Jakoż czekało takie, którego nikt się nie spodziewał. Oto cezar, który od niejakiego czasu opuścił podium, ukazał się nagle na ukwieconej arenie, przybrany w purpurowy płaszcz i złoty wieniec. Dwunastu śpiewaków, z cytrami w ręku, postępowało za nim, on zaś, dzierżąc srebrną lutnię, wystąpił uroczystym krokiem na środek i skłoniwszy się kilkakrotnie widzom, podniósł ku niebu oczy i czas jakiś stał tak. jakby oczekując na natchnienie.
Po czym uderzył w struny i zaczął śpiewać:
Pieśń przechodziła z wolna w żałosną, pełną bólu elegię. W cyrku uczyniła się cisza. Po chwili cezar, sam wzruszony, począł śpiewać dalej:
Tu głos mu zadrgał i zwilgotniały oczy. Na rzęsach westalek ukazały się łzy, lud słuchał cicho, zanim wybuchnął długo nie ustającą burzą oklasków.
Tymczasem z zewnątrz przez otwarte dla przewiewu vomitoria dochodziło skrzypienie wozów, na których składano krwawe szczątki chrześcijan, mężczyzn, kobiet i dzieci, aby je wywieźć do strasznych dołów, zwanych puticuli.
A Piotr Apostoł objął rękoma swą białą drżącą głowę i wołał w duchu:
„Panie! Panie! Komuś Ty oddał rząd nad światem? I przecz chcesz założyć swoją stolicę w tym mieście?”
ROZDZIAŁ LVII
Tymczasem słońce zniżyło się ku zachodowi i zdawało się roztapiać w zorzach wieczornych. Widowisko było skończone. Tłumy poczęły opuszczać amfiteatr i wylewać się przez wyjścia, zwane vomitoriami, na miasto. Augustianie tylko zwłóczyli czekając, zanim przepłynie fala. Cała gromada ich, opuściwszy swe miejsca, zebrała się przy podium, w którym cezar ukazał się znowu, by słuchać pochwał. Jakkolwiek widzowie nie szczędzili mu oklasków zaraz po ukończeniu pieśni dla niego nie było to dosyć, spodziewał się bowiem zapału dochodzącego do szaleństwa. Na próżno też brzmiały teraz hymny pochwalne, próżno westalki całowały jego,boskie” dłonie, a Rubria schyliła się przy tym tak, że aż rudawa jej głowa dotknęła jego piersi. Nero nie by ł zadowolony i nie umiał tego ukryć. Dziwiło go też i niepokoiło zarazem, że Petroniusz zachowuje milczenie. Jakieś pochwalne, a zarazem trafnie podnoszące zalety pieśni słowo z jego ust byłoby mu w tej chwili wielką pociechą. Wreszcie, nie mogąc wytrzymać, skinął na niego, a gdy ów wszedł do podium, rzekł:
— Powiedz…
A Petroniusz odrzekł zimno:
— Milczę, bo nie mogę znaleźć słów. Przeszedłeś sam siebie.
— Tak i mnie się zdawało, a jednak ten lud?…
— Czy możesz żądać od mieszańców aby się znali na poezji?
— Więc zauważyłeś i ty, że nie podziękowano mi tak, jakem zasłużył?
— Boś obrał złą chwilę.
— Dlaczego?
— Dlatego, że mózgi zaczadzone zaduchem krwi nie mogą słuchać uważnie.
Nero zacisnął pięści i odrzekł:
— Ach, ci chrześcijanie! Spalili Rzym, a teraz krzywdzą i mnie. Jakież jeszcze kary dla nich wymyślę? Petroniusz spostrzegł, że idzie złą drogą i że słowa jego odnoszą skutek wprost przeciwny temu, jaki zamierzył osiągnąć, więc chcąc odwrócić umysł cezara w inną stronę, pochylił się ku niemu i szepnął:
— Pieśń twoja jest cudna, ale uczynię ci tylko jedną uwagę: w czwartym wierszu trzeciej strofy metryka pozostawia coś do życzenia.
A Nero oblał się rumieńcem wstydu, jakby schwytany na haniebnym uczynku, spojrzał z przestrachem i odpowiedział również cicho:
— Ty wszystko zauważysz!… Wiem!… Przerobię!… Ale nikt więcej nie spostrzegł? Prawda?
Ty zaś, na miłość bogów, nie mów nikomu… jeśli… ci życie miłe…
Na to Petroniusz zmarszczył brwi i odpowiedział jakby z wybuchem nudy i zniechęcenia:
— Możesz mnie, boski, skazać na śmierć, jeśli ci zawadzam, ale mnie nią nie strasz, bo bogowie najlepiej wiedzą, czy się jej boję.
I tak mówiąc począł patrzeć wprost w oczy cezara, ów zaś po chwili odrzekł: