Читаем Quo vadis? полностью

Po jego słowach ozwały się głosy: „Żałujmy za grzechy nasze!”, po czym zapadło milczenie i słychać było tylko płacz dzieci i uderzenia rąk o piersi. Winicjuszowi zaś krew ścięła się w żyłach. On, który całą nadzieję złożył w miłosierdziu Chrystusa, usłyszał teraz, że nadszedł dzień gniewu i że miłosierdzia nie zjedna nawet śmierć na arenie. Przez głowę przebiegła mu wprawdzie jasna i szybka jak błyskawica myśl, że Piotr Apostoł inaczej przemówiłby do tych mających umrzeć, niemniej jednak groźne, pełne fanatyzmu słowa Kryspa i ta ciemna izba z kratami, za którymi było pole męki, i bliskość jej, i natłok ofiar przybranych już na śmierć napełniły mu duszę zgrozą i przerażeniem. Wszystko to razem wzięte wydało mu się straszne i stokroć okropniejsze niż najkrwawsze bitwy, w których brał udział. Zaduch i żar poczęły go dusić. Pot zimny wystąpił mu na czoło. Chwyciła go obawa, że zemdleje jak ci, o których ciała potykał się czyniąc poszukiwania w głębi izby, więc gdy pomyślał jeszcze, że lada chwila mogą otworzyć kraty, począł wołać głośno Ligii i Ursusa, w nadziei, że jeśli nie oni, to ktoś znający ich mu odpowie.

Jakoż natychmiast jakiś człowiek, przybrany za niedźwiedzia, pociągnął go za togę i rzekł:

— Panie, zostali w więzieniu. Mnie ostatniego wyprowadzano i widziałem ją chorą na łożu.

— Kto jesteś? — spytał Winicjusz.

— Fossor, w którego chacie Apostoł chrzcił cię, panie. Uwięziono mnie przed trzema dniami, a dziś już umrę.

Winicjusz odetchnął. Wchodząc tu, życzył sobie znaleźć Ligię, obecnie zaś gotów był dziękować Chrystusowi, że jej tu nie ma, i w tym widzieć znak Jego miłosierdzia.

Tymczasem fossor pociągnął go jeszcze raz za togę i rzekł:

— Pamiętasz, panie, że to ja zaprowadziłem. cię do Korneliuszowej winnicy, gdzie w szopie nauczał Apostoł?

— Pamiętam — odpowiedział Winicjusz.

— Widziałem go później na dzień przedtem, nim mnie uwięzili. Pobłogosławił mi i mówił, iż przyjdzie do amfiteatru przeżegnać ginących. Chciałbym na niego patrzeć w chwili śmierci i widzieć znak krzyża, bo wówczas łatwiej mi będzie umrzeć, więc jeśli wiesz, panie, gdzie on jest, to mi powiedz.

Winicjusz zniżył głos i odrzekł:

— Jest między ludźmi Petroniusza, przebrany za niewolnika. Nie wiem, gdzie wybrali miejsca, ale wrócę do cyrku i zobaczę. Ty patrz na mnie, gdy wyjdziecie na arenę, ja zaś podniosę się i zwrócę głowę w ich stronę. Wówczas go odnajdziesz oczyma.

— Dzięki ci, panie, i pokój z tobą.

— Niech ci Zbawiciel będzie miłościw. — Amen.

Winicjusz wyszedł z cuniculum i udał się do amfiteatru, gdzie miał miejsce obok Petroniusza, wśród innych augustianów.

— Jest? — zapytał go Petroniusz. — Nie ma jej. Została w więzieniu.

— Słuchaj, co mi jeszcze przyszło na myśl, ale słuchając patrz na przykład na Nigidię, aby się zdawało, że rozmawiamy o jej uczesaniu… Tygellinus i Chilo spoglądają na nas w tej chwili… Słuchaj więc: niech Ligię nocą włożą w trumnę i wyniosą z więzienia jako umarłą, reszty się domyślasz.

— Tak — odpowiedział Winicjusz.

Dalszą rozmowę przerwał im Tuliusz Senecjo, który pochyliwszy się ku nim, rzekł:

— Nie wiecie, czy chrześcijanom dadzą broń? — Nie wiemy — odpowiedział Petroniusz.

— Wolałbym, gdyby ją dali — mówił Tuliusz — inaczej arena zbyt prędko staje się podobna do jatek rzeźniczych. Ale co za przepyszny amfiteatr!

Rzeczywiście, widok był wspaniały. Niższe siedzenia, nabite togami, bielały jak śnieg. W wyzłoconym podium siedział cezar w diamentowym naszyjniku, ze złotym wieńcem na głowie, obok niego piękna i posępna Augusta, obok po obu stronach westalki, wielcy urzędnicy, senatorowie w bramowanych płaszczach, starszyzna wojskowa w błyszczących zbrojach, słowem, wszystko, co w Rzymie było potężne, świetne i bogate. W dalszych rzędach siedzieli rycerze, a wyżej czerniało kręgiem morze głów ludzkich, nad którymi od słupa do słupa zwieszały się girlandy, uwite z róż, lilij, sasanków, bluszczu i winogradu.

Lud rozmawiał głośno, nawoływał się, śpiewał, chwilami wybuchał śmiechem nad jakimś dowcipnym słowem, które przesyłano sobie z rzędu do rzędu, i tupał z niecierpliwości, by przyśpieszyć widowisko.

Wreszcie tupanie stało się podobne do grzmotów i nieustające. Wówczas prefekt miasta, który poprzednio już był ze świetnym orszakiem objechał arenę, dał znak chustką, na który w amfiteatrze odpowiedziało powszechne: „Aaa!…”, wyrwane z tysiąców piersi.

Перейти на страницу:

Похожие книги

О, юность моя!
О, юность моя!

Поэт Илья Сельвинский впервые выступает с крупным автобиографическим произведением. «О, юность моя!» — роман во многом автобиографический, речь в нем идет о событиях, относящихся к первым годам советской власти на юге России.Центральный герой романа — человек со сложным душевным миром, еще не вполне четко представляющий себе свое будущее и будущее своей страны. Его характер только еще складывается, формируется, причем в обстановке далеко не легкой и не простой. Но он — не один. Его окружает молодежь тех лет — молодежь маленького южного городка, бурлящего противоречиями, характерными для тех исторически сложных дней.Роман И. Сельвинского эмоционален, написан рукой настоящего художника, язык его поэтичен и ярок.

Илья Львович Сельвинский

Проза / Историческая проза / Советская классическая проза