Geary połączył się z dowodzącą „Sprytnym” komandor Lavoną, formalnie przekazując jej tymczasowe dowodzenie nad liniowcem. Zasugerował jej przy okazji, że liczy na szybkie zakończenie dochodzenia w sprawie śmierci kapitana Kattniga, i zasugerował, jakimi wnioskami powinno się ono zakończyć. Jego podejście do sprawy mocno ucieszyło Lavonę.
– Nie wiem, dlaczego kapitan zachował się tak a nie inaczej podczas ostatniej bitwy, ale do tej pory był naprawdę dobrym oficerem, admirale.
– I tak zostanie zapamiętany – obiecał jej Geary.
Po tej rozmowie wrócił do obserwacji ekranów wyświetlających aktualne dane o stanie jednostek, poniesionych stratach i przeprowadzanych naprawach. Mógł tylko czekać, nic więc dziwnego, że poczuł się dziwnie bezsilny jak na admirała floty.
Gdy zaproszono go w końcu do udziału w negocjacjach, nie opuścił od razu kajuty. Najpierw poświęcił kilka chwil na poprawienie munduru, potem niespiesznym krokiem przemierzył korytarze „Nieulękłego”, schodząc do sali w najmocniej zabezpieczonej części flagowca, tuż obok pomieszczeń sekcji wywiadu. Przed wejściem stali komandosi. Niektórzy pełnili wartę, inni czekali na zakończenie obrad, by odprowadzić Boyensa. Gdy wszedł do pomieszczenia, zobaczył siedzących wokół stołu senatorów i syndyckiego DONa. Nie było hologramów nad blatem ani ekranów z wizerunkami członków rady i negocjatorów drugiej strony. Costa miała wojowniczą minę, jakby się z czymś nie zgadzała, Sakai wyglądał na lekko niezdecydowanego, a Rione, jak zwykle zresztą, doskonale maskowała swoje uczucia. Boyens z kolei nie krył złego humoru.
Kiedy Geary zajął miejsce, Wiktoria podsunęła mu komunikator.
– Doszliśmy do porozumienia. Nowi przywódcy Światów Syndykatu przystali na prawie wszystkie warunki pierwotnej wersji proponowanego traktatu.
Miny siedzących wokół ludzi zdawały się przeczyć treści słów, które właśnie mu przekazano. Musiał więc zastanowić się dwa razy, zanim uznał, że słuch go nie myli.
– To chyba dobrze?
Sakai pokiwał głową.
– To bardzo dobrze, admirale. – Skrzywił się nieco, gdy Geary spojrzał mu prosto w oczy. – Widzi pan na naszych twarzach niedowierzanie. Nie potrafimy jeszcze przyjąć do wiadomości, że wojna pomiędzy Sojuszem a Światami Syndykatu formalnie dobiegła końca. Od urodzenia żyliśmy w świecie, w którym toczono zacięte walki.
Jedno ze sformułowań zwróciło uwagę Geary’ego.
– Formalnie dobiegła końca?
– Tak. – To słowo wystarczyło, by pokazać, jak wielka gorycz przepełnia Costę. – Przywódcy Światów Syndykatu, ci poprzedni, rzecz jasna, doprowadzili wiele systemów na skraj bankructwa. Członkowie nowej rady przyznali, że to co widzieliśmy na Atalii, Parnosie i tutaj, dzieje się także we wszystkich pozostałych sektorach ich przestrzeni. Bunty, rewolucje, w kilku przypadkach totalna anarchia.
– Światy Syndykatu są w rozsypce – dodała Rione. – A my wbiliśmy ostatni gwóźdź do ich trumny, niszcząc resztki floty, którą mogła wykorzystać nowa rada do zaprowadzenia porządku.
– Ta flotylla nie podporządkowywała się rozkazom wydawanym przez nowe władze – zauważył ze zbolałą miną Boyens.
– To prawda. Co nie zmienia faktu, że flotylla dowodzona przez Shalina była ostatnim zgrupowaniem, dzięki któremu władze centralne mogłyby zahamować proces rozpadu. W niektórych regionach sytuacja wygląda nieco lepiej niż w innych, ale musimy spojrzeć prawdzie w oczy: Egzekutywa nie kontroluje już sytuacji w Światach Syndykatu. To może utrudnić na przykład wymianę jeńców wojennych. Niewykluczone, że nasza flota będzie musiała zadbać o to, by niektóre systemy zaczęły respektować ten zapis.
W końcu zrozumiał, skąd te miny.
– Zatem traktat niczego nam nie gwarantuje.
Sakai zaprzeczył ruchem głowy.
– Nie, admirale. Aż tak źle nie jest. Nie musimy się już obawiać ataków ze strony sił lojalnych wobec władz Światów Syndykatu.
– Ale ich spadkobiercy to już zupełnie inna sprawa – wtrąciła Costa. – Tutejsi Syndycy nie mają wpływu na przebieg wydarzeń w innych sektorach przestrzeni Syndykatu, to znaczy dawnej przestrzeni Syndykatu, wiedzą jedynie, które systemy i bloki odłączyły się od macierzy. Spróbują odtworzyć Światy Syndykatu, ale szanse na to, że będziemy mieli do czynienia z mocarstwem na miarę dawnych Światów Syndykatu, są mniej niż marne.
– Jedyna pociecha w tym, że żaden z odłamów nie będzie dysponował tak wielką siłą, by realnie zagrozić Sojuszowi – zauważył Sakai.
– Na razie – odparła Costa. – Jest kilka naprawdę bogatych systemów, które mają pieniądze i infrastrukturę. Za jakiś czas dorobią się pokaźnych flot do obrony i ekspansji.
Zamyślony głęboko Geary pocierał czoło obiema dłońmi.
– Zatem wojna dobiegła końca, ale musimy sobie jeszcze poradzić z mniejszymi zagrożeniami istniejącymi na terytorium Światów Syndykatu.