– I stworzył Dobry Pan Ahura-Mazda krainę Airyana Vaeja, ziemię Ariów, nad rzeką Vanguhi Daitya, którą wy, Grecy, zwiecie Arakses. Zaś Angra Mainyu, który jest śmiercią, zepsuł dzieło, każąc zalęgnąć się w rzece masie węży. Stworzył Dobry Ahura-Mazda równinę Sugudów, którą wy nazywacie Sogdianą. Zaś Angra Mainyu, który jest śmiercią, zesłał zabójczą szarańczę. Stworzył Ahura-Mazda świętą krainę Mouru, Margianę. Zaś Angra Mainyu…
Przy stole znowu wybuchła wrzawa. Aryjskie wino tryskało na stoły, dokonywano libacji na cześć bogów i bogiń. Jak zwykle, najpierw tych, od których, jak sądzono, najbardziej zależał los żołnierza. Których wola lub kaprys decydowały o jego losie.
– Pozdrowiona bądź, o Tyche! – ryczał Hippasos zwany Gerionem, lochagos hoplitów, podnosząc puchar i potrząsając pelekysem, toporem o podwójnym ostrzu, z którym nie rozstawał się nawet na sympozjonach. – Córo Zeusowa, pani dobrego losu i szczęśliwego trafu! Tyche, ślepa przeznaczeń szafarko! Pozdrowiona bądź i nam łaskawa!
– …stworzył Dobry Pan Ahura-Mazda urokliwą Bakhdhi, czyli Baktrię. Zaś Angra Mainyu…
Wino z Arii lało się na stoły, na piętrzące się na paterach winogrona, na misy z baraniną, na której zakrzepł już ostygły tłuszcz. Zaśpiewały flety jedna z kobiet wskoczyła na stół, odziana wyłącznie w złoty diademik i skąpą siatkową przepaskę na biodrach rozpoczęła groteskowy taniec, przewracając naczynia. Eparchowie wrzeszczeli i klaskali w dłonie. Krios z Tymfai, dowódca sarissoforoi, oburącz wzniósł pełny dwuuchy kyliks, ulane wino zbryzgało go jak krew.
– Pozdrowiona bądź, o Alalo, córo Polemosa! Zwiastunko śmiertelnych zapasów, ty, która stąpasz przed ostrzami włóczni! Ty, której wojownicy składają swą śmierć jako najświętszą ofiarę! Pozdrowiona bądź i nam łaskawa!
– Alale alalaaa! Alale alalaaa!
– Siódmą ze stworzonych przez Ahura-Mazdę krain – Astrajos ani na moment nie przestawał recytować – była Vaekereta, Kabura, gdzie się właśnie znajdujemy. Zaś Angra Mainyu, który jest śmiercią, zawezwał pairiki, demonice z przeklętej rasy drudż… Trzeba ci wiedzieć, tetrarcho, że pairiki…
– Alale alalaaa! Alale alalaaa!
– Pairiki, jak wszystkie drudże, były niegdyś demonami niebios, jak złowróżbne gwiazdy wisiały na wieczornym nieboskłonie. Nienawidziły plemienia ludzkiego, im zaś bardziej rozkwitały wśród ludzi cnota i pobożność, tym większa była złość drudż i ich pragnienie zemsty. Pragnieniem tym posłużył się Angra Mainyu, oddając pairiki pod rozkazy swych dewów. A ludzie wydani zostali na ich łup. Pairiki bowiem torują drogę demonom, wykorzystując ludzką słabość. Tumanią, kuszą do grzechu, zachęcają do występku i zbrodni, nęcą do zboczeń i zwyrodnień, wabią do bałwochwalstwa. Zarażają czarostwem i czarnoksięstwem, bluźnierczą i wyklętą religią Yatuk Dinoih…
Od stołu dobiegały śpiewy, ryki i kobiece piski. Herpander westchnął, patrząc na posążek Anahity.
– …władzę zaś nad wszystkimi pairikami ma straszna Az, wyuzdana demonica pożądliwości, kazicielka stworzenia, Pani Krwawego Księżyca, Która Budzi do Życia Umarłych, Ta, Która Kryje Się Po Parowach…
– Jesteśmy armią Wielkiego Aleksandra! – zagrzmiał od stołu taxiarcha Polidokles, najwyższy rangą oficer w zgromadzeniu. – Świat jest nasz! Klęczy przed nami!
– Rzuciliśmy na kolana Syrię i Egipt! W pył i proch rozbiliśmy Persów! Wzięliśmy szturmem Sardes i Gordion, w gruzy obróciliśmy zdobyte Milet, Tyr i Halikarnas! Zniewalaliśmy kobiety na ulicach Suzy! Spaliliśmy Persepolis z jego pałacami. Złupiliśmy Ekbatanę i stubramne Hekatompylos!
– Padła przed nami na kolana Media, Aria i Drangiana, w kolejce czekają Sogdiana i Chorezm! A potem do Indii, nad rzeki Indus i Hydaspes! Przed nami Taxila i Gandhara, Maghada i Pattala, przed nami legendarna Ayodhya! Dotrzemy tam, dokąd nie dotarł Kambyzes! Daleko poza granice znanej
– Ale pokona w końcu Dobry Ahura-Mazda wszystko zło, wytępi nieprawość, unicestwi dewy, wypleni yatu czarowników, jako węże zdepcze Az i jej pairiki. Zapanują rządy prawych i pobożnych. Świat się odrodzi…
– To nie jest żadna legenda – przerwał znudzony już nieco Herpander. – To są perskie wierzenia, religia Persa Zoroastresa. A ty, Astrajosie, zdajesz się próbować mnie na nią przekabacić. Nie próbuj. Ja i owszem, czczę bogów i ich boskość. Pod bardzo licznymi imionami, w obrzędzie zaś tak różnorakim, że zdumiałaby cię zaiste jego różnorakość. Wiara w jednego boga, prócz tego, że całkiem głupia i bezsensowna, jest na domiar nudna. W sam raz dla Persa czy Masagety. Ja zaś, raz jeszcze przypominam, pytałem o żmiję. O złotą żmiję, którą zdarzyło mi się widzieć w górskim wąwozie pod Gauzaką. Możesz zaspokoić moją ciekawość? Jeśli nie, oddal się, ja zaś wrócę na ucztę. Noc młoda, zdążę się jeszcze upić.