Książę wezwał do siebie nomarchę Ranuzera. Przyszedł z rękoma złożonymi na piersiach, ale spokojnym obliczem. Dowiedział się bowiem od pisarzów, że namiestnik nie może niczego dojść z raportów i że ich nawet nie wysłuchał.
— Powiedz mi, wasza dostojność — zaczął następca — czy i tobie czytają raporty?
— Co dzień…
— I ty je rozumiesz?
— Wybacz, najdostojniejszy panie, ale… czyliż mógłbym rządzić nomesem, gdybym tego nie rozumiał?
Książę stropił się i zamyślił. Może być, że naprawdę on tylko jest tak nieudolny?… A wówczas — w co się zamieni jego władza?…
— Siądź — rzekł po chwili, wskazując Ranuzerowi krzesło. — Siądź i opowiedz mi: w jaki sposób rządzisz nomesem?…
Dostojnik pobladł i oczy wywróciły mu się białkami do góry, Ramzes spostrzegł to i zaczął się tłumaczyć:
— Nie myśl, że nie ufam twej mądrości… Owszem, nie znam człowieka, który mógłby lepiej od ciebie sprawować władzę. Ale jestem młody i ciekawy: co to jest sztuka rządzenia? Więc proszę cię, abyś mi udzielił okruchów z twoich doświadczeń. Rządzisz nomesem — wiem o tym!.. A teraz wytłomacz mi: jak się robi rząd?
Nomarcha odetchnął i zaczął:
— Opowiem waszej dostojności cały bieg życia mego, abyś wiedział, jak ciężką mam pracę.
Z rana, po kąpieli, składam ofiary bogu Atum, a potem wołam skarbnika i wypytuję go: czy należycie zbierają się podatki dla jego świątobliwości? Gdy mówi, że — tak, chwalę go; gdy powie zaś, że ci a ci nie zapłacili, wydaję rozkaz, aby nieposłusznych uwięziono.
Następnie wołam dozorcę królewskich stodół, aby wiedzieć, ile przybyło ziarna. Jeżeli dużo, chwalę go; jeżeli mało, każę dać plagi winnym.
Później przychodzi wielki pisarz i mówi, czego z dóbr jego świątobliwości potrzebuje wojsko, urzędnicy i robotnicy — a ja każę wydać to za pokwitowaniem. Gdy wyda mniej, chwalę go, jeżeli więcej rozpoczynam śledztwo.
Po południu przychodzą do mnie kupcy feniccy, którym sprzedaję zboże, a do skarbu faraona wnoszę pieniądze. Potem modlę się i zatwierdzam wyroki sądowe, zaś nad wieczorem policja donosi mi o wypadkach. Nie dalej jak onegdaj ludzie z mego nomesu wpadli na terytorium prowincji Ka i znieważyli posąg boga Sebaka. W sercu uradowałem się, nie jest to bowiem nasz patron; niemniej skazałem paru winnych na uduszenie, wielu do kopalń, a wszystkich na plagi.
Toteż w nomesie moim panuje cisza i dobre obyczaje, a podatki wpływają co dzień…
— Chociaż dochody faraona zmniejszyły się i u was — wtrącił książę…
— Prawdę rzekłeś, panie — westchnął dostojny Ranuzer. — Kapłani mówią, że bogowie rozgniewali się na Egipt za napływ cudzoziemców; ja jednak widzę, że bogowie nie gardzą fenickim złotem i drogimi kamieniami…
W tej chwili poprzedzony przez służbowego oficera, wszedł na salę kapłan Mentezufs, aby zaprosić namiestnika i nomarchę na jakieś publiczne nabożeństwo. Obaj dostojnicy zgodzili się na zaprosiny, a nomarcha Ranuzer okazał przy tym tyle pobożności, że aż zadziwił księcia.
Kiedy Ranuzer wśród ukłonów opuścił towarzystwo, namiestnik odezwał się do kapłana:
— Ponieważ, święty proroku, jesteś przy mnie zastępcą najczcigodniejszego Herhora, proszę cię więc, ażebyś mi wytłomaczył jedną rzecz, która serce moje napełnia troską.
— Czy potrafię? — odparł kapłan.
— Odpowiesz, bo napełnia cię mądrość, której jesteś sługą. Rozważ tylko, co ci rzeknę.
Wiesz, po co wysłał mnie tutaj jego świątobliwość faraon…
— Ażebyś, książę, zapoznał się z bogactwem i rządami kraju — wtrącił Mentezufis.
— Czynię to. Wypytuję nomarchów, oglądam kraj i ludzi, słucham raportów pisarzy, ale nic nie rozumiem, a to zatruwa mi życie i dziwi mnie.
Bo kiedy mam do czynienia z wojskowością, wiem wszystko: ilu jest żołnierzy, koni, wozów, którzy oficerowie piją lub zaniedbują służbę, a którzy pełnią swoje obowiązki. Wiem też, co robić z wojskiem. Gdyby na równinie stał korpus nieprzyjacielski, ażeby go pobić, muszę wziąć dwa korpusy. Gdyby nieprzyjaciel stał w obronnej pozycji, nie wyruszyłbym bez trzech korpusów. Gdy wróg jest nie wyćwiczony i walczy w bezładnych tłumach, przeciw jego tysiącowi mogę wystawić pięciuset naszych żołnierzy i pobiję go. Gdy strona przeciwna ma tysiąc toporników i ja tysiąc, rzucę się na nich i pokonam, jeżeli będę miał do pomocy stu procarzy.
W wojsku, święty ojcze — ciągnął Ramzes — wszystko się widzi, jak palce u własnych rąk, i na każde pytanie ma się gotową odpowiedź, którą mój rozum ogarnia. Tymczasem w zarządzie nomesów ja nie tylko nic nie widzę, ale mam taki zamęt w głowie, że nieraz zapominam — po co tu przyjechałem?
Odpowiedz mi zatem szczerze, jak kapłan i oficer: co to znaczy? Czy nomarchowie mnie oszukują, czy ja jestem nieudolny?
Święty prorok zamyślił się.
— Czy oni śmieliby oszukiwać waszą dostojność — odparł — nie wiem, bo nie przypatrywałem się ich czynom. Zdaje mi się jednak, że oni księciu dlatego nic nie mogą wytłumaczyć, ponieważ sami nic nie rozumieją.