Czy, dostojny Herhorze, zapomniałbyś o tym wszystkim?… A jeżeli pamiętasz, czy nie rozumiesz niebezpieczeństw, jakie grożą nam od tego młokosa?… Wszak on ma pod ręką wiosło nawy państwowej, która posuwa się między wirami i skałą. Kto mi zaręczy, że ten szaleniec, który wczoraj wezwał do siebie Fenicjan, a dziś — pokłócił się z nimi, nie spełni jutro czegoś, co narazi państwo na zgubę?…
— A więc co?… — spytał Herhor, bystro patrząc mu w oczy.
— To, że nie mamy powodu okazywać mu wdzięczności, a naprawdę — słabości. A ponieważ chce gwałtem pieniędzy, nie damy pieniędzy!..
— A… a potem co?… — pytał Herhor.
— Potem będzie sobie rządził państwem i powiększał armią bez pieniędzy — odparł rozdrażniony Mefres.
— A… a jeżeli jego wygłodzona armia zechce zrabować świątynie?… — wciąż pytał Herhor.
— Cha!.. cha!.. cha!.. — wybuchnął śmiechem Mefres.
Nagle spoważniał i kłaniając się rzekł ironicznym tonem:
— To już należy do waszej dostojności… człowiek, który przez tyle lat, jak wy, rządził państwem, winien był przygotować się na podobne niebezpieczeństwo.
— Przypuśćmy — mówił powoli Herhor — przypuśćmy, że ja znalazłbym środki przeciw niebezpieczeństwom, które by groziły państwu. Ale czy wasza dostojność, który jesteś najstarszym arcykapłanen, potrafiłbyś zapobiec zniewadze stanu kapłańskiego i świątyń?…
Przez chwilę obaj patrzyli sobie w oczy.
— Pytasz: czybym potrafił? — rzekł Mefres. — Czy potrafię?… Ja nawet nie będę trafiał. Bogowie złożyli w moich rękach piorun, który zniszczy każdego świętokradcę.
— Psyt!.. — szepnął Herhor. — Niechże się tak stanie…
— Za zgodą czy bez zgody najwyższej rady kapłanów — dodał Mefres. — Kiedy czółno wywraca się, nie czas na rozprawianie z wioślarzami.
Rozeszli się obaj w posępnym nastroju. Zaś tego samego dnia wieczorem wezwał ich faraon.
Przyszli o naznaczonej porze, każdy oddzielnie. Złożyli głęboki ukłon panu i — każdy stanął w innym kącie, nie patrząc na drugiego.
„Czyby się poróżnili ze sobą?… — pomyślał Ramzes. — Nic to nie szkodzi…” W chwilę później wszedł święty Sem i prorok Pentuer. Wtedy Ramzes usiadł na wzniesieniu, wskazał czterem kapłanom niskie taburety naprzeciw siebie i rzekł:
— Święci ojcowie! Nie wzywałem was do tej pory na radę, ponieważ wszystkie moje rozkazy odnosiły się wyłącznie do spraw wojskowych…
— Miałeś prawo, wasza świątobliwość — wtrącił Herhor.
— Zrobiłem też, com mógł, w czasie tak niedługim, ażeby wzmocnić obronne siły państwa.
Utworzyłem dwie nowe szkoły oficerskie i wskrzesiłem pięć zwiniętych pułków…
— Miałeś prawo, panie — odezwał się Mefres.
— O innych wojskowych ulepszeniach nie mówię, gdyż was, ludzi świętych, rzeczy te nie obchodzą…
— Masz słuszność, panie — rzekli razem Mefres i Herhor.
— Ale jest inna sprawa — mówił faraon, zadowolony potakiwaniem dwu dostojników, od których spodziewał się opozycji. — Zbliża się dzień pogrzebu boskiego ojca mego, lecz skarb nie posiada dostatecznych funduszów…
Mefres podniósł się z taburetu.
— Oziris-Mer-amen-Ramzes — rzekł — był sprawiedliwym panem, który ludowi swemu zapewnił wieloletni spokój, a bogom chwałę. Pozwól więc, wasza świątobliwość, aby pogrzeb tego pobożnego faraona odbył się na koszt świątyń.
Ramzes XIII zdziwił się i wzruszył hołdem oddanym jego ojcu. Przez chwilę milczał, jakby nie mogąc znaleźć odpowiedzi, wreszcie odparł:
— Bardzo jestem wam wdzięczny za cześć okazaną równemu bogom ojcu memu. Zezwalam na taki pogrzeb i jeszcze raz — bardzo wam dziękuję…
Przerwał, wsparł głowę na ręku i rozmyślał, jakby ze sobą samym staczając walkę. Nagle podniósł głowę: twarz jego była ożywiona, oczy błyszczały.
— Jestem wzruszony — rzekł — dowodem waszej życzliwości, święci ojcowie. Jeżeli tak drogą jest wam pamięć mego ojca, więc chyba nie możecie być niechętni dla mnie…
— Czy wasza świątobliwość wątpi o tym?… — wtrącił arcykapłan Sem.
— Mówisz prawdę — ciągnął faraon — niesłusznie was posądzałem o uprzedzenie do mnie…
Ale chcę to naprawić, więc będę z wami szczerym…
— Niech bogowie błogosławią waszą świątobliwość!.. — rzekł Herhor.
— Będę szczerym. Boski ojciec mój, skutkiem wieku, choroby, a może i zajęć kapłańskich, nie mógł tyle sił i czasu poświęcać sprawom państwa, ile ja mogę. Ja jestem młody, zdrów, wolny, więc chcę i będę rządził sam. Jak wódz musi prowadzić swoją armię na własną odpowiedzialność i według własnego planu, tak ja będę kierował państwem. Oto jest moja wyraźna wola i od tego nie odstąpię.
Ale rozumiem, że choćbym był najdoświadczeńszy, nie obejdę się bez wiernych sług i mądrych doradców. I dlatego będę niekiedy zapytywał was o opinie w rozmaitych sprawach…
— Po toż jesteśmy najwyższą radą przy tronie waszej świątobliwości — wtrącił Herhor.
— Owszem — mówił wciąż ożywiony faraon — będę korzystał z waszych usług, nawet od tej chwili, zaraz…
— Rozkazuj, panie — rzekł Herhor.
— Chcę poprawić byt ludu egipskiego. Ale ponieważ w podobnych sprawach zbyt szybkie działanie może tylko przynieść szkody, więc na początek ofiaruję im rzecz drobną: po sześciu dniach pracy — siódmy dzień odpoczynku…