— Gładka odpowiedź, ale nie wyczerpuje zagadnienia. Cokolwiek by pan twierdził — podróże w czasie wykorzystano do produkcji tanich filmów i każda, cenna na wagę złota prawda historyczna może być odkryta wyłącznie przez przypadek.
— Niezupełnie — odparł Barney i westchnął z ulgą, usłyszał bowiem odgłos nadjeżdżającej ciężarówki. — Nie przeszkadzamy panu w badaniach — przeciwnie, nawet w nich pomogliśmy. Miał pan absolutnie wolną rękę. Jeżeli chodzi o przemysł filmowy, zgoda — zainwestowaliśmy we Vremiatron jako w nawy, eksperymentalny środek produkcji. Z materiałem, który pan zgromadził, może pan rozmawiać z dowolną fundacją na temat sfinansowania budowy następnej platformy czasu, tym razem dla celów poznawczych i dla własnej satysfakcji.
— Tak właśnie mam zamiar postąpić!
— Ale jeszcze nie teraz. — Ciężarówka zatrzymała się obok. — Profesor związany jest z nami umową, która zapewnia nam wyłączność używania tego wynalazku przez parę następnych lat. Dopóki nie zwrócą się nam zainwestowane weń pieniądze, rzecz jasna.
— Tak, aż za jasna — odpad Jens, patrząc z goryczą na wyciągane z ciężarówki nosze. — Najpierw zysk, a kulturę i naukę niech szlag trafi.
— Tak się nazywa ta gra. — Barney obserwował, jak ostrożnie wnoszono filologa do kabiny samochodu. — Świata nie zmienisz — musisz nauczyć się, jak w nim żyć.
15
Lepiej umrzeć jak mężczyzna, niż żyć jak tchórz — ryczał Ottar. — Na Odyna i Freye — za mną!
Gdy silnym pchnięciem otworzył na oścież drzwi, w tarczy którą się osłaniał, utkwiły dwie strzały. Wydając z siebie gromkie okrzyki i wymachując toporem ruszył do ataku z wnętrza płonącego domu. Za nim, wywijając mieczem ruszyła Gudrid, potem Val de Carlo dmący głośno w lulhorn i cala reszta.
— Stop! Do kopiowania — Barney opadł na składany fotel. Zwijamy się, chłopaki. Idźcie szybko na lunch, żeby można było zdemontować kuchnie.
Technicy polewali płonącą ropę naftową pianą z gaśnic. Cuchnęło to wstrętnie. Wygaszono już prawie wszystkie lampy i Gino otworzył kamerę, by wydobyć z niej taśmę. wszystko przebiegało ściśle według planu. Barney odczekał aż ucichnie krzątanina i wyszedł również. Ottar siedział na ustawionej pionowo baryłce i zabawiał się naginaniem bełtów strzał do powierzchni tarczy.
— Spójrz strzały nadlatują — zawołał do Barneya i uniósł tarczę. Uwolnione od nacisku strzały wróciły do poprzedniej pozycji dygocąc z charakterystycznym jękiem.
— Wspaniały wynalazek — zgodził się Barney — Na razie skończyliśmy zdjęcia, Ottarze. Zamierzam aż do przyszłej wiosny zabrać stąd ekipę. Zdołacie do tej pory zbudować częstokół?
— Z łatwością. Ty dotrzymujesz słowa i Ottar dotrzymuje słowa. Bale zetniemy łatwo żelaznymi piłami i siekierami, które nam zostawiłeś. Ale zostaw także żywność, żebyśmy mieli co jeść zimą.
— Całe zaopatrzenie będę miał przed odjazdem ekipy. Wszystko jasne? Masz jakieś pytania?
— Jasne, jasne — mruknął Ottar i skupił się znów na wyciąganiu strzał. Barney spojrzał nań podejrzliwie.
— Jestem pewien. że pamiętasz wszystko, ale dla przypomnienia powtórzmy szybko jeszcze raz. Zostawiamy ci żywność, zborze i cały suszony i puszkowany prowiant, jaki uda nam się zdobyć w magazynach wytwórni. W ten sposób jesienią nie będziecie zmuszeni do gromadzenia zapasów zimowych. Da to wam czas na zbudowanie kilku nowych domów i otoczenie osady palisadą. Jeżeli to co mówił doktor jest zgodne z prawdą, nie musisz obawiać się ludzi z Cape Dorset aż do wiosny; dopóki lody polarne nie zbliżą się do wybrzeża, a foki nie zgromadzą się, by wychowywać na nich swoje małe. Wtedy przybywają łowcy, którzy teraz są znacznie dalej na północ. A nawet gdyby niepokoili cię wcześniej — będziesz bezpieczny za palisadą.
— Zabijemy ich, rozsieczemy ich.
— Spróbuj tego nie robić, jeżeli możesz. Dziewięćdziesiąt procent tego filmu mamy już poza sobą i czułbym się znacznie lepiej, gdybyś nie dał się zabić przed jego ukończeniem. Zobaczymy jak wyglądają wasze sprawy w lutym lub w marcu i sprowadzimy z powrotem całą ekipę jak tylko czerwonoskórzy pojawią się w okolicy. Daj im trochę towarów jako zapłatę za to, że zaatakują częstokół i trochę go spalą. To wszystko. Zgoda?
— I whisky „Jack Daniels”
— To jest przewidziane w kontrakcie…
Dalsze słowa utonęły we wznoszącym się, to opadającym śpiewnym jęku.
— Musisz? — spytał Barney Vala del Carlo, który dął w opasujący go lulhorn.
— To niesamowity instrument — odparł Val_ — Posłuchaj.
Oblizał wargi, przytknął je do ustnika i wydymając zaczerwienione policzki, wydał z niego dźwięk, w którym z trudem można było dopatrzyć się podobieństwa do popularnej melodii „Melodio, kręć się wkoło”.
— Trzymaj się filmu — doradził mu Barney. — Jako muzyk nie masz przed sobą wielkiej przyszłości. Słuchaj — dodał — wydaje mi się, że widziałem już gdzieś taki róg, poza muzeum oczywiście.
— Na każdym opakowaniu duńskiego masła. To ich znak firmowy.
— Może i tak — Brzmi jak tuba.
— Spiderman Spinnake by to lubił.