Читаем Mistrz i Małgorzata полностью

— Czy nie wydaje ci się aby, że jesteś na jarmarku? — zapytał Woland udając zagniewanie. — Nie ma i nie było pod łóżkiem żadnej żaby! Zachowaj te tandetne sztuczki dla Varietes. Jeśli w tej chwili nie wyjdziesz, to będziemy uważali, że poddałeś partię, przeklęty dezerterze!

— Za nic, messer — wrzasnął kot i natychmiast wylazł spod łóżka z koniem w łapie.

— Pragnę polecić pani… — zaczął Woland, ale sam sobie przerwał: — Nie, nie mogę patrzyć na tego błazna. Proszę popatrzyć, co on z siebie zrobił pod tym łóżkiem!

Zakurzony, stojący na tylnych łapach kocur kłaniał się tymczasem Małgorzacie. Miał teraz pod szyją białą muszkę, a na piersiach dyndało mu na rzemyku oprawne w masę perłową damskie lorgnon. Poza tym pozłocił sobie wąsy.

— Co to ma znaczyć? — zawołał Woland. — Dlaczegoś sobie pozłocił wąsy? I po kiego diabła ci ta muszka, skoro nie masz nawet spodni?

— Spodnie nie dotyczą kota, messer — niezmiernie godnie odpowiedział kocur. — Może polecisz mi, messer, włożyć jeszcze buty? Koty w butach występują jedynie w bajkach, messer. Ale czy zdarzyło ci się kiedykolwiek widzieć na balu kogoś, kto by nie był w muszce? Nie chciałbym znaleźć się w ośmieszającej sytuacji ani ryzykować, że zostanę wyrzucony za drzwi. Każdy przystraja się, jak może. Weź pod uwagę, messer, że to, co powiedziałem, odnosi się także do lorgnon!

— Ale wąsy?…

— Nie rozumiem — oschle zaprotestował kocur — dlaczego Asasello i Korowiow goląc się dzisiaj mogli się posypać białym pudrem i w czym biały puder jest lepszy od złotego? Upudrowałem sobie wąsy i to wszystko! Co innego, gdybym się ogolił! Ogolony kot to rzeczywiście shocking, zgoda, zawsze to przyznam. Ale w ogóle — tu w głosie kota zadrżała obraza — widzę, że robi się tu jakieś wycieczki pod moim adresem, widzę też, że staje przede mną poważny problem — czy aby powinienem iść na bal? Cóż mi na to odpowiesz, messer?

I obrażony kocur tak się nadął, że zdawało się — jeszcze sekunda, a pęknie.

— Ach, cóż to za nicpoń — mówił Woland kiwając głową — ilekroć sytuacja na szachownicy staje się dla niego beznadziejna, zaczyna odwracać uwagę jak najostatniejszy szarlatan na moście. Siadaj natychmiast i skończ z tą chałturą.

— Tak więc — Woland zwrócił się do Małgorzaty — pragnę przedstawić pani, mia donna, moją świtę. Ten, który się tu wygłupia, to kot Behemot, Asasella i Korowiowa już pani zna, a oto Helia, moja wierna sługa — jest roztropna, pojętna i we wszystkim potrafi usłużyć.

Piękna Helia uśmiechała się zwracając ku Małgorzacie pełne zieleni oczy i nadal czerpała dłonią maść i okładała nią kolano Wolanda.

— No, to by było wszystko — zakończył Woland i skrzywił się, bo Helia mocniej ścisnęła jego kolano — towarzystwo, jak pani widzi, nieduże, mieszane i prostoduszne. — Zamilkł i zaczął obracać stojący przed nim globus tak przemyślnie sporządzony, że błękitne oceany falowały na nim, a na biegunie zalegała czapa ze śniegu i lodu, zupełnie jak prawdziwa. — Widzę, że zainteresował panią mój globus?

— O, tak, nigdy jeszcze nie widziałam niczego podobnego.

— Niebrzydki drobiazg. Prawdę mówiąc, nie lubię słuchać dzienników radiowych. Zawsze czytają je jakieś dziewczątka, które niewyraźnie wymawiają nazwy miejscowości. W dodatku co trzecia sepleni jakby specjalnie tam takie dobierano. Mój globus jest znacznie wygodniejszy w użyciu, tym bardziej że muszę mieć ścisłe informacje o tym, co się dzieje. Czy widzi pani ten, na przykład, skrawek omywanego przez ocean lądu? Proszę popatrzyć, jak się rozżarzył. Wybuchła tam wojna. Jeśli przyjrzy mu się pani z bliska, zobaczy pani wszystko dokładnie.

Małgorzata pochyliła się w stronę globusa i zobaczyła, że kwadracik ziemi powiększa się, nabiera wyrazistych barw i przekształca się jak gdyby w mapę plastyczną. Potem zobaczyła także wstążeczkę rzeki i jakąś osadę nad tą rzeką. Dom wielkości ziarnka grochu rozrósł się, był teraz jak pudełko zapałek. Nagle dach owego domu bezgłośnie wzleciał w kłębach czarnego dymu ku górze, ściany domu runęły i z piętrowego pudełeczka nie pozostało nic oprócz garstki popiołu, z której walił czarny dym. Nachyliwszy się jeszcze bliżej Małgorzata zobaczyła maleńką figurkę leżącej na ziemi kobiety, a obok niej, w kałuży krwi, maleńkie dziecko z rozrzuconymi raczkami.

— I po wszystkim — powiedział z uśmiechem Woland — przynajmniej nie zdążyło nagrzeszyć. Abbadona pracuje bez zarzutu.

— Nie chciałabym znajdować się po tej stronie, przeciwko której jest ów Abbadona — powiedziała Małgorzata. — Po czyjej on jest stronie?

Перейти на страницу:

Похожие книги

Плаха
Плаха

Самый верный путь к творческому бессмертию – это писать sub specie mortis – с точки зрения смерти, или, что в данном случае одно и то же, с точки зрения вечности. Именно с этой позиции пишет свою прозу Чингиз Айтматов, классик русской и киргизской литературы, лауреат самых престижных премий, хотя последнее обстоятельство в глазах читателя современного, сформировавшегося уже на руинах некогда великой империи, не является столь уж важным. Но несомненно важным оказалось другое: айтматовские притчи, в которых миф переплетен с реальностью, а национальные, исторические и культурные пласты перемешаны, – приобрели сегодня новое трагическое звучание, стали еще более пронзительными. Потому что пропасть, о которой предупреждал Айтматов несколько десятилетий назад, – теперь у нас под ногами. В том числе и об этом – роман Ч. Айтматова «Плаха» (1986).«Ослепительная волчица Акбара и ее волк Ташчайнар, редкостной чистоты души Бостон, достойный воспоминаний о героях древнегреческих трагедии, и его антипод Базарбай, мятущийся Авдий, принявший крестные муки, и жертвенный младенец Кенджеш, охотники за наркотическим травяным зельем и благословенные певцы… – все предстали взору писателя и нашему взору в атмосфере высоких температур подлинного чувства».А. Золотов

Чингиз Айтматов , Чингиз Торекулович Айтматов

Проза / Советская классическая проза