Miałem w aktach od bardzo dawna podanie o związek, a gdy potem osiągnąłem stanowisko Młodszego Kalkulatora, wyznaczono mi ją. Była to dziewczyna z tego samego Stulecia, z 575. Nie widziałem jej, oczywiście, aż do zawarcia związku. Była inteligentna i miła. Ani piękna, ani nawet ładna, ale wtedy, nawet gdy byłem młody (tak, byłem kiedyś młody wbrew wszelkim mitom), nie uchodziłem za przystojnego. Bardzo odpowiadaliśmy sobie temperamentem, a jako człowiek Czasu byłbym dumny, gdyby została moją żoną. Powtarzałem jej to wiele razy. Myślę, że jej się to podobało. Nie wszyscy Wiecznościowcy, którzy muszą wybierać sobie takie żony, na jakie pozwala kalkulacja, mają podobne szczęście.
W tamtej określonej Rzeczywistości miała umrzeć młodo, a z żadnym z jej odpowiedników nie mogłem zawrzeć związku. Najpierw przyjmowałem to filozoficznie. Przecież to właśnie dzięki jej krótkiemu życiu mogłem żyć z nią bez szkodliwego oddziaływania na Rzeczywistość.
Wstydzę się tego teraz, wstydzę się faktu, że cieszyłem się, iż niewiele życia jej pozostało. Cieszyłem się tylko na początku. Tylko na początku.
Odwiedzałem ją tak często, jak na to pozwalał plan czasowo-przestrzenny. Wykorzystałem go co do minuty, rezygnując z posiłków i snu, jeśli było trzeba, bezwstydnie wykręcając się od roboty. Jej słodycz przeszła moje oczekiwania, byłem zakochany. Mówię to otwarcie. Moje doświadczenie w miłości jest bardzo niewielkie, a zrozumienie jej przez obserwację w Czasie — bardziej niż wątpliwe. Lecz, o ile się orientuję, byłem zakochany.
To, co zaczęło się jako zaspokojenie potrzeby uczuciowej i fizycznej, stało się czymś o wiele poważniejszym. Jej rychła śmierć przestała być sprawą oczywistą, a stała się klęską. Przebadałem jej Biografię, ale sam, bez pomocy Wydziału Biografowania. Jesteś pewnie zaskoczony. To było wykroczenie, ale zupełnie błahe w porównaniu ze zbrodniami, jakie popełniłem później.
Tak, właśnie ja, Laban Twissell. Starszy Kalkulator Twissell.
Trzy razy przychodził i mijał ten moment w fizjoczasie, w którym przez pewne proste posunięcie mogłem zmienić jej osobistą Rzeczywistość. Wiedziałem, że żadna tego rodzaju Zmiana, przeprowadzona z powodów osobistych, nie zyska akceptu Rady. Zaąłem się jednak czuć osobiście odpowiedzialny za jej śmierć. Widzisz, to był jeden z motywów mojego późniejszego działania.
Zaszła w ciążę. Nie przeciwdziałałem tego, chociaż powinienem. Znałem jej Biografię, o tyle zmodyfikowaną, by mieścił się w niej jej związek ze mną, i wiedziałem, że prawdopodobieństwo ciąży będzie duże. Może wiesz, a może nie wiesz, że kobiety z Czasu niekiedy zachodzą w ciążę z Wiecznościowcami mimo środków zapobiegawczych. Takie rzeczy się zdarzają. Ponieważ jednak żaden Wiecznościowiec nie ma prawa mieć dzieci, ewentualne ciąże przerywa się bezboleśnie i bezpiecznie, istnieje wiele metod.
Moja analiza Biografii wskazywała, że dziewczyna umrze przed porodem, a więc nie uczyniłem nic, by ciążę przerwać. Była szczęśliwa i chciałem, żeby taka pozostała. Patrzyłem więc tylko i próbowałem się uśmiechać, gdy powiadała mi, że czuje, jak budzi się w niej życie.
Lecz nastąpił przedwczesny poród…
Nie dziwię się, że tak patrzysz. Miałem dziecko. Własne dziecko. Prawdopodobnie nie znajdziesz innego Wiecznościowca, który mógłby to o sobie powiedzieć. Popełniłem więcej niż wykroczenie, poważne przestępstwo, ale to jeszcze nic.
Nie spodziewałem się tego. Urodziny i związane z nim problemy stanowiły dziedzinę, w której miałem niewielkie doświadczenie.
W panice przestudiowałem na nowo Biografię i odkryłem, że dziecko może żyć w rezultacie mało prawdopodobnego rozdwojenia wątku, którego przedtem nie dostrzegłem. Zawodowy Biografista nie przeoczyłby tego, ja zaś popełniłem błąd, ufając zbytnio w swoje umiejętności.
Ale co mogłem teraz zrobić?
Matka zmarła, jak przewidziano i w przewidziany sposób. Siedziałem w jej pokoju przez cały czas dozwolony przez kartę przestrzenno-czasową, skręcając się z bólu, tym silniejszego, że przecież przez rok z górą z całą świadomością czekałem na jej śmierć. W ramionach trzymałem swego i jej syna.
Tak, pozostawiłem go przy życiu. Czemu tak krzyczysz? Ty masz zamiar mnie potępić?
Skąd możesz wiedzieć, co to znaczy trzymać w ramionach atom własnego życia? Może masz komputaplex zamiast nerwów i karty przestrzenno-czasowe zamiast krwiobiegu?
Pozostawiłem dziecko przy życiu. Popełniłem i tę zbrodnię. Oddałem je pod opiekę właściwej organizacji i wracałem, kiedy się dało (w ścisłym następstwie czasowym, zsynchronizowanym z fizjoczasem), by dokonywać niezbędnych wpłat i patrzeć, jak chłopiec rośnie.