Читаем Mistrz i Małgorzata полностью

— Michale Aleksandrowiczu — niezbyt głośno zwrócił się do głowy Woland, a wtedy powieki zabitego uniosły się i Małgorzata drgnęła — na martwej twarzy zobaczyła żywe, pełne myśli i cierpienia oczy.

— Wszystko się sprawdziło, prawda? — ciągnął Woland patrząc w oczy głowy. — Głowę odcięła kobieta, posiedzenie nie doszło do skutku, a ja mieszkam w pańskim mieszkaniu. To fakt. A fakty to najbardziej uparta rzecz pod słońcem. Nas jednak interesuje to, co będzie dalej, a nie ów dokonany już fakt. Zawsze był pan zagorzałym głosicielem teorii, według której po odcięciu głowy życie człowieka się urywa, człowiek zamienia się w popiół i odchodzi w niebyt. Miło mi zakomunikować panu w obecności mych gości, aczkolwiek mogą oni posłużyć jako dowód prawdziwości zgoła innej teorii, że teoria pańska jest równie solidna jak błyskotliwa. Zresztą wszystkie teorie są siebie warte. Jest między nimi i taka, która głosi, że każdemu będzie dane to, w co wierzy. Niech się zatem tak stanie. Pan odchodzi w niebyt, a ja, wznosząc toast za istnienie, z radością spełnię ten kielich, w który pan się przekształci.

Woland wzniósł szpadę. Natychmiast mięśnie okrywające czaszkę pociemniały i skurczyły się, a potem odpadły po kawałku, oczy zniknęły i wkrótce Małgorzata ujrzała na tacy żółtawą czaszkę na złotej nóżce, z oczyma ze szmaragdów i zębami z pereł.

Pokrywka czaszki odchyliła się na zawiasie.

— Za chwileczkę, messer — powiedział Korowiow zauważywszy pytające spojrzenie Wolanda — stanie on przed panem. W tej grobowej ciszy słyszę już skrzyp jego lakierków, słyszę, jak dźwięczy odstawiony na stół kielich, z którego po raz ostatni w tym życiu napił się szampana. Ale otóż i on.

Kierując się w stronę Wolanda wchodził do sali nowy samotny gość.

Spośród mnóstwa pozostałych gości — mężczyzn zewnętrznie nie wyróżniał się niczym, poza jedną rzeczą — dosłownie chwiał się z przerażenia, co było widać nawet iż daleka. Na policzkach płonęły mu krwawe plamy, oczy biegały w potwornym strachu. Był ledwie przytomny i było to jak najbardziej uzasadnione — oszołamiało go wszystko, a przede wszystkim, rzecz jasna, strój Wolanda.

Przyjęty został wszakże niezmiernie serdecznie.

— A — a–a, nasz drogi baron Meigel — z życzliwym uśmiechem zwrócił się Woland do gościa, którego oczy zrobiły się wielkie jak filiżanki.

I w tym momencie Małgorzata zamarła, poznała bowiem owego Meigla. Widywała go niekiedy w moskiewskich teatrach i restauracjach. “Zaraz… — pomyślała Małgorzata — więc to chyba znaczy, że on także umarł?…”

Ale ta sprawa natychmiast została wyjaśniona.

— Drogi baron — ciągnął z radosnym uśmiechem Woland — był tak ujmująco uprzejmy, że dowiedziawszy się o moim przyjeździe do Moskwy natychmiast zadzwonił do mnie i zaofiarował mi swoje usługi w dziedzinie, w której osiągnął biegłość, to znaczy w sprawie pokazania mi tego, co w Moskwie godne uwagi. Rozumie się samo przez się, że byłem szczęśliwy mogąc zaprosić go do siebie.

Małgorzata zobaczyła, że Asasello tymczasem przekazuje tacę i czaszkę Korowiowowi.

— Nawiasem mówiąc, baronie — nieoczekiwanie ściszając konfidencjonalnie głos ciągnął Woland — rozeszły się słuchy o pańskiej nadzwyczajnej żądzy wiedzy. Powiadają, że wespół z pańską nie mniej wybujałą rozmownością zwraca ona na siebie powszechną uwagę. Co więcej, są pewne oznaki, świadczące o tym, że nie dalej niż za miesiąc doprowadzi to pana do bardzo żałosnego końca. Tak więc, aby oszczędzić panu nużącego oczekiwania, postanowiliśmy przyjść mu z pomocą korzystając z tego, że pan sam się zaprosił do mnie z zamiarem podsłuchania i podpatrzenia wszystkiego, co się da podsłuchać i podpatrzeć.

Baron zrobił się bledszy niż Abbadona, który z natury był wyjątkowo blady, a potem zaszło coś strasznego. Abbadona stanął przed baronem i zdjął na sekundę swoje okulary. W tejże chwili w dłoniach Asasella coś bluznęło ogniem, coś niezbyt głośno trzasnęło, jak gdyby ktoś klasnął w dłonie, baron zaczął się przewracać na wznak, szkarłatna krew buchnęła z jego piersi, zalała wykrochmaloną koszulę i kamizelkę. Pod bijący jej strumień Korowiow podstawił czaszkę, po czym napełnioną podał Wolandowi. Martwe ciało barona leżało już bez życia na podłodze.

— Piję wasze zdrowie, panowie — niezbyt głośno powiedział Woland i wznosząc puchar dotknął go wargami.

Wówczas zaszła metamorfoza. Zniknęła pocerowana koszula i przydeptane kapcie. Woland miał teraz na sobie jakąś czarną chlamidę, a u biodra — stalową szpadę. Szybko podszedł do Małgorzaty, podał jej puchar i powiedział rozkazująco:

— Pij!

Małgorzacie zakręciło się w głowie, zachwiała się, ale puchar dotykał już jej warg, a czyjeś głosy — mię mogła się zorientować, czyje — szeptały jej do obu uszu:

— Proszę się nie bać, królowo… Proszę się nie bać, królowo, krew dawno już wsiąkła w ziemię. Tam, gdzie ją rozlano, dojrzewają już winne grona.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Плаха
Плаха

Самый верный путь к творческому бессмертию – это писать sub specie mortis – с точки зрения смерти, или, что в данном случае одно и то же, с точки зрения вечности. Именно с этой позиции пишет свою прозу Чингиз Айтматов, классик русской и киргизской литературы, лауреат самых престижных премий, хотя последнее обстоятельство в глазах читателя современного, сформировавшегося уже на руинах некогда великой империи, не является столь уж важным. Но несомненно важным оказалось другое: айтматовские притчи, в которых миф переплетен с реальностью, а национальные, исторические и культурные пласты перемешаны, – приобрели сегодня новое трагическое звучание, стали еще более пронзительными. Потому что пропасть, о которой предупреждал Айтматов несколько десятилетий назад, – теперь у нас под ногами. В том числе и об этом – роман Ч. Айтматова «Плаха» (1986).«Ослепительная волчица Акбара и ее волк Ташчайнар, редкостной чистоты души Бостон, достойный воспоминаний о героях древнегреческих трагедии, и его антипод Базарбай, мятущийся Авдий, принявший крестные муки, и жертвенный младенец Кенджеш, охотники за наркотическим травяным зельем и благословенные певцы… – все предстали взору писателя и нашему взору в атмосфере высоких температур подлинного чувства».А. Золотов

Чингиз Айтматов , Чингиз Торекулович Айтматов

Проза / Советская классическая проза