Читаем Trylogia o Reynevanie – II Bo?y Bojownicy полностью

– Zdradziłeś mojego brata, Janie Smirzycky ze Smirzyc, wydałeś go na śmierć. Zdasz za to rachunek. Właśnie zastanawiam się, w jaki sposób. Mogę, jak rzekłem, wydać cię w ręce prażan. Mogę tu, na miejscu, własnoręcznie wsadzić ci nóż pod żebra. – Nóż? – rycerz szybko odzyskał kontenans, pogardliwie wydął wargi. – Ty? Pod żebra? Ha, nuże więc, młodszy panie z Bielawy. Śmiało! – Nie prowokuj mnie.

– Prowokować? – Jan Smirzycky parsknął i splunął. Ja nie prowokuję. Ja drwię! Ja się znam na ludziach, potrafię przez oczy do duszy zaglądnąć. Tobie zaglądnąłem i to ci powiem: ty nawet kurczaka byś nie zabił. – Mogę, powiedziałem, zawlec cię pod ratusz. Tam czeka cała gromada mniej wrażliwych. – Możesz mnie też pocałować w dupę. To ci właśnie proponuję. I z całego serca polecam. – Mogę też puścić cię wolno.

Smirzycky odwrócił głowę. Nie dość szybko, by Reynevan nie ułowił błysku w jego oku. – Więc jednak – spytał po chwili – okup?

– Można to tak nazwać. Udzielisz mi odpowiedzi na kilka pytań. Rycerz spojrzał na niego. Milczał długo.

– Ty pętaku – powiedział wreszcie, krzywiąc wargi i przeciągając słowa. – Ty śląski Niemczyku. Ty doktorku znachorku! Z kim ty, myślisz, masz sprawę? Ja jestem Jan Smirzycky ze Smirzyc, szlachcic czeski, pasowany pan, hejtman mielnicki i rudnicki! Moi przodkowie walczyli pod Legnano i Mediolanem, pod Askalonem i Arsufem. Mój pradziad okrył się chwałą pod Muhldorfem i pod Grecy. Odpowiadać na pytania? Tobie? A chędoż się, pacanie. – Ty, szlachetny panie Smirzycky, knułeś, jak pospolity zbir, zdradę własnych rodaków. Tych, którzy zrobili cię hejtmanem, na Mielniku i Rudnicach osadzili. W podzięce za to spiskowałeś przeciw nim z Konradem z Oleśnicy, biskupem Wrocławia. Dwa lata temu, na Śląsku, w cysterskiej grangii. Minęły całe dwa lata, ale z pewnością pamiętasz. Bo ja pamiętam. Każdziuteńkie wypowiedziane tam słowo. Smirzycky wpił w niego oczy. Milczał przez chwilę, kilka razy przełknął ślinę. Gdy się odezwał, w jego głosie, prócz zaskoczenia, zadźwięczał niekłamany podziw. – A więc to ty… To ty tam byłeś. Ty podsłuchałeś… Niech cię diabli! Przyznać ci trzeba, szeroko i zamaszyście obracasz się w świecie. Podziwiam. Ale i współczuję zarazem. Tacy umierają młodo. I zwykle śmiercią gwałtowną. Samson Miodek wysłał za pomocą magicznego amuletu jakiś mentalny sygnał. Ale choć podczas pościgu komunikacja wychodziła im znośnie, teraz, z odległości dwóch kroków, sygnał był zupełnie nieczytelny. To znaczy, nieczytelna była treść, wyraźna natomiast intensywność. Reynevan odebrał to jako sugestię, by działać stanowczo. – Odpowiesz na moje pytania, panie Smirzycky.

– Nie, nie odpowiem. Wydaje ci się, że masz na mnie coś, czym możesz zastraszyć, zaszantażować? Gówno masz, młodszy panie Bielawa. A wiesz, dlaczego? Bo czas nastał nam historyczny. Każdy dzień przynosi zmiany. W takich czasach, konowale, szantażyści muszą działać bardzo szybko, inaczej tylko na drwinę obracają się ich szantaże. Nie zauważyłeś, co się dziś daiało na ulicach? Wjechałem do Pragi u boku Hynka z Kolsztejna. Przyjechaliśmy wprost z Kolina, od pana Dziwisza Borzka, onże dał nam swych zbrojnych. Ręka w rękę z nami szli jawnie drużynnicy tak zajadłych katolików i husytobójców jak Puta z Czastolovic i Otto de Bergow. Żadna tajemnica, pocośmy przybyli. Mieliśmy zamiar opanować ratusz i przejąć władzę, bo Praga to caput regni, kto ma Pragę, ma Czechy. Chcieliśmy oswobodzić Korybuta i zrobić z niego króla. Prawdziwego króla, znaczy, za aprobatą Rzymu. Chcieliśmy dogadać się z papieżem, skłonnym, jak wieść niesie, do kompromisu względem liturgii, gotowym ustąpić względem Kielicha i komunii sub utraque specie. Gotowym do negocjacji. Ale nie z Taborem, nie z radykałami, nie z ludźmi o rękach zbrukanych krwią księży. Zjednoczeni z Oldrzychem z Rożmberka i panami z landfrydu chcieliśmy wykończyć radykałów, wybić Sierotki, zlikwidować Tabor, przywrócić ład w Królestwie Czeskim. Pojmujesz? – Wjechaliśmy do Pragi – Smirzycky nie czekał, aż Reynevan potwierdzi – jawnie i z odkrytą przyłbicą. Wyraźniej więc chyba nie mogłem pokazać, czego chcę, przeciw komu i przeciw czemu jestem. Z kim trzymam, z kim jestem w spółce. Wszystko się dziś wydało i pokazało. Co chcesz więc zrobić? Teraz, gdy szydło wyszło z worka na pełną długość, pójdziesz do Taboru i ogłosisz: "Słyszcie, bracia, powiem wam nowinę: Jan ze Smirzyc jest waszym wrogiem, spiskuje przeciw wam z katolikami"? Zeszłoroczny śnieg, panie z Bielawy, zeszłoroczny śnieg! Pokpiłeś, spóźniłeś się. Owszem, jeszcze rok, jeszcze miesiąc temu… – Jeszcze miesiąc temu – dokończył ze złośliwym uśmiechem Reynevan – mogłem cię zdemaskować, byłem groźny. Nasłałeś więc na mnie skrytobójców. Iście po rycersku, panie ze Smirzyc, po szlachecku. Zaiste, dumni muszą być w zaświatach okryci chwałą antenaci, bohaterowie spod Askalonu i Grecy. – Jeśli myślisz, że będę się przed tobą z tego tytułu kajał, to się kurewsko mylisz. – Odpowiesz mi na pytania.

Перейти на страницу:
Нет соединения с сервером, попробуйте зайти чуть позже