— Co za strach?… Odkryłem ja rzecz, której naprawdę będziecie się lękać… Ale o tym nie mów nikomu. Wiesz, w miesiącu Paofi (lipiec-sierpień) będziemy mieli zaćmienie słońca… w dzień zrobi się noc… I niech umrę śmiercią głodową, jeżeli chybiłem w rachunku bodaj o dwudziestą część godziny…
Pentuer dotknął amuletu, który miał na piersiach, i odmówił modlitwę. Potem rzekł:
— Czytałem w świętych księgach, że już nieraz, ku utrapieniu ludzi, robiła się noc w południe. Ale co to jest? nie rozumiem.
— Widzisz piramidy? — spytał nagle Menes wskazując ku pustyni.
— Widzę.
— A teraz postaw rękę przed oczyma… Widzisz piramidy?… Nie widzisz. Otóż zaćmienie słońca jest tym samym: między słońcem a nami staje księżyc, zasłania ojca światła i robi noc…
— I to stanie się u nas? — spytał Pentuer.
— W miesiącu Paofi. Pisałem o tym do faraona myśląc, że w zamian złoży jaką ofiarę dla naszej zaniedbanej świątyni. Ale on odczytawszy list wyśmiał mnie i kazał memu posłańcowi zanieść tę nowinę do Herhora…
— A Herhor?
— Dał nam trzydzieści miar jęczmienia. Ten jeden człowiek w Egipcie szanuje mądrość; ale młody faraon jest lekkomyślny.
— Nie bądź surowym dla niego, ojcze — wtrącił Pentuer. — Ramzes XIII chce poprawić dolę chłopów i rzemieślników: da im co siódmy dzień odpoczynek, zabroni bić ich bez sądu, a może obdaruje ziemią…
— A ja ci mówię, że on jest lekkoduch — odparł rozdrażniony Menes. — Dwa miesiące temu posłałem mu wielki plan ulżenia pracy chłopom i… także wyśmiał mnie!.. To nieuk i pyszałek.
— Uprzedzasz się, ojcze… Ale powiedz mi twój plan, a może pomogę wykonać go.
— Plan!.. — powtórzył starzec. — To już nie plan, ale rzecz…
Powstał z ławy i obaj z Pentuerem poszli do sadzawki w ogrodzie, nad którą stała altana doskonale zasłonięta pnącymi się roślinami.
W tym budynku znajdowało się wielkie koło osadzone na poziomej osi, z mnóstwem wiaderek na obwodzie. Menes wszedł wewnątrz koła i zaczął poruszać nogami. Koło obracało się, a wiaderka czerpały wodę z sadzawki i wlewały ją w koryto stojące wyżej.
— Ciekawy przyrząd! — rzekł Pentuer.
— Ale czy zgadniesz: co on może zrobić dla ludu egipskiego?
— Nie…
— Więc pomyśl, że to koło jest pięć albo i dziesięć razy większe i że w jego wnętrzu, zamiast człowieka, chodzi kilka par wołów…
— Coś… coś wydaje mi się — wtrącił Pentuer — ale jeszcze niedobrze rozumiem.
— A to takie proste! — odparł Menes. — Za pomocą tego koła woły lub konie mogłyby czerpać wodę z Nilu i wlewać ją do coraz wyżej leżących kanałów… W takim zaś wypadku pół miliona ludzi, którzy dziś pracują przy wiadrach, mogliby odpoczywać… Teraz widzisz, że mądrość więcej robi dla ludzkiego szczęścia aniżeli faraonowie.
Pentuer potrząsnął głową.
— Ileż by na to potrzeba drzewa — rzekł — ile wołów, ile paszy!.. Zdaje mi się, ojcze, że twoje koło nie zastąpi siódmego dnia odpoczynku.
— Widzę — odpowiedział Menes wzruszając ramionami — że nie wyszły ci na pożytek dostojeństwa. Ale choć straciłeś bystrość, którą w tobie podziwiałem, pokażę ci jeszcze coś… Może kiedy znowu nawrócisz się do mądrości i gdy ja umrę, zechcesz pracować nad ulepszeniem i upowszechnieniem moich wynalazków.
Wrócili do pylonu, a Menes podłożył nieco paliwa pod miedziany kociołek. Rozdmuchał płomień i wkrótce woda zaczęła się gotować.
Z kociołka wychodziła pionowa rura zakryta ciężkim kamieniem. Gdy w kotle zasyczało, Menes rzekł:
— Stań w tej framudze i patrz…
Poruszył korbę przytwierdzoną do rury i — w jednej chwili ciężki kamień wyleciał w powietrze, a komnata napełniła się kłębami pary.
— Dziwo!.. — krzyknął Pentuer. Lecz wnet uspokoiwszy się zapytał: — No, a ten kamień w czym poprawi byt ludu?
— Kamień w niczym — odpowiedział już zniecierpliwiony mędrzec. — Ale zaprawdę, powiadam ci, i o tym pamiętaj: przyjdzie czas, że koń i wół zastąpią pracę ludzką, a zaś gotująca się woda zastąpi konia i wołu.
— Ale co chłopom z tego przyjdzie? — nalegał Pentuer.
— Biada mi! — zawołał Menes chwytając się za głowę. — Nie wiem, zestarzałeś się czy zgłupiałeś, ale już chłopi zasłonili przed tobą cały świat, zaćmili ci umysł.
Tymczasem gdyby mędrcy mieli tylko chłopów na względzie, powinni by rzucić księgi i rachunki i zostać pastuchami!..
— Każda rzecz musi przynosić pożytek — wtrącił onieśmielony Pentuer.
— Wy, ludzie dworscy — rzekł z goryczą Menes — często posługujecie się dwoma miarami!
Kiedy Fenicjanin przyniesie wam rubin lub szafir, nie pytacie, jaki z tego pożytek, lecz kupujecie klejnot i zamykacie go w skrzyni. Ale gdy mędrzec przyjdzie do was z wynalazkiem, który mógłby zmienić postać świata, zaraz pytacie: jaki z tego pożytek?… Widać strach was ogarnia, ażeby badacz nie zażądał garści jęczmienia za przedmiot, którego nie pojmuje wasz umysł.
— Gniewasz się, ojcze?… Czyliż chciałem zrobić tobie przykrość?…
— Nie gniewam się, lecz ubolewam. Jeszcze przed dwudziestoma laty było nas w tej świątyni pięciu pracujących nad odkryciem nowych tajemnic. Dziś zostałem ja sam i przez bogi!
nie mogę znaleźć nie tylko następcy, ale nawet człowieka, który by mnie rozumiał.