Читаем Północ-Południe полностью

Ale tę wio­snę wszy­scy mieli zapa­mię­tać na dłu­gie lata. Powo­dem była mała wio­ska o przydłu­giej nazwie Koory-Ame­nesc. Jak więk­szość oko­licz­nych osad, i ona leżała w nie­wiel­kiej doli­nie, połą­czo­nej ze świa­tem jedną tylko drogą. Miesz­kańcy wypa­sali swoje stada na pobli­skich łąkach i kilka razy w roku jeź­dzili do pobli­skiego mia­steczka han­dlo­wać wełną, owczymi serami, solo­nym mię­sem, skó­rami, owsia­nymi plac­kami i wszyst­kim, co udało im się wyci­snąć z tej nie­go­ścin­nej ziemi. Mieli nie­wiele zatar­gów z sąsia­dami i ucho­dzili za raczej porząd­nych ludzi.

Gdy śniegi stop­niały i drogi znów stały się prze­jezdne, jeden z górali, mający w Koory-Ame­nesc krew­nych, wybrał się tam w odwie­dziny. Wró­cił bie­giem, prze­ra­żony nie­mal do obłędu.

Ken­neth zaci­snął zęby, przy­po­mi­na­jąc sobie, co zna­leźli w wio­sce. Dotarł tam ze swoją dzie­siątką pierw­szy. Po pro­stu byli naj­bli­żej, gdy gruch­nęła wieść o znik­nię­ciu wszyst­kich miesz­kań­ców. Ich los został bar­dzo szybko wyja­śniony. W wio­sce zna­le­ziono dół pełen kości doro­słych i dzieci. Odkryto także wiele innych rze­czy, dziw­nych i prze­ra­ża­ją­cych. Zapa­da­ją­cych w pamięć.

On naj­le­piej zapa­mię­tał dół wypeł­niony gów­nem.

Otrzą­snął się z ponu­rych wspo­mnień i rozej­rzał dokoła. Słońce już nie­mal skryło się za górami. Zaczy­nał padać śnieg. Nad ranem hala znów będzie wyglą­dać świeżo i czy­sto.

— Ruszać się! — wark­nął. — Bo was noc ści­gnie.

Dwaj naj­bliżsi żoł­nie­rze przy­spie­szyli, cią­gnąc mar­twe ciało w kie­runku lasu, skąd sły­chać już było stu­kot topo­rów.

* * *

Reszta kom­pa­nii przy­była przed pół­nocą. Dwu­dzie­stu żoł­nie­rzy, dzie­sięć psów i cza­row­nik. Żaden z nich nie oka­zał zdzi­wie­nia na widok kręgu namio­tów roz­bi­tych na skraju lasu i żaden nie sko­men­to­wał dwóch olbrzy­mich sto­sów, dopa­la­ją­cych się jakieś dwie­ście kro­ków dalej, mimo że cza­sami wiatr przy­no­sił od nich wstrętny odór palo­nego mięsa.

Ken­neth zgo­to­wał im krót­kie powi­ta­nie. Usta­wił w sze­regu, w kilku sło­wach zre­la­cjo­no­wał wyda­rze­nia i ode­słał do namio­tów, zwal­nia­jąc z wart. Dawno nie widział tak zmę­czo­nych ludzi.

Poszedł szu­kać cza­ro­dzieja.

Aman­del­larth wyda­wał się cze­kać na niego. Stał obok jed­nego z doga­sa­ją­cych sto­sów, wpa­trzony w czer­wone węgle. Ubrany jak zwy­kle, w pro­stą kom­bi­na­cję brą­zów i czerni; spra­wiał wra­że­nie lekko znu­dzo­nego. Gdy ofi­cer pod­cho­dził, odwró­cił się bokiem, tak by wyraź­nie było widać jego dosko­nały, ary­sto­kra­tyczny pro­fil.

— Widzę, że Gór­ska Straż zawsze dokład­nie wyko­nuje roz­kazy — powie­dział cicho, a Ken­neth od razu się zje­żył. Zdu­mie­wa­jące, jak jed­nym zda­niem można oka­zać dez­apro­batę, lek­ce­wa­że­nie i… pogardę.

— Sta­ramy się — mruk­nął, obie­cu­jąc sobie, że nie da się spro­wo­ko­wać. Cza­row­nik był mu potrzebny.

— Czy to dla­tego wysłał mnie pan z drugą grupą? Żebym nie mógł zapo­biec rzezi? I mor­do­wa­niu jeń­ców?

Ken­neth wes­tchnął.

— Gdy­bym uznał, że będzie nam potrzebna pomoc cza­ro­dzieja, na pewno bym z niej sko­rzy­stał. Ale nie była. Co zaszło po dro­dze? Ludzie padają z nóg.

— Na Dłu­giej Prze­łę­czy osu­nęła się lawina błota. Musie­li­śmy nad­ra­biać drogi. Co teraz, porucz­niku?

