Читаем Śmierć w Breslau полностью

Zdjął buty, ułożył się na łóżku i zagłębił w lekturze. Nie był to typowy pamiętnik; raczej niedawno spisane wspomnienia z dzieciństwa i młodości.

Anwaldt porównywał swoją wyobraźnię do obrotowej sceny w teatrze. Często w trakcie lektury przed jego oczami pojawiała się z intensywnym realizmem czytana scena. Tak podczas niedawnej lektury pamiętników Gustava Nachtigala czuł pod stopami rozpalony piasek pustyni, a w nozdrza bił smród wielbłądów i przewodników z ludu Tibbu. Gdy tylko oderwał oczy od książki, kurtyna zapadała, znikały wyimaginowane dekoracje. Gdy wracał do książki, wracała właściwa sceneria, rozpalało się słońce Sahary.

Teraz też widział to, o czym czytał: park i słońce przeciskające się przez liście drzew. Słońce załamywało się w koronkach sukien młodych matek, obok których biegały małe dziewczynki. Zaglądały matkom w oczy i wtulały główki pod ich ramiona. Obok spacerowała piękna dziewczyna z otyłym ojcem, który dreptał i bezgłośnie rzucał przekleństwa na mężczyzn chciwie przypatrujących się córce. Anwaldt zamknął oczy i ułożył się wygodniej. Jego wzrok zatrzymał się na jakimś obrazie na ścianie, po czym znów wrócił do kart pamiętnika.

Teraz widział ciemne podwórze. Mała dziewczynka upadła z trzepaka i wołała: „Mamo!” Zbliżył się ojciec i utulił małą. Usta pachnące znajomym tytoniem. Ojcowska chustka rozmazywała łzy na policzkach.

Usłyszał jakiś hałas w kuchni. Wyjrzał. Duży, czarny kot majestatycznie spacerował po parapecie. Uspokojony Anwaldt wrócił do lektury.

Dekoracja, w którą teraz się wpatrywał, była trochę zamazana.

Gruba zieleń wypełniała obraz mocnymi plamami. Las. Liście drzew zwieszały się nad głowami dwóch małych istot trzymających się za ręce i idących niepewnie ścieżką. Istoty chore, pokrzywione, wypaczone, dławione ciemną zielenią lasu, wilgocią mchu, szorstkim dotykiem traw. To nie była wyobraźnia — Anwaldt wpatrywał się w obraz wiszący nad łóżkiem. Przeczytał przymocowaną doń tabliczkę: „Chaim Soutine. Wygnane dzieci”.

Oparł płonący policzek na poręczy łóżka. Spojrzał na zegarek.

Dochodziła siódma. Zwlókł się z trudem i poszedł do „atelier”.

Lea Friedlander ocknęła się z narkotycznego letargu i leżała na tapczanie z szeroko rozrzuconymi nogami.

— Zapłacił pan? — posłała mu wymuszony uśmiech.

Wyjął z portfela banknot dwudziestomarkowy. Dziewczyna przeciągnęła się, aż trzasnęły stawy. Poruszyła kilka razy głową i cicho pisnęła.

— Proszę, niech pan już idzie… — spojrzała na niego błagalnie, pod oczami wykwitły czarne sińce. — Źle się czuję…

Anwaldt zapiął koszulę, zawiązał krawat i włożył marynarkę. Wachlował się przez chwilę kapeluszem.

— Pamięta pani, o czym rozmawialiśmy, jakie zadałem pani pytanie? Przed kim mnie pani ostrzegała?

— Proszę mnie nie męczyć! Proszę przyjść pojutrze o tej samej porze… — podciągnęła kolana pod brodę bezradnym gestem małej dziewczynki. Starała się opanować drgawki, które nią wstrząsnęły.

— A jeśli pojutrze niczego się nie dowiem? Skąd wiem, że nie nafaszerujesz się jakimś świństwem?

— Nie ma pan innego wyjścia… — nagle Lea rzuciła się do przodu i rozpaczliwie przywarła do niego całym ciałem. — Pojutrze… pojutrze… błagam… (Usta pachnące znajomym tytoniem, ciepła pacha matki, wygnane dzieci). Ich uścisk odbijała zainstalowana w „atelier” ściana z luster. Widział swoją twarz. Łzy, z których nie zdawał sobie sprawy, wyryły dwie bruzdy w popiele naniesionym na policzki przez nieżyczliwy wiatr.

Wrocław,

tegoż 8 lipca 1934 roku. Kwadrans po siódmej wieczorem

Szofer Mocka Heinz Staub zahamował łagodnie i zaparkował adlera na podjeździe pod Dworcem Głównym. Odwrócił się i spojrzał pytająco na swojego szefa.

— Proszę chwilę zaczekać, Heinz. Jeszcze nie wysiadamy — Mock wyjął z portfela kopertę. Rozłożył list zapisany drobnym, nierównym pismem. Po raz kolejny uważnie go przeczytał:

Перейти на страницу:

Похожие книги

Шакалы пустыни
Шакалы пустыни

В одной из европейских тюрем скучает милая девушка сложной судьбы и неординарной внешности. Ей поступает предложение поработать на частных лиц и значительно сократить срок заключения. Никакого криминала - мирная археологическая экспедиции. Есть и нюансы: регион и время научных работ засекречены. Впрочем, наша героиня готова к сюрпризам.Итак: Египет, год 1798.Битвы и приключения, мистика и смелые научные эксперименты, чарующие ароматы арабских ночей, верблюдов и дымного пороха. Мертвецы древнего Каира, призраки Долины Царей, мудрые шакалы пустынь:. Все это будет и неизвестно чем закончится.Примечания автора:Книга цикла <Кошка сама по себе>, рассказывающем о кратких периодах относительно мирной жизни некой Катрин Мезиной-Кольт. Особой связи с предыдущими и последующими событиями данная книга не имеет, можно читать отдельно. По сути, это история одной экспедиции.

Юрий Валин , Юрий Павлович Валин

Фантастика / Приключения / Неотсортированное / Самиздат, сетевая литература / Боевая фантастика / Попаданцы