Kryspus zgodził się na to i postanowiono wysłać Ursusa. Winicjusz, który w ostatnich dniach przed Ostrianum często, lubo bez skutku, wysyłał był niewolników swych do Chilona, wskazał Ligowi dokładnie jego mieszkanie, po czym skreśliwszy kilka słów na tabliczce rzekł zwróciwszy się do Kryspa:
— Daję tabliczkę, gdyż to jest człowiek podejrzliwy i chytry, który często, wzywany przeze mnie, kazał odpowiadać ludziom moim, że nie ma go w domu, czynił to zaś zawsze, gdy nie znając dla mnie dobrych nowin obawiał się mojego gniewu.
— Bylem go znalazł, to go przyprowadzę, czy będzie chciał, czy nie — odpowiedział Ursus.
Po czym wziąwszy płaszcz wyszedł śpiesznie. Odnaleźć kogoś w Rzymie nie było łatwo, nawet przy najlepszych wskazówkach, ale Ursusowi pomagał w takich razach instynkt człowieka leśnego, a zarazem i wielka znajomość miasta, tak że po niejakim czasie znalazł się w mieszkaniu Chilona.
Nie poznał go jednak. Poprzednio widział go tylko raz w życiu, i do tego w nocy. Wreszcie tamten wyniosły i pewny siebie starzec, który go namawiał do zamordowania Glauka, tak był niepodobny do tego zgiętego we dwoje ze strachu Greka, że nikt nie mógł przypuścić, iż obaj stanowią jedną osobę. Chilo też, pomiarkowawszy, że Ursus patrzę na niego jak na człowieka zupełnie obcego, ochłonął z pierwszego wrażenia. Widok tabliczki z pismem Winicjusza uspokoił go jeszcze bardziej. Nie groziło mu przynajmniej podejrzenie, że wprowadził go umyślnie w zasadzkę. Pomyślał przy tym, że chrześcijanie nie zabili Winicjusza widocznie dlatego, że nie ośmielili się podnieść ręki na osobę tak znakomitą.
„A zatem Winicjusz osłoni i mnie w potrzebie — rzekł sobie w duchu — albowiem nie wzywa mnie przecie po to, by mnie dać zabić.”
Nabrawszy więc nieco ducha, spytał:
— Dobry człowieku, zali przyjaciel mój, szlachetny Winicjusz, nie przysłał po mnie lektyki?
— Nogi mam popuchnięte i iść tak daleko nie mogę.
— Nie — odrzekł Ursus — pójdziemy piechotą. — A jeśli odmówię?
— Nie czyń tego, gdyż pójść musisz.
— I pójdę, ale z własnej chęci. Inaczej nikt by mnie nie zmusił, albowiem jestem człowiekiem wolnym i przyjacielem prefekta miasta. Jako mędrzec, posiadam również sposoby na przemoc — i umiem zamieniać ludzi w drzewa i zwierzęta. Ale pójdę — pójdę! Wdzieję tylko płaszcz jeszcze nieco cieplejszy i kaptur, aby mnie nie poznali niewolnicy tej dzielnicy — inaczej bowiem zatrzymywaliby nas ustawicznie, aby całować moje ręce.
To rzekłszy nawdział inny płaszcz, na głowę zaś spuścił galicki obszerny kaptur, z obawy, by Ursus nie przypomniał sobie jego rysów, gdy wyjdą na większe światło.
— Gdzie mnie prowadzisz? — spytał po drodze Ursusa.
— Na Zatybrze.
— Niedawno jestem w Rzymie i nigdy tam nie byłem, ale i tam żyją zapewne ludzie, którzy kochają cnotę.
Ale Ursus, który był człowiekiem naiwnym i który słyszał Winicjusza mówiącego, iż Grek był z nim na cmentarzu Ostrianum, a potem widział, gdy wchodzili z Krotonem do domu, w którym mieszkała Ligia, zatrzymał się na chwilę i rzekł:
— Nie kłam, stary człowieku, albowiem dziś byłeś z Winicjuszem na Ostrianum i pod naszą bramą.
— Ach! — rzekł Chilo — więc to wasz dom stoi na Zatybrzu? Od niedawna jestem w Rzymie i nie wiem dobrze, jak się zwą różne dzielnice. Tak jest, przyjacielu! Byłem pod waszą bramą i zaklinałem pod nią w imię cnoty Winicjusza, by nie wchodził. Byłem i w Ostrianum, a wiesz dlaczego? Oto od pewnego czasu pracuję nad nawróceniem Winicjusza i chciałem, aby posłuchał najstarszego z apostołów. Niech światło przeniknie do jego duszy i do twojej! Wszakże jesteś chrześcijaninem i wszak pragniesz, aby prawda zapanowała nad fałszem?
— Tak jest — odrzekł z pokorą Ursus. Chilonowi wróciła zupełnie odwaga.
— Winicjusz jest to pan możny — rzekł — i przyjaciel cezara. Często on jeszcze słucha podszeptów złego ducha, ale gdyby choć włos spadł z jego głowy, cezar pomściłby się na wszystkich chrześcijanach.
— Nas większa moc strzeże.
— Słusznie! Słusznie! Ale co zamierzacie uczynić z Winicjuszem? — spytał z nowym niepokojem Chilon. — Nie wiem. Chrystus nakazuje miłosierdzie.
— Toś wyśmienicie powiedział. Pamiętaj o tym zawsze; inaczej będziesz się skwarzył w piekle jak kiszka na patelni.
Ursus westchnął. Chilo zaś pomyślał, że z tym straszliwym w chwili pierwszego porywu człowiekiem zrobiłby zawsze, co by chciał.
Więc pragnąc wiedzieć, jak rzeczy odbyły się przy porywaniu Ligii, pytał dalej głosem surowego sędziego: — Jak postąpiliście z Krotonem? Mów i nie zmyślaj. Ursus westchnął po raz drugi:
— Powie ci to Winicjusz.
— To się znaczy, że pchnąłeś go nożem lub zabiłeś pałką?
— Byłem bezbronny.
Grek nie mógł jednak oprzeć się podziwowi nad nadludzką siłą barbarzyńcy.
— Niech cię Pluto!… To jest, chciałem powiedzieć: niech ci Chrystus przebaczy!
Czas jakiś szli w milczeniu, po czym Chilo rzekł: — Nie ja cię zdradzę, ale strzeż się wigilów.
— Ja boję się Chrystusa, nie wigilów.