— To ten chłopak, którego będziesz uczył historii Prymitywu -powiedział Twissell.
— Wielki Czasie! — zawołał Harlan z gwałtownie wzrastającym zainteresowaniem. — Cześć! — Niemalże zapomniał o tym.
Twissell rzekł:
— Ułóż z nim plan, jaki ci odpowiada, Harlan. Jeśli dasz radę -dwa popołudnia tygodniowo; myślę, że to wystarczy. Stosuj własną metodę nauczania. Zostawiam to do twego uznania. Jeśli potrzeba ci mikrofilmów albo starych dokumentów, to mi powiedz, dostaniemy je, jeśli istnieją gdziekolwiek w Wieczności czy w jakiejkolwiek osiągalnej części Czasu. Zgoda, chłopcze?
Wyciągnął zapalonego papierosa znikąd (jak się zawsze wydawało) i zapachniało dymem. Harlan zakaszlał, a zaciśnięte usta Nowicjusza świadczyły, że zrobiłby to samo, gdyby tylko śmiał.
Po wyjściu Twissella Harlan powiedział:
— No, siadaj — zawahał się chwilę, a potem dodał zdecydowanym tonem — synu. Siadaj, synu. Mój gabinet jest dość marny, ale należy również do ciebie, ilekroć jesteśmy razem.
Harlana ogarnęła fala zapału. To był jego projekt! Historia Prymitywu to było coś całkowicie własnego. Nowicjusz podniósł oczy (po raz pierwszy chyba) i powiedział jąkając się:
— Pan jest Technikiem.
Część podniecenia i zapału Harlana od razu się ulotniła.
— Więc co z tego?
— Nic — odparł Nowicjusz. — Ja po prostu…
— Słyszałeś, jak Kalkulator Twissell tytułował mnie Technikiem?
— Tak, proszę pana.
— Czyżbyś myślał, że się pomylił? Że to zbyt złe, żeby było prawdziwe?
— Nie, proszę pana.
— Czemu tak bełkoczesz? — zapytał Harlan brutalnie i zawstydził się tego.
Cooper zaczerwienił się gwałtownie.
— Niezbyt biegle mówię standardowym międzyczasowym.
— Dlaczego? Jak długo jesteś Nowicjuszem?
— Mniej niż rok, proszę pana.
— Mniej niż rok? Ile ty masz lat, na miłość Czasu?
— Dwadzieścia cztery lata fizjologiczne, proszę pana. Harlan wytrzeszczył oczy.
— Usiłujesz mi wmówić, że wzięli cię do Wieczności, kiedy miałeś dwadzieścia trzy lata?
— Tak, proszę pana.
Harlan usiadł i zatarł ręce. Czegoś takiego się po prostu nie stosowało. Do Wieczności wchodziło się w wieku piętnastu do szesnastu lat. Więc co to może znaczyć? Czy Twissell robi z nim jakąś nową próbę, żeby go sprawdzić?
— Siadaj i zaczynamy. Twoje pełne nazwisko i epoka?
Nowicjusz wystękał:
— Brinsley Sheridan Cooper z 78 Stulecia.
Harlan niemal odetchnął. To było blisko. Zaledwie tysiąc siedemset lat od jego ojczystego stulecia. Nowicjusz był niemal jego sąsiadem w Czasie.
— Jesteś zainteresowany historią Prymitywu? — zapytał.
— Kalkulator Twissell polecił mi się uczyć. Niewiele wiem na ten temat.
— Czego się jeszcze uczysz?
— Matematyki. Inżynierii Czasu. Na razie studiuję podstawy. W 78 Stuleciu byłem reperatorem szybkopróżni.
Nie było sensu pytać o istotę szybkopróżni. Mógł to być odkurzacz ssący, komputer albo odmiana pistoletu do malowania. Harla-na niespecjalnie to interesowało.
— Czy wiesz coś o historii? — zapytał. — O jakiejkolwiek historii?
— Uczyłem się historii europejskiej.
— Twojej odrębnej jednostki politycznej, jak rozumiem?
— Urodziłem się w Europie. Głównie, oczywiście, uczono nas historii nowożytnej. Po rewolucjach 54 roku. To znaczy 7554 roku.
— Doskonale. Przede wszystkim musisz o tym zapomnieć. To zupełnie nic nie znaczy. Historia, której próbują uczyć Czasowców, zmienia się z każdą Zmianą Rzeczywistości. Oni sobie tego nie uświadamiają. W każdej Rzeczywistości ich historia jest jedyną historią. Historia Prymitywu wygląda zupełnie inaczej. Na tym polega cały jej urok. Niezależnie od tego, co każdy z nas robi, historia Prymitywu istnieje tak, jak zawsze istniała. Kolumb i Waszyngton. Mussolini i Hereford, oni wszyscy istnieją.
Cooper uśmiechnął się lekko. Małym palcem potarł górną wargę i po raz pierwszy Harlan dostrzegł nad nią ślad zarostu, jakby Nowicjusz zapuszczał wąsy.
Cooper powiedział:
— Odkąd tu jestem, niezbyt potrafię… przyzwyczaić się do tego.
— Przyzwyczaić się do czego?
— Do tego, że jestem pięćset Stuleci od mojej rodzinnej epoki.
— Znajduję się niemal w identycznej sytuacji. Ja pochodzę z dziewięćdziesiątego piątego.
— To inna sprawa. Pan jest starszy ode mnie, a jednak pod pewnym względem ja jestem starszy od pana. Mógłbym być pana pra-pra- prą-… i tak dalej, dziadkiem.
— Co za różnica? A przypuśćmy, że tak jest?
— No, do tego trzeba się przyzwyczaić. — W tonie Nowicjusza zabrzmiała buntownicza nuta.
— Wszyscy musimy się przyzwyczajać — odparł Harlan bez współczucia i zaczął mówić o Prymitywie. Po trzech godzinach pochłonięty był wyjaśnianiem, dlaczego istniały Stulecia przed pierwszym Stuleciem.
— Ale czy pierwszy wiek nie był pierwszy? — Zapytał Cooper żałośnie.
Harlan skończył, dając Nowicjuszowi książkę, niezbyt dobrą, co prawda, ale na początek mogła ujść.
— Dam ci lepsze materiały, kiedy się dalej podkształcisz — powiedział.
Pod koniec tygodnia wąsy Coopera wyglądały jak czarna szczoteczka, która postarzała go o dziesięć lat i podkreślała wąskość jego dolnej szczęki. Harlan uznał, że te wąsy nie przydają urody Nowicjuszowi.
— Skończyłem pana książkę — odezwał się Cooper.
— Co o niej myślisz?