Читаем Sami Swoi полностью

– Władyś, jak my taksówką ze stacji przyjedziem, tak ty nawet i nosa na podwórze nie wyściubiaj, póki ja znaku tobie nie dam – mówi konspiracyjnym szeptem, patrząc równocześnie z dezaprobatą na brak krawata przy kołnierzyku Kargula.

– A krawatka u ciebie gdzie? – pyta z wyraźną pretensją w głosie, a oczkami mruga, jakby gołą babę w kąpieli zobaczył.

– To niepolitycznie!

– Taż ty dobrze wiesz, że kawaleryjski koń chomąta nie lubiący – tłumaczy się śpiewnie Kargul.

– Jak ja na wybory bez krawata chodził, tak i dziś mogę być.

– Ot, bambaryła z ciebie! – niecierpliwi się Kaźmierz i przestępuje z nogi na nogę, jak ogier rwący się do galopu.

– Wybory i bez ciebie zawsze były wygrane, a dzisiejszy dzień różnie może zakończyć sia. Załóż krawatkę, boś nie Witos!

– Ot tobie na! Myśli, że jak wąsy zapuścił, to on rozkazywać może jak Piłsudski -mruczy niechętnie Kargul i rozpina kołnierzyk koszuli.

– Jak ja na weselu naszych dzieci bez tego postronka na szyi był, to chyba ostatnia okazja dla mnie jego założyć do trumny będzie. Kaźmierz zerka na niego spod oka, jakby brał w tej chwili miarę na tę trumnę, o której tak nie w porę wspomniał Kargul.

– Aj, Bożeńciu, żeb' ty w złą godzinę nie powiedział, bo jak mój Jaśko przy swoim charakterze ostał sia, to może i pogrzebem skończyć sia!

– Myślisz, Kaźmierz, że jego serce spotkania z tobą nie wytrzyma? – Kargul całkiem opacznie zrozumiał intencję Pawlaka.

– Ot, murmyło – Kaźmierz kipi jak czajnik na wolnym ogniu.

– Nie o Jaśka pogrzebie ja myślał, tylko o twoim. Już tyle lat temu Jaśko ci obiecał, że czyjaś głowa spadnie, a sam wiesz, że u Pawlaków słowo droższe pieniędzy. Kargul sapie niechętnie: znów ten konus mu nauki daje. A jeszcze wczoraj, gdy ustalali scenariusz wydarzeń, to obaj się czuli wspólnikami. Ostatecznie stanowią przecież rodzinę. Czekająca na chrzciny Ania jest ich wspólną wnuczką. Wydawać się mogło, że więcej Kaźmierza łączy z sąsiadem niż z rodzonym bratem.

– Kiedy ty jemu, Kaźmierz, prawdę roztłumaczysz?

– Do prawdy jak do wesela, każdy musi dojrzeć – rzuca refleksyjnie Pawlak.

– Ty miej tylko oczy szeroko otwarte, żeb' ty mi nie wszedł jak Piłat w credo.

– Nie boj sia, ja w gotowości w sąsieku będę siedział, jak my to umówili… Pawlak kiwa potakująco głową, ale w tej chwili dostrzega Anielę, która wystawiła przez okno głowę w lokówkach, i mówi ostrzegawczo do Kargula:

– Ale żeb' twoja baba na widok za prędko nie wylazła, bo ona zawsze przed księdzem podniesienie robi.

Перейти на страницу:

Похожие книги