— Klan ukrywa się gdzieś po dru­giej stro­nie lodowca. — Nie musiał mówić jakiego, w tej czę­ści gór był tylko jeden. — Poszu­kamy ich tam.

— I zabi­je­cie?

— A możemy zro­bić coś innego?

Cza­ro­dziej nie odpo­wie­dział, tylko przez chwilę patrzył na ofi­cera z nie­od­gad­nio­nym wyra­zem twa­rzy.

— Czy zasta­na­wiał się pan, porucz­niku, dla­czego tak nagle awan­so­wano pana i powie­rzono dowódz­two nad tą zbie­ra­niną? Nie ma pan odpo­wied­niego pocho­dze­nia ani, pro­szę wyba­czyć szcze­rość, wiel­kich zasług. Przez ostat­nie pięć lat ganiał pan ze swoją dzie­siątką po górach za zło­dzie­jami owiec. Nie było zbyt wielu oka­zji, żeby się wyka­zać.

— Do czego pan zmie­rza, mistrzu? — Ken­neth nie wytrzy­mał i zaak­cen­to­wał ostat­nie słowo. Cza­ro­dziej zda­wał się nie zauwa­żać drwiny.

— Sły­szał pan o mone­cie Qal­lenna? To taka, co ma dwie reszki. Oszust, który nią rzuca, zawsze wygrywa.

— Co to ma wspól­nego ze mną?

— A jak skoń­czy się ta histo­ria? Albo znaj­dzie pan klan i wybije do nogi, albo go nie znaj­dzie i nasta­nie kolejna zima. Jeśli pan ich znisz­czy, kto wie, jakie histo­rie będą opo­wia­dane za kilka lat? Może ludzie zapo­mną o kla­nie kani­bali, a pamię­tać będą tylko o żoł­nier­zach Gór­skiej Straży, mor­du­ją­cych star­ców, kobiety i dzieci? Sława rzeź­ni­ków nie jest potrzebna żad­nemu oddzia­łowi, a Szó­sta Kom­pa­nia może zostać roz­wią­zana rów­nie łatwo, jak została stwo­rzona.

Ken­neth zaci­snął zęby.

— A jeśli ich nie znajdę, będę ide­al­nym kozłem ofiar­nym, prawda? Prze­gram, nie­za­leż­nie od tego, jak ta histo­ria się skoń­czy?

— Widzę, że potrafi pan łączyć fakty. To rzadka cecha u woj­sko­wych.

— Łatwo czy­tać w cudzym losie. Ale w górach mało co jest takie, jak wygląda na pierw­szy rzut oka.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Сердце дракона. Том 8
Сердце дракона. Том 8

Он пережил войну за трон родного государства. Он сражался с монстрами и врагами, от одного имени которых дрожали души целых поколений. Он прошел сквозь Море Песка, отыскал мифический город и стал свидетелем разрушения осколков древней цивилизации. Теперь же путь привел его в Даанатан, столицу Империи, в обитель сильнейших воинов. Здесь он ищет знания. Он ищет силу. Он ищет Страну Бессмертных.Ведь все это ради цели. Цели, достойной того, чтобы тысячи лет о ней пели барды, и веками слагали истории за вечерним костром. И чтобы достигнуть этой цели, он пойдет хоть против целого мира.Даже если против него выступит армия – его меч не дрогнет. Даже если император отправит легионы – его шаг не замедлится. Даже если демоны и боги, герои и враги, объединятся против него, то не согнут его железной воли.Его зовут Хаджар и он идет следом за зовом его драконьего сердца.

Кирилл Сергеевич Клеванский

Фантастика / Самиздат, сетевая литература / Боевая фантастика / Героическая фантастика / Фэнтези
Сердце дракона. Том 9
Сердце дракона. Том 9

Он пережил войну за трон родного государства. Он сражался с монстрами и врагами, от одного имени которых дрожали души целых поколений. Он прошел сквозь Море Песка, отыскал мифический город и стал свидетелем разрушения осколков древней цивилизации. Теперь же путь привел его в Даанатан, столицу Империи, в обитель сильнейших воинов. Здесь он ищет знания. Он ищет силу. Он ищет Страну Бессмертных.Ведь все это ради цели. Цели, достойной того, чтобы тысячи лет о ней пели барды, и веками слагали истории за вечерним костром. И чтобы достигнуть этой цели, он пойдет хоть против целого мира.Даже если против него выступит армия – его меч не дрогнет. Даже если император отправит легионы – его шаг не замедлится. Даже если демоны и боги, герои и враги, объединятся против него, то не согнут его железной воли.Его зовут Хаджар и он идет следом за зовом его драконьего сердца.

Кирилл Сергеевич Клеванский

Фантастика / Фэнтези / Самиздат, сетевая литература / Боевая фантастика / Героическая фантастика