Jego kontakty z Cooperem stały się niemal wygodne. Nigdy się na dobre nie zaprzyjaźnili. (Gdyby nawet Cooper mógł się zmusić do robienia mu awansów. Harlan pewnie by nie wiedział, jak na to odpowiedzieć). Mimo to dobrze im się razem pracowało, a zainteresowanie Coopera historią Prymitywu wzrosło do tego stopnia, że niemal rywalizował z Harłanem.
Pewnego dnia Harlan powiedział do Coopera:
— Słuchaj, Cooper, nie miałbyś nic przeciwko temu, żeby przyjść jutro? W tym tygodniu muszę się wybrać do wieku trzytysięcznego, żeby sprawdzić pewną obserwację, a człowiek, z którym chcę się zobaczyć, jest wolny dziś po południu.
W oczach Coopera zabłysła ciekawość:
— A czyja nie mógłbym pojechać?
— Chcesz?
— Pewnie. Nigdy nie byłem w kotle, poza tym, jak mnie tu przywozili z siedemdziesiątego ósmego, a wtedy w ogóle nie wiedziałem, co się dzieje.
Harlan używał kotła w szybie C, który niepisanym zwyczajem na całej swej niezmierzonej długości przez Stulecia był zarezerwowany dla Techników. Cooper nie zdradzał żadnego zakłopotania, gdy go tam zaprowadził. Wsiadł do kotła bez wahania i zajął miejsce w jego wklęsłej krzywiźnie.
Gdy jednak Harlan zaktywizował pole i uruchomił kocioł w przyszłość na twarzy Coopera odmalował się niemal komiczny wyraz zaskoczenia.
— Nic nie czuję — powiedział. — Czy coś jest nie w porządku?
— Wszystko w porządku. Nie czujesz nic, bowiem faktycznie się nie poruszasz. Jesteś przepychany wzdłuż czasowego przedłużenia kotła. W rzeczy samej — Harlan wpadł w ton dydaktyczny -w tej chwili ty i ja, mimo pozorów, wcale nie jesteśmy materialni. Stu ludzi mogłoby używać tego samego kotła jednocześnie, poruszając się (jeśli można użyć tego słowa) z różnymi prędkościami w dowolnych kierunkach Czasu, przechodząc przez siebie nawzajem i tak dalej. Prawa zwykłego świata nie mają zastosowania w szybie kotła.
Cooper skrzywił się nieco, a Harlan pomyślał zawstydzony: chłopak uczy się inżynierii Czasu i wie więcej na ten temat niż ja. Gadam i robię z siebie durnia.
Zamilkł i patrzył z powagą na Coopera. Wąsy młodego człowieka urosły w ciągu miesięcy i opadły w dół, obramowując usta, jak to nazywali Wiecznościowcy — linią Mallansohna. Jedyna bowiem autentyczna fotografia wynalazcy Pola Czasowego (przy tym zła i nieostra) przedstawiała go właśnie z takimi wąsami. Z tego powodu zyskały one niejaką popularność wśród Wiecznościowców, jakkolwiek niewielu było z nimi do twarzy.
Cooper wpatrywał się z respektem w przesuwające się liczby oznaczające Stulecia.
— Jak daleko w przyszłość sięga ten szyb?
— Nie uczyli was tego?
— Ledwie wspomnieli o kotłach. Harlan wzruszył ramionami.
— Wieczność nie ma końca. I ten szyb też.
— Jak daleko w przyszłości pan bywał?
— Dziś jadę najdalej. Doktor Twissell był w 50 000 wieku.
— Wielki Czasie! — szepnął Cooper.
— To jeszcze nic. Niektórzy Wiecznościowcy docierali do 150 000 Stulecia.
— No i jak tam wygląda?
— Nijak — powiedział Harlan niechętnie. — Życie rozwija się bujnie, ale bez ludzi. Człowiek zniknął.
— Wszyscy wymarli? Wyginęli?
— Wątpię, czy ktoś to wie.
— Czy można by coś zrobić, żeby to zmienić?
— Owszem, od wieku 70000… — zaczął Harlan, a potem urwał nagle. — Och, do Czasu z tym. Zmieńmy temat.
Jeśli istniał przedmiot, który Wiecznościowcy traktowali niemal zabobonnie, były to właśnie Ukryte Stulecia, epoka między 70 000 a 150 000 wiekiem. Ten temat poruszało się rzadko. Tylko dzięki bliskiemu związkowi z Twissellem Harlan wiedział coś niecoś o tej erze. Chodziło o to, że Wiecznościowcy nie mogli wchodzić w Czas w tych tysiącach stuleci. Drzwi między Czasem i Wiecznością były nieprzenikliwe. Dlaczego? Nikt nie wiedział.
Z rzeczowych uwag Twissella Harlan wnioskował, że próbowano dokonać Zmiany Rzeczywistości w Ukrytych Stuleciach, poczynając, od 70 000, lecz bez odpowiednich obserwacji w tej erze niewiele można było zdziałać.
Raz Twissell powiedział ze śmiechem:
— I tak któregoś dnia się przedrzemy. Tymczasem 70 000 Stuleci pod opieką to aż nadto.
Nie brzmiało to przekonująco.
— Co stanie się z Wiecznością po 150 000 wieku? — zapytał Cooper.
Harlan westchnął. Najwidoczniej nie da się zmienić tematu.
— Nic — odparł. — Sekcje istnieją, lecz po 70 000 Stuleciu nie ma Wiecznościowców. Sekcje trwająprzez miliony wieków, aż zniknie wszelkie życie, i dalej, aż Słońce przekształci się w gwiazdę Nova, i potem również. Nie ma końca Wieczności. Dlatego przecież nazywa się Wiecznością.
— Więc Słońce naprawdę przekształci się w Novą?
— Niewątpliwie. Nie mogłaby istnieć Wieczność, gdyby się to nie stało. Nova Soi jest naszym źródłem energii. Słuchaj, jak myślisz, ile energii potrzeba, by uruchomić Pole Czasowe? Pierwsze Pole Mallansohna trwało dwie sekundy i nie mogło utrzymać więcej niż główkę zapałki, a zużyło całodzienną produkcję elektrowni atomowej. Minęło prawie sto lat, nim stworzono Pole Czasowe grubości włosa i dość szerokie, by przyjąć energię promienistą Novej, i wtedy dało się rozbudować je tak, że mogło utrzymać człowieka.
Cooper westchnął: