Читаем Trylogia o Reynevanie – II Bo?y Bojownicy полностью

W odróżnieniu od swego imiennika ten drugi Prokop brodę nosił, prawda, skąpą, nieporządną i więcej śmieszną. Z racji wzrostu wyróżniano go także przydomkiem zwany był Prokopem Małym albo Prokupkiem. Początkowo również kaznodzieja w rzeszy kaznodziejów, wypłynął wśród husytów – dokładniej, Sierotek – po śmierci Jana Żiżki z Trocnowa. Wraz z hradeckim Ambrożem Prokupek był przy łożu śmierci Żiżki, a świadków ostatnich chwil swego czczonego wodza Sierotki miały nieledwie za świętych – bywało, że klękano przed nimi i całowano kraje szat, zdarzało się, że matki przynosiły do nich dzieci w gorączce. Poważanie wyniosło Prokupka na stanowisko głównego duchowego przywódcy – piastował więc wśród Sierotek urząd analogiczny do tego, jaki Prokop pełnił w Taborze przed objęciem stanowiska Sprawcy. – Obowiązki – powtórzył Prokop Wielki, wskazując ogólnie w stronę oblężonego grodu. Jego słowa skontrapunktował potężny huk, ściany zadrżały, z powały posypał się kurz. Starszy nad puszkami nareszcie mógł gruchnąć sobie ze swej dwustufuntowej bombardy. Oznaczało to zarazem spokój aż do rana – taka bombarda po strzale musiała stygnąć minimum sześć godzin. – Że czekać kazałem, wybacz, bracie. I ty, bracie Wyszku. Wyszka Raczyńskiego Reynevan spotkał już wcześniej, pod Usti, w konnicy Jana Rohacza z Dube. Droga Polaka do husytów była nietypowa – Wyszek zawitał do Pragi w roku 1421 jako wysłannik księcia litewskiego Witolda, w którego służbach pozostawał. W poselstwie szło, jak dziś już było wiadomo, o koronę dla Korybutowicza. Raczyńskiemu spodobała się czeska rewolucja, zwłaszcza po kontakcie z Żiżką, Rohaczem i taborytami, którzy Polakowi przypadli do gustu o wiele bardziej niż umiarkowani kalikstyni, z którymi omawiał Witoldowe posłanie. Raczyński migiem przystał do taborytów, a z Rohaczem połączyła go szczera przyjaźń. Na dany przez Prokopa znak wszyscy siedli za zarzucony mapami stół. Reynevan czuł się skrępowany, miał świadomość, jak dalece jest tu nie przystającym do kompanii intruzem. Samopoczucia wcale nie poprawiała mu bezceremonialna nonszalancja Szarleja, zawsze i wszędzie będącego u siebie. Nie pomagał fakt, że Prokupek i Raczyński zdawali się bez żadnych zastrzeżeń akceptować ich obecność. Byli przyzwyczajeni. Prokop zawsze miał pod ręką różnej maści wywiadowców, posłów, emisariuszy i ludzi do specjalnych – a nawet bardzo specjalnych – poruczeń. – To nie będzie krótkie oblężenie – przerwał milczenie Prokop Goły. – Leżymy pod Kolinem od Podwyższenia Krzyża, a za sukces uznam, jeśli gród podda się przed adwentem. Może się i tak zdarzyć, bracie Wyszku, że po powrocie z Polski zastaniesz mnie tu jeszcze. Kiedy wyruszasz? – Jutro świtaniem. Przez Odry, potem przez Cieszyn do Zatora.

Перейти на страницу:
Нет соединения с сервером, попробуйте зайти чуть позже