Читаем Władcy marionetek полностью

— Czujesz się lepiej, synu? — Uśmiechnął się. — Wtedy zobaczyłem pasożyta na jego ramionach.

— Chyba tak — odpowiedziałem.

— Przepraszam, że cię uderzyłem — odezwał się. — Ale to był jedyny sposób.

— Rozumiem.

— Musisz na razie pozostać związany, myślę, że wiesz dlaczego. Później coś z tym zrobimy. — Uśmiechnął się złośliwie.

To było nieprawdopodobne, ale w każdym słowie, które wypowiadał przez niego pasożyt, czuło się jego potworną, nieludzką osobowość.

— Dokąd lecimy? — zapytałem.

— Na południe — odrzekł. Kombinował coś przy tablicy kontrolnej. Poczekaj chwilę, ustawię kurs i zaraz ci wytłumaczę, jakie mamy zadanie — bez przerwy coś ustawiał.

— To jest dobre tylko do poziomu pięćdziesięciu tysięcy. Potem i tak będę musiał zająć się tym osobiście — dodał.

Wtedy już byłem zupełnie pewien, że to jeden z wozów Sekcji.

— Skąd masz ten wóz? — zapytałem.

— To wóz oddziału Sekcji z Jefferson City. Zobaczyłem go zupełnie przypadkiem. Nie sądzisz, że to szczęśliwy zbieg okoliczności?

Miałem inny pogląd na ten temat. Ale nie chciałem się sprzeczać. Przez cały czas myślałem o swoich szansach uwolnienia się. Były nikłe, ale chyba nie beznadziejne. Swojego pistoletu nie miałem, a Starzec był uzbrojony.

Ale to jeszcze nie wszystko — odezwał się — Wyobraź sobie, że zawładnął mną jedyny, zdrowy pasożyt, jaki pozostał w całym Jefferson City. Chyba jednak dopisało mi szczęście. Mamy szansę zwyciężyć. — Zachichotał.

— Nie powiesz mi dokąd lecimy? — zagadnąłem znowu. Nie udało mi się ze sznurami, więc pozostało mi tylko zawracanie mu głowy. Może popełni jakiś błąd.

— Oczywiście opuszczamy Stany Zjednoczone. Bardzo prawdopodobne, że mój władca pozostał jedynym zdrowym pasożytem w tym kraju. Nie mogę więc ryzykować jego życia. Myślę, że najlepszy będzie półwysep Jukatan. Tam właśnie lecimy. Zaszyjemy się tam, zdobędziemy nowych ludzi i zaczniemy wszystko od nowa. A kiedy tu wrócimy, a wrócimy na pewno, nie popełnimy już tych samych błędów.

Czy nie mógłbyś mnie jednak uwolnić od tych sznurów, tato? — zapytałem. — Chyba mnie uciskają. Wiesz, że możesz mi ufać.

— Spokojnie synu, wszystko we właściwym czasie. Poczekaj, aż przejdziemy na całkiem zautomatyzowany lot.

Wóz nadal się wznosił.

— Chyba zapomniałeś, że ja też pracowałem dla pasożytów i to dość długo. Wiem, o co chodzi i daję ci moje słowo honoru, że…

Uśmiechnął się nieprzyjemnie.

— Nie rób ze mnie idioty, synu. Jeśli teraz cię uwolnię, to zabijesz mnie, albo ja będę musiał zabić ciebie. A potrzebuję ciebie żywego. Obydwaj jesteśmy sprytni i na tyle inteligentni, że powinno nam się udać to, co zaplanowałem.

Cóż mogłem odpowiedzieć?

— A tak poza tym, skoro wiedziałeś, o co chodzi, dlaczego nigdy mi nie powiedziałeś? Dlaczego ukryłeś to przede mną?

— Co? — zapytałem.

— Nigdy mi nie powiedziałeś, co się wtedy czuje. Synu, ja nie miałem pojęcia, że można odczuwać taki spokój, zadowolenie. To moje najszczęśliwsze chwile od kiedy… — Te słowa jakby zaskoczyły nawet jego samego. — … od kiedy umarła twoja matka. Ale to nieważne. Sądzę, że powinieneś był mi powiedzieć.

— Może ja po prostu nie przeżywałem tego w ten sposób — odezwałem się ostro, zapominając o subtelnej grze, jaką prowadziłem. — Zresztą nie mówiłbyś tego wszystkiego ty stary głupcze, gdybyś nie miał na plecach tego ohydnego pasożyta, który mówi za ciebie i myśli twoim mózgiem.

— Spokojnie synu — powiedział łagodnie. I to przedziwne, ale jego głos mnie naprawdę uspokoił. — Zaraz wszystko wyda ci się zupełnie inne. Uwierz mi, że zostaliśmy wybrani do wielkiej misji. To nasze przeznaczenie. Przez ciągłe wojny ludzkość jest podzielona, a my możemy dać im jedność.

Pomyślałem sobie, że prawdopodobnie istnieją ludzie na tyle głupi, żeby w to uwierzyć. Oddać się w niewolę za obietnicę bezpieczeństwa i spokoju. Ale nie powiedziałem tego głośno.

— No, już nie musisz czekać — odezwał się nagle Starzec.

Jeszcze tylko nastawię kierunek. — Przycisnął jakiś guzik, sprawdził odczyt i urządzenia kontrolne. — Następny przystanek to już Jukatan. A teraz do roboty.

Wstał z krzesła i ukląkł obok mnie. Nie było tu zbyt wiele wolnego miejsca.

— Na wszelki wypadek zabezpieczymy się. — I przeciągnął pas bezpieczeństwa wokół mojego brzucha.

Spróbowałem go kopnąć. Zrobił unik. Popatrzył na mnie spokojnie.

— Nieładnie… właściwie mógłbym być na ciebie zły za takie zachowanie, ale to nie ma znaczenia. Teraz bądź już grzeczny.

Podszedł do mnie z tyłu i sprawdził więzy. Z nosa leciała mu krew, ale nie był tego świadomy.

— W porządku. Teraz bądź cierpliwy, to nie potrwa długo. Wrócił na miejsce i usiadł. Pochylił się trochę do przodu.

Jego pasożyta miałem tuż przed oczami. Wydawało się, że Starzec śpi, ale wiedziałem, że tak nie jest.

Na środku brązowej pokrywy pasożyta pojawiła się smuga. Patrzyłem na nią, a ona tymczasem powiększała się. W końcu była na tyle szeroka, że mogłem zobaczyć jego obrzydliwe, mieniące się ciało. Utworzyły się wyraźne dwie połowy. Wiedziałem, że pasożyt dzieli się i żeby mógł dokonać się akt nowych narodzin mój ojciec poniesie śmierć.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Аччелерандо
Аччелерандо

Сингулярность. Эпоха постгуманизма. Искусственный интеллект превысил возможности человеческого разума. Люди фактически обрели бессмертие, но одновременно биотехнологический прогресс поставил их на грань вымирания. Наноботы копируют себя и развиваются по собственной воле, а контакт с внеземной жизнью неизбежен. Само понятие личности теперь получает совершенно новое значение. В таком мире пытаются выжить разные поколения одного семейного клана. Его основатель когда-то натолкнулся на странный сигнал из далекого космоса и тем самым перевернул всю историю Земли. Его потомки пытаются остановить уничтожение человеческой цивилизации. Ведь что-то разрушает планеты Солнечной системы. Сущность, которая находится за пределами нашего разума и не видит смысла в существовании биологической жизни, какую бы форму та ни приняла.

Чарлз Стросс

Научная Фантастика