Читаем Trylogia o Reynevanie – II Bo?y Bojownicy полностью

– Co było, to było! – wybuchnął. – A ninie nie jest! Świdnica dowiodła, że bić się z kacerzami umie, dowiodła tego tak dowodnie, jak żaden z was tu stojących. Kto pod Kratzau husytów rozgromił, na głowę pobił, tego samego Kralovca, co dziś pod Kłodzkiem leży? My! Pan starosta Albrecht von Kolditz i pan podgtarosta Stosz! Świdnickie rycerstwo w boju pod Kratzau było, heretyckim ścierwem pole tam usłało. Nie wygadywać na Świdnicę temu, co dotąd przed husytami jeno zmykał! – Dobrze powiedziane – dźwięczny głos księcia Jana wzbił się nad pogwar. – Dobre a ważne słowo powiedział rycerz von Oppeln. Ważną nazwę. Kratzau, panowie rycerze. Zapamiętajcie: Kratzau! – Jedno Kratzau wiosny nie czyni – zauważył milczący dotąd Tamsz von Tannenfeld, starosta biskupiego Grodkowa. – Od bitwy miesiąc minął, a rozgromiony jakoby Kralovec pod Kłodzkiem znowu kłopotów nam przyczynia. Kratzau, nie przeczę, bitwa ważna, ale rozumniej na nią jako na traf szczęśliwy patrzeć. – Albo – rzekł Reibnitz – jak na ziarno. Co się ślepej kurze trafiło. Rycerze zarechotali. Oppeln poczerwieniał.

– Zawiść przez was przemawia! – krzyknął. – Zawidzicie Świdnicy i Łużycom sławy i chwały. Panowie Kolditz i von Polenz śmiało w bój poszli, z czołem podniesionym i sztandarami, w konnej szarży, iście jak Ryszard Lwie Serce pod Askalonem, a że audaces fortuna iuvat, kacerzy w polu pobili, krwawą łaźnię im spuścili, łup i wozy odjęli, precz z Łużyc przegnali. A wy zawidzicie! Bo wyście tu wiosną cięgi zbierali, przed husytami jako zające umykali… – Baczcie na słowa – syknął Hayn von Czirne.

– A co, nieprawda może? – wziął się pod boki wcale nie speszony jego wściekłą miną Oppeln. – Prokop pół Śląska z dymem puścił, a wyście za wrocławskimi murami w portki ze strachu srali! Haynowi ciemny karmin uderzył na policzki, Jorg Reibnitz szybko powstrzymał go, kładąc dłoń na naramienniku.

– Kolditz i Polenz – powiedział – uderzyli pod Kratzau na rozciągniętą kolumnę marszową, na wozy nagrużone łupem tak, że ledwo szły. Raptowną szarżą rozerwali husycki szyk, posiekli zaskoczonych i spanikowanych, nie dali im czasu strzelby nabić ni użyć. Inaczej nie Askalon tam byłby, ale Hattin. A w Świdnicy, miast fety, wielka żałoba. – Ależ za to właśnie, za to Świdnicy i Łużyczanom chwała! – zaśmiał się swobodnie marszałek Borschnitz. Mądrze wykorzystać miejsce, czas i przewagę, okoliczności na swą korzyść obrócić, niespodzianie na wroga uderzyć, taktyką mądrą go zaskoczyć… toć to wielkich wodzów są dyspozycje. Taką właśnie modą zwyciężali Żiżka i Prokop, chwała panom landwójtom, że husytów własną ich bronią pobić umieli. Ja im tego zawidzę, triumfu i chwały im zawidzę. I wcale się tego nie sromam. – Zwycięstwo pod Kratzau – dorzucił Fullstein – nowego ducha w nas tchnęło. Wróciło nadzieję, którąśmy tracili. Daj nam Bóg drugą taką wiktorię. – Da ją nam Bóg – ogłosił, prostując się dumnie, Jan Ziębicki. – I ja wam ją dam. Do boju z heretykami sam was poprowadzę. Ku wiktorii, która tę łużycką zaćmi. Poprowadzę was, wierę, ku takiej glorii, że Polenz i Kolditz w niepamięć pójdą. Oni pod Kratzau ledwo Kralovca skubnęli. My na proch go rozetrzemy. Kacerskie trupy w stos ułożymy, a z pojmanych będziem na szafotach pasy drzeć. To właśnie wam proponuję, waszym książętom, starostom i Radom. By sprzymierzyć się, wspólnie na Czechów uderzyć, zagładą ich uczcić Narodzenie Boże. Kto ze mną? I z jaką siłą? Ha? Co powie Wrocław? Świdnica? Opawa? – W imieniu Wacława Przemkowica, jaśnie książęcia na Głubczycach i Hradcu – rzekł Fullstein, szybko, jakby bojąc się, że ktoś go ubiegnie – obiecuję sto kopii opawskiego rycerstwa. Jaśnie książę własną osobą wojsko poprowadzi. – Biskup Konrad – powiedział po namyśle starosta Tannenfeld – stawi całą swą chorągiew. Wzmocnioną hufami z Grodkowa i Otmuchowa. Łącznie siedemdziesiąt kopii.

Перейти на страницу:
Нет соединения с сервером, попробуйте зайти чуть позже