Ledwie to powiedział, coś zakotłowało się wśród ciemności, a po chwili rozległ się tętent.
Gdy zaś błyskawica rozświetliła pustynię, zobaczono człowieka, który uciekał na koniu.
— Wiązać tych nędzników! — krzyknął książę — i zabić, jeżeli który będzie opierał się… Biada ci, Tehenno, gdyby ten łotr sprowadził na nas twoich braci!.. Zginiesz w ciężkich męczarniach ty i twoi…
Pomimo deszczu, piorunów i ciemności żołnierze Ramzesa szybko powiązali Libijczyków nie stawiających zresztą żadnego oporu.
Może czekali na rozkaz Tehenny, ale ten był tak zgnębiony, że nie myślał nawet o ucieczce.
Powoli burza uspokajała się, a miejsce dziennego upału zajął w pustyni chłód przejmujący.
Ludzie i konie napili się do syta i worki napełnili wodą; daktylów i sucharów było dosyć, więc panowało dobre usposobienie. Grzmoty osłabły, ciche błyskawice zapalały się coraz rzadziej, na północnym niebie poczęły rozdzierać się obłoki, tu i owdzie zapłonęły gwiazdy.
Pentuer zbliżył się do Ramzesa.
— Wracajmy ku obozowi — rzekł. — Możemy tam dojść za parę godzin, zanim ten, który uciekł, naprowadzi nam nieprzyjaciół.
— Jakże trafimy wśród takiej ciemności? — spytał książę.
— Czy macie pochodnie? — zwrócił się kapłan do Azjatów.
Pochodnie, czyli długie sznury nasycone materiałami palnymi, były, ale nie było ognia.
Drewniane bowiem krzesiwka służące do zapalania przemokły.
— Musimy czekać do rana — rzekł niecierpliwy książę.
Pentuer nie odpowiedział. Wydobył ze swej torby małe naczynie, wziął od żołnierza pochodnię i odszedł na bok. Po chwili rozległo się ciche syczenie i pochodnia zapaliła się.
— Wielki jest czarnoksiężnik ten kapłan!.. — mruknął stary Libijczyk.
— W oczach moich sprawiłeś już drugi cud — rzekł książę do Pentuera. — Czy możesz mi objaśnić, jak się to robi?…
Kapłan potrząsnął głową.
— O wszystko pytaj mnie, panie — odparł — a odpowiem ci, na ile mi starczy mądrości. Tylko nigdy nie żądaj, abym ci wyjaśniał tajemnice naszych świątyń.
— Nawet gdybym cię mianował moim doradcą?
— Nawet i wówczas. Nigdy nie będę zdrajcą, a choćbym i śmiał nim zostać, odstraszyłyby mnie kary…
— Kary?… — powtórzył książę. — Aha!.. Pamiętam w świątyni Hator człowieka schowanego w podziemiu, na którego kapłani wylewali roztopioną smołę. Czyżby to robili naprawdę?… I ów człowieka naprawdę skonał w mękach?…
Pentuer milczał, jakby nie słysząc pytania, i powoli wydobył ze swej cudownej torby mały posążek bóstwa z rozkrzyżowanymi rękoma. Posążek ten wisiał na sznurku; kapłan puścił go wolno i szepcąc modlitwę uważał. Posążek po pewnej liczbie wahań i kręceń się zawisnął spokojnie.
Ramzes przy świetle pochodni ze zdziwieniem przypatrywał się tym praktykom.
— Co to robisz? — spytał kapłana.
— Tyle tylko mogę powiedzieć waszej dostojności — rzekł Pentuer — że bóstwo jedną ręką wskazuje gwiazdę Eshmun[17]
. Ona to w czasie nocy prowadzi przez morza fenickie okręty.— Więc i Fenicjanie mają tego boga?
— Nawet nie wiedzą o nim. Bóg, który zawsze zwraca jedną rękę do gwiazdy Eshmun, jest znany tylko nam i kapłanom chaldejskim. Przy jego zaś pomocy każdy prorok, dniem i nocą, w pogodę i niepogodę, może odkryć swoją drogę na morzu czy w pustyni.
Na rozkaz księcia, który z zapaloną pochodnią szedł obok Pentuera, orszak i jeńcy ruszyli za kapłanem w kierunku północnowschodnim. Bożek zawieszony na sznurku chwiał się, lecz niemniej wyciągniętą ręką wskazywał, gdzie leży święta gwiazda, opiekunka zbłąkanych podróżników.
Szli pieszo, prowadząc konie, dobrym krokiem. Zimno było tak ostre, że nawet Azjaci chuchali w ręce, a Libijczycy drżeli.
Wtem coś zaczęło chrupać i trzeszczeć pod nogami. Pentuer przystanął i schylił się.
— W tym miejscu — rzekł — deszcz na opoce utworzył płytką kałużę. A z wody, patrz, dostojny panie, co się zrobiło…
Mówiąc to podniósł i pokazał księciu jakby tafelkę szklaną, która topniała mu w rękach.
— Gdy jest bardzo zimno — dodał — woda staje się przezroczystym kamieniem.
Azjaci potwierdzili słowa kapłana dodając, że daleko na północy woda bardzo często zamienia się w kamień, a para w białą sól, która jednak nie ma żadnego smaku, tylko szczypie w palce i wywołuje ból w zębach.
Książę coraz bardziej podziwiał mądrość Pentuera.
Tymczasem w północnej stronie niebo wyjaśniło się odsłaniając Niedźwiedzicę, a w niej gwiazdę Eshmun. Kapłan znowu odmówiwszy modlitwę schował do torby przewodniczącego bożka i kazał zgasić pochodnie, a zostawić tylko tlący się sznur, który utrzymywał ogień i stopniowym upalaniem się znaczył godziny.
Książę zalecił czujność swemu oddziałowi i wziąwszy Pentuera wysunął się o kilkadziesiąt kroków naprzód.
— Pentuerze — odezwał się — od tej chwili mianuję cię moim doradcą i na teraz, i wówczas, gdy podoba się bogom oddać mi koronę Górnego i Dolnego Egiptu…
— Czymże zasłużyłem na taką łaskę?
— W oczach moich spełniałeś czyny, które świadczą o wielkiej twojej mądrości i potędze nad duchami. Nad to zaś byłeś gotów ocalić mi życie. Więc choć postanowiłeś ukrywać wiele rzeczy przede mną…