Читаем Radca stanu полностью

Zadanie, które powierzył radcy stanu jaśnie oświecony książę Władimir Andriejewicz, było odpowiedzialne, lecz nietrudne. Powitać ważną osobistość, towarzyszyć jej w drodze na śniadanie do księcia, potem odwieźć na spoczynek do skrupulatnie ochranianej rezydencji na Worobjowych Górach, a wieczorem - odprowadzić świeżo upieczonego generała-gubernatora Syberii na pociąg do Czelabińska, z doczepioną już ministerialną salonką. I to właściwie wszystko.

Jedyny problem, nurtujący od wczoraj Erasta Pietrowicza, polegał

na podjęciu decyzji: czy podać rękę generałowi-adiutantowi Chrapowowi, który skalał swoje imię, w najlepszym wypadku, niewybaczalnie głupim postępkiem?

Z punktu widzenia służby i kariery oczywiście należało zlekceważyć własne uczucia, tym bardziej że dobrze poinformowani przepowiadali byłemu dowódcy żandarmerii szybki powrót na najwyższe stanowiska. Jednak Fandorin zdecydował się uścisnąć mu dłoń z zupełnie innego powodu - gość jest gościem i obrażać go nie wypada. Wystarczy podczas rozmów podkreślać chłodnym tonem oficjalny charakter spotkania.

Decyzja była właściwa i nawet bezsporna, mimo to radca stanu nie pozbył się przygnębienia. A może jednak do jej podjęcia przyczynił się wzgląd na późniejszą karierę życiową?

Właśnie dlatego nieoczekiwane opóźnienie zupełnie nie stropiło Erasta Pietrowicza - pojawił się dodatkowy czas na rozpatrzenie skomplikowanego dylematu moralnego.

Fandorin polecił majordomusowi Masie zaparzyć mocną kawę, po czym usadowił się w fotelu i zaczął od początku ważyć wszystkie za i przeciw, nieświadomie to ściskając, to rozluźniając prawą kiść.

Nie udało mu się jednak długo porozmyślać, gdyż powtórnie rozległ

się odgłos dzwonka, dla odmiany - u drzwi. Z przedpokoju dobiegły go głosy - najpierw ciche, potem głośne. Ktoś próbował wejść do gabinetu, a Masa nie puszczał. Były japoński poddany wydawał świszczące-syczące dźwięki, świadczące o nieugiętości i bojowym nastawieniu.

- Masa, kto tam?! - krzyknął Erast Pietrowicz i wyszedł z gabinetu do bawialni.

Zobaczył tam nieoczekiwanych gości: podpułkownika żandarmerii Burlajewa, naczelnika moskiewskiego Oddziału Ochrany, oraz - u jego boków

- dwóch panów w paltach w kratę, z wyglądu szpicli. Masa, rozpościerając ręce, zagradzał tej trójce drogę i jawnie okazywał, że ma zamiar zaraz przejść od słów do czynów.

- Pardon, panie Fandorin - powiedział basem speszony Burlajew, zdejmując czapkę i przygładzając ręką twardą szczotkę włosów o barwie soli z pieprzem. - To jakieś nieporozumienie, ale otrzymałem telegram z Departamentu Policji. - Machnął kartką papieru. - Komunikują, że generał-

adiutant Chrapow został zabity, że... eee... to pan go zabił... że należy pana natychmiast aresztować. Zupełnie zwariowali... ale rozkaz to rozkaz... Niech pan będzie uprzejmy i uspokoi swojego Japończyka, bo wiele słyszałem o tym, jak on walczy nogami.

W pierwszej chwili Erast Pietrowicz uczuł absurdalną ulgę na myśl, że problem podania ręki samoistnie się rozwiązał, i dopiero potem dotarł do niego cały koszmarny sens wypowiedzi Burlajewa.

Dopiero po przybyciu opóźnionego pociągu kurierskiego oczyszczono Fandorina z podejrzeń. Z salonki, nie czekając, aż pociąg się zatrzyma, zeskoczył na peron białowłosy sztabsrotmistrz żandarmerii o wykrzywionej grymasem twarzy i sypiąc potwornymi przekleństwami, rzucił się ku stojącemu w otoczeniu filerów aresztowanemu radcy stanu. Jednak kilka kroków od celu zwolnił, przeszedł z biegu w marsz, a potem zamarł w bezruchu. Zamrugał białymi rzęsami, uderzył się pięścią w biodro.

- To nie on! Podobny, ale nie on! Nawet niezbyt podobny! Tylko wąsiki, siwe skronie i żadnych więcej podobieństw - wymamrotał

oszołomiony oficer. - Kogo przyprowadziliście? Gdzie jest Fandorin?

- Zapewniam pana, p-panie von Seidlitz, że to ja jestem Fandorin

- z nadmierną łagodnością, jakby zwracał się do psychicznie chorego, powiedział radca stanu, po czym odwrócił się do Burlajewa, którego twarz spurpurowiała. - Piotrze Iwanowiczu, powiedz pan swoim ludziom, że już nie muszą mnie trzymać za łokcie. Sztabsrotmistrzu, gdzie podpułkownik Modzelewski i wasi ludzie z ochrony? Powinienem wszystkich przesłuchać i spisać zeznania.

- Przesłuchać? Spisać zeznania?! - krzyknął ochryple von Seidlitz, wznosząc ku niebu zaciśnięte pięści. - Jakie, do diabła, zeznania? Pan co, nie rozumie? Jego zabito, zabito! Boże, wszystko się skończyło, wszystko! Trzeba biec, trzeba postawić na nogi żandarmerię, policję! Jeśli nie znajdę tego przebierańca, tego łajdaka, tego... -

Zakrztusił się i czknął konwulsyjnie. - Ale ja go znajdę, niezawodnie znajdę! Odkupię swoją winę! Poruszę niebo i ziemię, a znajdę go! Inaczej pozostanie mi tylko w łeb sobie strzelić!

Перейти на страницу:

Похожие книги

1. Щит и меч. Книга первая
1. Щит и меч. Книга первая

В канун Отечественной войны советский разведчик Александр Белов пересекает не только географическую границу между двумя странами, но и тот незримый рубеж, который отделял мир социализма от фашистской Третьей империи. Советский человек должен был стать немцем Иоганном Вайсом. И не простым немцем. По долгу службы Белову пришлось принять облик врага своей родины, и образ жизни его и образ его мыслей внешне ничем уже не должны были отличаться от образа жизни и от морали мелких и крупных хищников гитлеровского рейха. Это было тяжким испытанием для Александра Белова, но с испытанием этим он сумел справиться, и в своем продвижении к источникам информации, имеющим важное значение для его родины, Вайс-Белов сумел пройти через все слои нацистского общества.«Щит и меч» — своеобразное произведение. Это и социальный роман и роман психологический, построенный на остром сюжете, на глубоко драматичных коллизиях, которые определяются острейшими противоречиями двух антагонистических миров.

Вадим Кожевников , Вадим Михайлович Кожевников

Детективы / Исторический детектив / Шпионский детектив / Проза / Проза о войне