Stanisłaŭ Liem
Salarys
Salarys (polsk.:
U ramanie apisvajecca historyja bieznadziejnaj sproby čałaviectva ŭstalavać kantakt z inšapłanietnaj formaj žyccia na dalokaj płaniecie. Płanieta Salarys, płanieta nasielena «akijanam» — adzinkavym arhanizmam, jaki pakryvaje ŭsiu pavierchniu płaniety.
PRYŠELEC
A dzieviatnaccataj hadzinie bartavoha času ja prajšoŭ mima tych, chto sabraŭsia vakol šluzavoj kamiery, i pa mietaličnych prystupkach spusciŭsia ŭ kapsułu. Miesca ŭ joj było akurat stolki, kab padniać łokci. Ja ŭstaviŭ nakaniečnik šłanha ŭ štucer, jaki vytyrkaŭsia sa sciany, i skafandr napoŭniŭsia pavietram. Pasla hetaha ja nie moh užo navat pavarušycca. Ja stajaŭ — a dakładniej — visieŭ — u pavietranaj łožy, zjadnany ŭ adno cełaje z mietaličnaj škarłupinaj.
Uzniaŭšy vočy, ja ŭbačyŭ praz vypukłuju šybu iluminatara scieny šachty i schileny nad joj tvar Modarda. Pasla tvar znik i zapanavała ciemra, bo zvierchu začynili ciažki konusapadobny abciakalnik. Ja pačuŭ vaśmirazova paŭtorany visk elektramatoraŭ, jakija daciskali šruby. Pasla — šum pavietra, jakim napampoŭvali amartyzatary. Vočy pryvykli da ciemry. Ja ŭžo adroznivaŭ zielenavaty kontur adzinaha tabło-pakazalnika.
— Kielvin, ty hatovy? — pačułasia ŭ słuchaŭkach.
— Tak, Modard, hatovy, — adkazaŭ ja.
— Nie chvalujsia, Kielvin. Stancyja ciabie prymie, — pramoviŭ jon. — U dobry šlach!
Ja nie paspieŭ adkazać, bo niešta zaskryhatała ŭhary i kapsuła zdryhanułasia. Ja instynktyŭna napružyŭ muskuły, ale ŭsio supakoiłasia.
— Kali start? — spytaŭsia ja i pačuŭ šorhat, byccam zierniejki sama drobnaha piasku sypalisia ŭ miembranu.
— Ty ŭžo laciš, Kielvin. Byvaj zdarovy! — adkazaŭ Modard.
Pakul ja heta asensoŭvaŭ, nasuprać majho tvaru adčyniłasia vialikaja naziralnaja ščylina, praz jakuju ja ŭbačyŭ zorki. Daremna staraŭsia adšukać Alfu Vadaleja, da jakoj lacieŭ „Pramietej”. Nieba tych vakolic Hałaktyki było nieviadomaje, ja nie viedaŭ nivodnaha suzorja; u vuzkim akiency milhaŭ iskrysty pyl. Ja čakaŭ, kali zatrymcić pieršaja zorka. Nie dačakaŭsia. Jany pačali prosta hasnuć i znikali, raspłyvajučysia ŭ ryžavatym niebie. Ja zrazumieŭ, što znachodžusia ŭ vierchnich słajach atmasfiery. Nieruchomy, atuleny pnieŭmatyčnymi paduškami, ja moh pazirać tolki pierad saboj. Usio jašče nie było vidno haryzontu. Ja padaŭ, zusim hetaha nie adčuvajučy; cieła majo pastupova zalivała haračynia. Zvonku pačuŭsia nie nadta hučny, pranizlivy visk — nibyta pa mokrym škle drapali mietałam. Kali b nie ličby, što vyskokvali na tabło, ja navat nie mieŭ by ŭiaŭlennia pra imklivasć padziennia. Zorki ŭžo znikli. Naziralnaje akno sviaciłasia ryžym sviatłom. Ja adčuvaŭ hułkija ŭdary pulsu, tvar hareŭ, pa šyi hulali chałodnyja pavievy kandycyjaniera; ja paškadavaŭ, što nie ŭdałosia zirnuć na „Pramietej” — kali aŭtamaty adčynili naziralnaje akno, jon znachodziŭsia ŭžo za miažoj bačnasci.
Kapsuła zdryhanułasia, pasla jašče, jaje korpus mocna zavibravaŭ, hetaja niaznosnaja dryhotka pranizała ŭsie izalacyjnyja abałonki, pavietranyja paduški i pranikła ŭ hłybiniu majho cieła — zielenavaty kontur tabło raspłyŭsia. Ale strachu ja nie adčuvaŭ. Nie dziela taho prylacieŭ ja z hetkaj dalečyni, kab zahinuć la samaj celi.
— Stancyja Salarys, — pramoviŭ ja. — Stancyja Salarys, Stancyja Salarys! Zrabicie što-niebudź. Zdajecca, ja hublaju stabilizacyju. Stancyja Salarys, ja pryšelec. Pryjom.
I znoŭ ja pramarhaŭ važny momant — zjaŭlennie płaniety. Jana raptoŭna raspascierłasia pierada mnoj — vializnaja i plaskataja; pa pamierach pałos na jaje pavierchni ja vyznačyŭ, što znachodžusia jašče dalekavata. A dakładniej — vysakavata, bo minuŭ užo tuju niabačnuju miažu, pasla jakoj adlehłasć da niabiesnaha cieła stanovicca vyšynioj. Ja padaŭ. Imkliva padaŭ. Adčuvaŭ heta navat z zapluščanymi vačyma. Ale ja adrazu ž ich raspluščvaŭ, bo chacieŭ ubačyć jak maha bolš.