Читаем Quo vadis? полностью

Stanąwszy przed domem Tyberiusza, wysiadł z lektyki i po chwili wszedł do atrium, napełnionego już augustianami. Wczorajsi przyjaciele, jakkolwiek dziwiło ich, że został zaproszony, odsuwali się jeszcze od niego, lecz on posuwał się wśród nich, piękny, swobodny, niedbały i tak pewny siebie, jakby sam mógł łaski rozdawać. Niektórzy też widząc go zaniepokoili się w duszy, czy nie za wcześnie było okazywać mu obojętność.

Cezar udawał jednak, że go nie widzi, i nie odpowiedział na jego ukłon udając zajętego rozmową. Natomiast Tygellin zbliżył się i rzekł:

— Dobry wieczór, arbitrze elegancji. Czy zawsze jeszcze twierdzisz, że nie chrześcijanie Rzym spalili?

A Petroniusz wzruszył ramionami i klepiąc go po łopatce jak wyzwoleńca odpowiedział:

— Ty wiesz tak dobrze jak ja, co o tym mniemać. — Nie śmiem porównać się z twoją mądrością.

— I poniekąd masz słuszność, bo w takim razie, gdy oto cezar przeczyta nam nową pieśń z Troiki, musiałbyś, zamiast krzyczeć jak paw, wypowiedzieć jakieś zdanie dorzeczne.

Tygellin zagryzł wargi. Nie był on zbyt rad, iż cezer postanowił wygłosić dziś nową pieśń, albowiem otwierało to pole, na którym nie mógł współzawodniczyć z Petroniuszem. Jakoż w czasie wygłaszania Nero mimo woli, skutkiem dawnego przyzwyczajenia, zwracał oczy na Petroniusza, pilnie bacząc, co w jego twarzy wyczyta. Ów zaś słuchał podnosząc w górę brwi, miejscami potakując, miejscami natężając uwagę, jakby chciał sprawdzić, czy dobrze słyszał.

I następnie to chwalił, to przyganiał, wymagając poprawek lub wypolerowania niektórych wierszy. Sam Nero czuł, że innym w wygórowanych pochwałach chodzi tylko o własne osoby, ten jeden zaś tylko zajmuje się poezją dla samej poezji, jeden się zna i jeśli coś pochwali, to można być pewnym, że wiersze są godne pochwały. Powoli też począł z nim rozprawiać, spierać się, a gdy wreszcie Petroniusz podał w wątpliwość trafność pewnego wyrażenia, rzekł mu:

— Zobaczysz w ostatniej pieśni, dlaczegom go użył. „Ach! — pomyślał Petroniusz. — Więc doczekam ostatniej pieśni.”

Niejeden zaś, słysząc to, mówił sobie w duchu: „Biada mi! Petroniusz mając przed sobą czas może wrócić,do łask i obalić nawet Tygellina.”

I poczęto znów zbliżać się do niego. Lecz koniec wieczoru mniej był szczęśliwy, cezar bowiem, w chwili gdy Petroniusz go żegnał, zapytał nagle ze zmrużonymi oczyma i twarzą zarazem złośliwą i uradowaną:

— A Winicjusz czemu nie przyszedł?

Gdyby Petroniusz był pewien, że Winicjusz z Ligią są już za bramami miasta, byłby odrzekł: „Ożenił się z twego pozwolenia i wyjechał.” Lecz widząc dziwny uśmiech Nerona odrzekł:

— Twoje wezwanie, boski, nie znalazło go w domu. — Powiedz mu, że rad go ujrzę — odpowiedział Nero — i powiedz mu ode mnie, by nie opuszczał igrzysk, na których wystąpią chrześcijanie.

Petroniusza zaniepokoiły te słowa, wydało mu się bowiem, że odnoszą się wprost do Ligii.

Siadłszy w lektykę kazał się nieść do domu jeszcze prędzej niż rano.

Nie było to jednak rzeczą łatwą. Przed domem Tyberiusza stał tłum gęsty i zgiełkliwy, pijany jak poprzednio, lecz nie rozśpiewany i nie tańczący, ale jakby wzburzony. Z dala dochodziły jakieś okrzyki, których Petroniusz nie umiał od razu zrozumieć, ale które potężniały, rosły, aż wreszcie zmieniły się w jeden dziki wrzask:

— Chrześcijanie dla lwów!

Kwietne lektyki dworaków posuwały się wśród wyjącej tłuszczy. Z głębi spalonych ulic nadbiegały coraz nowe gromady, które zasłyszawszy okrzyk poczynały go powtarzać. Podawano sobie z ust do ust wieść, że pościg trwa już od południa, że schwytano już mnóstwo podpalaczy, i wkrótce po nowo wytkniętych i starych ulicach, po zaułkach, leżących w gruzach, naokół Palatynu, po wszystkich wzgórzach i ogrodach rozlegały się, jak długi i szeroki Rzym, coraz wścieklejsze wrzaski:

— Chrześcijanie dla lwów!

— Trzoda! — powtarzał z pogardą Petroniusz. — Lud godny cezara.

I począł myśleć, że taki świat, oparty na przemocy, na okrucieństwie, o którym nawet barbarzyńcy nie mieli żadnego pojęcia, na zbrodniach i szalonej rozpuście, nie może się jednak ostać. Rzym był panem świata, ale i wrzodem świata. Wiało od niego trupią wonią. Na zgniłe życie padał cień śmierci. Nieraz mówiono o tym nawet między augustianami, ale Petroniuszowi nigdy nie stanęła wyraźniej przed oczyma ta prawda, że ów uwieńczony wóz, na którym w postaci tryumfatora stoi Rzym, wlokąc za sobą spętaną trzodę narodów, idzie do przepaści. Życie światowładnego grodu wydało mu się jakimś błazeńskim korowodem i jakąś orgią, która jednak musi się skończyć.

Rozumiał teraz, że jedni tylko chrześcijanie mają jakieś nowe podstawy życia, ale sądził, że wkrótce nie pozostanie z chrześcijan ślad żaden. A wówczas co?

Błazeński korowód pójdzie dalej pod wodzą Nerona, a jeśli Nero minie, znajdzie się drugi taki sam lub gorszy, bo wobec takiego ludu i takich patrycjuszów nie ma żadnego powodu, by znalazł się ktoś lepszy. Będzie nowa orgia, a w dodatku coraz plugawsza i szpetniejsza.

Orgia zaś nie może trwać wiecznie i trzeba po niej pójść spać choćby z samego wyczerpania.

Перейти на страницу:

Похожие книги

О, юность моя!
О, юность моя!

Поэт Илья Сельвинский впервые выступает с крупным автобиографическим произведением. «О, юность моя!» — роман во многом автобиографический, речь в нем идет о событиях, относящихся к первым годам советской власти на юге России.Центральный герой романа — человек со сложным душевным миром, еще не вполне четко представляющий себе свое будущее и будущее своей страны. Его характер только еще складывается, формируется, причем в обстановке далеко не легкой и не простой. Но он — не один. Его окружает молодежь тех лет — молодежь маленького южного городка, бурлящего противоречиями, характерными для тех исторически сложных дней.Роман И. Сельвинского эмоционален, написан рукой настоящего художника, язык его поэтичен и ярок.

Илья Львович Сельвинский

Проза / Историческая проза / Советская классическая проза