny.
Dawniej roboty przy kanałach, groblach i gościńcach liczyły się między podatkami; dziś podatki płacić trzeba swoją drogą, a roboty publiczne wykonywać darmo.
Oto przyczyny buntów.
— Jestem najbiedniejszy szlachcic w państwie! — zawołał faraon targając sobie włosy. — Lada właściciel folwarku daje swoim bydlętom przystojne jadło i odpoczynek; ale mój inwentarz jest wiecznie głodny i znużony!..
Więc co mam robić, powiedz, ty, który prosiłeś mnie, abym poprawił los chłopów?…
— Rozkazujesz panie, abym powiedział?…
— Proszę… każę… jak wreszcie chcesz… Tylko mów mądrze.
— Błogosławione niech będą twoje rządy, prawdziwy synu Ozirisa! — odparł kapłan. — A oto, co czynić należy…
Przede wszystkim rozkaż, panie, aby płacono za roboty publiczne, jak było dawniej…
— Rozumie się.
— Dalej — zapowiedz, ażeby praca rolna trwała tylko od wschodu do zachodu słońca… Potem spraw, jak było za dynastii boskich, ażeby lud wypoczywał co siódmy dzień; nie co dziesiąty, ale co siódmy. Potem nakaż, aby panowie nie mieli prawa zastawiać chłopów, a pisarze bić i dręczyć ich według swego upodobania.
A nareszcie daj — dziesiątą lub choćby dwudziestą część ziemi chłopom na własność, aby nikt jej odebrać ani zastawiać nie mógł. Niechaj rodzina chłopa ma choćby tyle ziemi, co podłoga tej komnaty, a już nie będzie głodna. Daj, panie, chłopom pustynne piaski na własność, a w kilka lat wyrosną tam ogrody…
— Pięknie mówisz — wtrącił faraon — ale mówisz to, co widzisz w swym sercu, nie na świecie. Ludzkie pomysły, choćby najlepsze, nie zawsze zgadzają się z naturalnym biegiem rzeczy…
— Wasza świątobliwość, ja już widywałem podobne zmiany i ich skutki — odrzekł Pentuer.