Читаем Trylogia o Reynevanie – II Bo?y Bojownicy полностью

I choć nikt, rzecz jasna, uczynku Gelfrada nie pochwalał ani nie próbował usprawiedliwiać, w rycerskich burgach i stanicach sprawę dyskutowano długo i poważnie. I postarano się, by wieść o dyskusjach dotarła do Ziębic. I choć rozwścieczony książę Jan domagał się dla zamachowca okrutnej kaźni z zastosowaniem potwornych męczarni, musiał pod wpływem opinii spuścić z tonu. Ujęli się za Gelfradem nie tylko najbliżej spokrewnieni Haugwitzowie, Baruthowie i Rachenauowie, ale i wszystkie inne możne rody rycerskie Śląska. Gelfrad Stercza, oświadczono, jest rycerzem, i to rycerzem ze starego rodu, działał zaś w zaślepieniu wywołanym ujmą na honorze, a kto ujmy winien, wiadomo. Książę Jan wściekał się, ale doradcy szybko wyperswadowali mu sadystyczną kaźń. Dni, gdy lada moment można spodziewać się husyckiego najazdu, orzekli, nie są dobrą porą na zrażanie sobie rycerstwa. Stronę zawziętego księcia trzymał więc wyłącznie jeszcze bardziej zawzięty biskup wrocławski Konrad. Biskup przeczył tezie o obronie honoru, robił z całej sprawy aferę polityczną, rozgłaszał, że Gelfrad Stercza działał z husyckiego poduszczenia, i domagał się dlań okrutnej śmierci za zdradę stanu, czary i herezję. Stercza, wrzeszczał biskup, działał z pobudek równie podłych, co zbójca Chrzan, morderca księcia cieszyńskiego Przemka, powinien więc być podobnie jak Chrzan palony ogniem i targany kleszczami. Rycerstwo śląskie nie chciało jednak o czymś takim słyszeć, postawiło się twardo i wzięło górę. Do tego stopnia, że niewiele brakowało, by Gelfradowi wręcz się upiekło: ukarany miał być wyłącznie banicją, na sroższą karę śląscy rycerze nie godzili się. Ku wściekłości księcia Jana i biskupa. Gelfrad Stercza uszedłby więc z życiem, gdyby nie drobny fakt. Na sądzie rycerz nie tylko nie wyraził skruchy, ale i oświadczył był, że żadne wygnanie nie powstrzyma go przed dalszym nastawaniem na życie księcia, że nie spocznie, dopóki nie wytoczy wrażej jego krwi. I odwołać swych słów nie chciał. Na takie dictum śląscy możni nie mieli już argumentów. Umyli ręce, a Jan Ziębicki z zadowoleniem skazał rycerza na śmierć. Przez ścięcie głowy mieczem. Wyrok wykonano szybko, piętnastego stycznia, we czwartek przed drugą niedzielą po Epifanii. Gelfrad Stercza szedł na śmierć ze spokojem, dzielnie, ale bez buty. Z szafotu nie przemawiał. Spojrzał tylko na księcia Jana i wyrzekł jedno zdanie, po łacinie. – Co? – spytał głucho Reynevan. – Co powiedział?

– Hodie mihi, cras tibi.

Przygnębienia Reynevan ukryć nie zdołał, było zbyt widoczne i rzucające się w oczy. Sam czując potrzebę zwierzenia się, wyrzucenia z siebie ciężaru, opowiedział kompanii wszystko. O Adeli, księciu Janie, Gelfradzie Sterczy. O zemście. Nikt nie skomentował. Oprócz Drosselbarta. – Zemsta, mówią, jest rozkoszą – oświadczył chudzielec. – Lecz zwykle bywa to bezmyślna rozkosz idioty, rozkoszującego się marzeniem o rozkoszy. Tylko idiota kładzie głowę na pień, gdy może nie kłaść. Hodie mihi, cras tibi, co dziś mnie, jutro stanie się tobie… Błysnęły ci oczy na dźwięk tych słów, Reinmarze z Bielawy, dostrzegłem to. Wiem, o czym myślisz. I proszę o jedno: nie bądź idiotą. Możesz to obiecać? Nam wszystkim? Reynevan kiwnął głową.

Równie raptownie i gwałtownie, jak ongi mróz, ninie przyszło ocieplenie. Stęskniony Reynevan osiodłał konia i pogalopował do Białego Kościoła. Galopu było mniej, mozolnego przebijania się przez topniejące zaspy więcej, wyprawa trwała kilka godzin. A jej efektem była uzyskana od furtianki wiadomość, że Jutta wyjechała na ślub siostry i jest w Schónau. Wyprawy do Schónau Reynevan nie mógł ryzykować. Wrócił do Gdziemierza po zmroku. A nazajutrz przyszło mu się pożegnać z Jonem Malevoltem, mamunem anarchistą. – Nie zostałbyś z nami? – spytał mamuna, gdy ten wyprowadzał ze stajni swego kosmatego konika. – Nie sprzymierzyłbyś się? To, w czym pomagałeś Tybaldowi, ma naturalną konsekwencję. Nie chciałbyś wziąć w niej udziału? – Nie, Reinmarze. Nie chciałbym.

Перейти на страницу:
Нет соединения с сервером, попробуйте зайти чуть позже