– A te ciężkie krążowniki gdzie lecą? – zapytała nagle Rione.
Geary wiedział, że chodzi jej o
– Rozkazałem im trzymać się jak najdalej od pola bitwy, bo mają na pokładach niemal wszystkich jeńców uwolnionych z
– Zmuszenie ich do posłuchania takiego rozkazu nie należało chyba do najłatwiejszych zadań?
– Nie należało – potwierdził. – Chcieli walczyć, podobnie zresztą jak ranni jeńcy.
– Notujemy niewielkie zmiany wektorów
Rione znów podeszła do fotela Geary’ego i odezwała się ściszonym głosem:
– Czy flota zdoła dolecieć do przestrzeni Sojuszu, jeśli utraci
– Będzie musiała, jeśli dojdzie do takiej sytuacji – odparł Geary, wkładając w te słowa całą pewność siebie, której nie miał. Nawet talent taktyczny na skalę galaktyki im nie pomoże, jeśli skończą się ogniwa paliwowe. W najlepszym wypadku będzie mógł dokonać selekcji okrętów, wybierając te, które będą miały największe szanse na dotarcie do przestrzeni Sojuszu. Rione spojrzała na niego tak, jakby odczytała te myśli, i smętnie wróciła na fotel obserwatora.
Chwilę później Desjani znów się odezwała, nie odrywając oczu od wyświetlaczy.
– Zastanawiam się, jak to jest, gdy człowiek widzi tak wielką flotę Syndyków, która kieruje się prosto na niego, wiedząc jednocześnie, że silniki nie pozwolą na zrobienie skutecznego uniku, a okręt nie ma opancerzenia, tarcz ani żadnej broni. – Odwróciła się do Geary’ego. – Zawsze spoglądaliśmy na załogi jednostek pomocniczych z góry, my, czyli marynarze okrętów wojennych, ale teraz do mnie dociera, że znalezienie się na polu bitwy w tak nędznej skorupie wymaga nie lada odwagi. – Skinął głową na znak, że się zgadza. – Nigdy bym się z nimi nie zamieniła – dokończyła szybko – ale postawię im kilka drinków, jak tylko wrócimy do domu.
– Może im pani podesłać parę skrzyneczek z mesy oficerskiej
– Tak – przyznała Desjani. – Proszę mi o tym przypomnieć po bitwie, poruczniku.
Po długim wprowadzeniu, podczas którego flota Syndykatu powoli zbliżała się do stanowisk zajmowanych przez okręty Sojuszu, nadszedł punkt, w którym wszystko powinno nabrać szaleńczego tempa. Nawet przy prędkości równej dziesiątej części świetlnej pokonanie wycinka układu planetarnego musiało zająć sporo czasu, ale gdy okręty pędzące tak szybko zbliżały się do celów, wydarzenia rozgrywały się w ułamkach sekund. Ludzkie zmysły radziły sobie doskonale z reakcjami na ruch mierzony w dziesiątkach kilometrów na godzinę, a klasyczne przejście ogniowe odbywało się przy tysiącach kilometrów na sekundę.
Geary oddychał głęboko i powoli, obserwując wydarzenia na wyświetlaczu. Zgrupowania okrętów Sojuszu, każde zbudowane na bazie jednego bądź dwóch dywizjonów pancerników albo okrętów liniowych, pozostawały w szyku, który nazwał niedawno Wielką Obrzydliwą Kulą. Kapitan Cresida, jej okręty liniowe, pancerniki, cała eskorta oraz eskadra pomocnicza znajdowały się za i nieco poniżej tego szyku. Spłaszczona sfera Flotylli Ofiar pozostała za uciekającymi jednostkami pomocniczymi, jej płaszczyzna powoli unosiła się w górę, gdyż wektor floty Sojuszu był niemal prostopadły do jej kursu.
Niespodzianka pozostawiona w zaminowanej Flotylli Ofiar mogła odmienić losy nadchodzącej bitwy, ale by do tego doszło, musieli wciągnąć nadlatujących Syndyków na kurs przebiegający dokładnie przez jej środek. Nieregularne kształty obecnej formacji Sojuszu nie pozwalały wrogowi na dokładniejsze ustalenie, gdzie znajduje się oś ewentualnego kontrataku, co mogło go odciągnąć od najbardziej pożądanego wektora lotu. Wielka Obrzydliwa Kula miała też utrzymywać Syndyków w przeświadczeniu, że flota nie stanowi już jedności i może się w każdej chwili rozpaść. Syndykom, którzy z tego, co Geary do tej pory zauważył, hołdowali tradycji mówiącej, że tylko trzymanie się wyznaczonej pozycji gwarantuje szanse na zwycięstwo w bitwie, bezładne rozmieszczenie okrętów Sojuszu powinno wydawać się ostatecznym dowodem na rozpad jego floty i sprawić, iż potraktują ją jako o wiele mniej niebezpieczną, niż była w rzeczywistości.
W miarę zbliżania się Syndyków Geary także przemieszczał swoje zgrupowania bliżej eskadry pomocniczej, rozplanowując ich ruchy w taki sposób, by w odpowiednim czasie znalazły się w jednym miejscu. Zgrupowania okrętów liniowych znajdowały się na czele floty najdalej od syndyckiego pościgu, dlatego musiał je zawrócić jako pierwsze, by starły się z wrogiem na początku bitwy. Na jego szczęście Syndycy powinni oczekiwać właśnie takiego posunięcia ze strony tych formacji.