Pospawszy aż do sobotniego zmierzchu, mistrz i jego przyjaciółka obudzili się zupełnie wypoczęci i jedno tylko przypominało im o wczorajszych przygodach – każde z nich odczuwało lekki ból w lewej skroni. Natomiast wielkie przemiany zaszły w psychice obojga i przekonałby się o tym każdy, kto posłuchałby toczącej się w suterenie rozmowy. Nie było jednak nikogo, kto by ja mógł podsłuchać. Zaleta owego podwórza było właśnie to, że zawsze było puste. Wierzby i lipy za oknem z dnia na dzień coraz gwałtowniej się zazieleniające roztaczały zapach wiosny i wietrzyk, który właśnie zaczynał dąć, przynosił ów zapach do sutereny.
– Do diabła! – zawołał nagle mistrz. – Pomyśleć tylko, to przecież... – rozgniótł niedopałek w popielniczce i chwycił się za głowę. – Słuchaj, jesteś przecież mądrym człowiekiem i nie byłaś obłąkana... Czy naprawdę jesteś pewna, że byliśmy wczoraj u szatana?
– Naprawdę jestem zupełnie pewna – odpowiedziała Małgorzata.
– Oczywiście, oczywiście – powiedział ironicznie mistrz. – Ładne rzeczy... A więc mamy teraz zamiast jednego wariata – dwoje: i męża, i żonę! – Wzniósł dłonie ku niebu i zawołał: – Diabli wiedzą, co to ma znaczyć! Diabli, diabli... Małgorzata zbliżyła usta do ucha mistrza i szepnęła:
– Przysięgam na twoje życie, przysięgam na przepowiedzianego przez ciebie syna astronoma, że wszystko będzie dobrze!
I w tejże chwili zza okienka dał się słyszeć nosowy głos:
– Pokój temu domowi!
Mistrz drgnął, a Małgorzata, która zdążyła się już przyzwyczaić do rzeczy niezwykłych, zawołała:
– Przecież to Asasello! Ach, jak to miło, jak to dobrze! – i szepnąwszy do mistrza: – No, widzisz, nie zapominają o nas! – pobiegła otworzyć drzwi.
– Zapnij się przynajmniej! – krzyknął za nią mistrz.
– Mam to w nosie – już z korytarzyka odpowiedziała mu Małgorzata.
I oto Asasello już się kłaniał, już się witał z mistrzem pobłyskując swoim białym okiem, Małgorzata zaś wołała:
– Ach, jak się cieszę! Nigdy w życiu tak się nie cieszyłam!
Nalała gościowi koniaku, Asasello zaś wypił go chętnie. Mistrz nie spuszczając oczu z Asasella od czasu do czasu leciutko szczypał się pod stołem w lewą dłoń. Ale szczypanie nie pomagało. Asasello nie rozpływał się w powietrzu, zresztą, prawdę mówiąc, nie było to potrzebne. Niziutki, rudawy człowiek nie miał w sobie nic przerażającego, oprócz może przesłoniętego bielmem oka, ale to się przecież zdarza także i bez żadnych czarów. Może tylko jego ubranie było trochę niecodzienne – jakiś habit czy też płaszcz – ale po namyśle trzeba było przyznać, że i takie rzeczy się widuje. Koniak również ciągnął jak każdy porządny człowiek – duszkiem, całymi setkami i bez zagrychy. To właśnie ów koniak sprawił, że mistrzowi zaszumiało w głowie i zaczął rozmyślać:
“Tak, Małgorzata ma rację... Oczywiście, siedzi przede mną wysłannik diabła. Przecież ja sam nie dalej niż przedwczoraj wieczorem dowodziłem Iwanowi, że na Patriarszych Prudach z pewnością zetknął się z szatanem we własnej osobie, więc czemu teraz przestraszyłem się tej myśli i zacząłem wygadywać coś o hipnotyzerach i halucynacjach... Cóż z nich, u diabła, za hipnotyzerzy!”
Zaczął się przyglądać gościowi i zauważył, że w spojrzeniu Asasella jest coś nienaturalnego, że nie mówi on czegoś, czego na razie nie chce wypowiedzieć. “To nie jest zwykła wizyta, on przyszedł tu z jakąś misją” – myślał mistrz.
– Czemu zakłócasz mój spokój, Asasello? – zapytała Małgorzata.
– Ależ, co też!... – zawołał Asasello – nawet przez myśl mi nie przeszło, aby was niepokoić. Ach! Mało brakowało, a byłbym zapomniał... messer przesyła wam pozdrowienia, a także polecił mi powiedzieć, że zaprasza was na niewielką przechadzkę, jeżeli, oczywiście, nie macie nic przeciwko temu. Co wy na to?
Małgorzata pod stołem trąciła mistrza nogą.
– Z przyjemnością – odparł mistrz, bacznie przyglądając się gościowi, a Asasello ciągnął:
– Mamy nadzieję, że i Małgorzata Nikołajewna nie odmówi naszej prośbie.
– O, z pewnością nie odmówię – powiedziała Małgorzata i jej noga znów dotknęła stopy mistrza.
– To wspaniale! – zawołał Asasello. – To mi się podoba! Raz–dwa i po wszystkim! Nie to, co wtedy, w parku Aleksandrowskim!
– Ach, Asasello, proszę mi o tym nie przypominać, byłam wtedy głupia. Zresztą trudno mieć mi to za złe, przecież nie co dzień człowiek spotyka się z nieczystą siłą!
– Tego jeszcze brakowało – przytaknął Asasello. – Gdyby się spotykał co dzień, to byłoby za dobrze!
– Mnie też się podoba szybkość – mówiła podniecona Małgorzata – podoba mi się szybkość i nagość... Jak z mauzera – trrach! Ach, jak on strzela! – zawołała zwracając się do mistrza. – Siódemka pod Jaśkiem, a on w dowolne serduszko!... – Małgorzata była już podchmielona, oczy jej się rozjarzyły.
– Znowu zapomniałem! – zawołał Asasello uderzając się w czoło. – Głowa do pozłoty! Messer przecież przysłał dla was upominek – i zwrócił się do mistrza – butelkę wina. Proszę zwrócić uwagę, że jest to to samo wino, które pijał procurator Judei, falern.