Dla człowieka, który nie zagłębiał się we wszystkie niuanse działań floty Sojuszu, wszystko musiało wyglądać naprawdę naturalnie, uciekające okręty szukały złudnej osłony oferowanej przez wielkie kadłuby uszkodzonych jednostek Flotylli Ofiar, która dryfowała pomiędzy nimi a szarżującą flotą Syndykatu. Okręty liniowe ruszające do walki bezładną kupą także pasowały do takiej wersji zdarzeń, podobnie jak spóźnione manewry pancerników Sojuszu, które starały się przyjść z odsieczą jednostkom pomocniczym. Nie działo się nic, czego nie oczekiwałby syndycki dowódca.
Jeśli wszystko idzie zgodnie z planem, mawiał kiedyś pierwszy oficer Geary’ego, sprawdź raz jeszcze, o czym zapomniałeś, bo to jedyna rzecz, która może cię ugryźć w dupę.
DON Syndykatu nie miał widocznie na pokładzie nikogo, kto mógłby udzielić mu podobnie mądrej rady, pędził więc swoje okręty najprostszą i najkrótszą trasą prowadzącą do celu, ciesząc się już zapewne słodyczą zwycięstwa.
Opuszczone okręty Syndykatu nie mogły się poruszać, nie było też na nich czynnej broni, nie stanowiły więc żadnego zagrożenia dla jednostek, które mogły bezpiecznie przemknąć pomiędzy nimi, zachowując nawet minimalną odległość.
Gdyby nie inspiracja, jakiej dostarczyła Geary’emu Rione, syndycki DON miałby absolutną rację co do swojego bezpieczeństwa. W jego świecie pola minowe musiały być cholernie dobrze zamaskowane, nikt nie zostawiał min na widoku. Były też dość małe, by udało się je ukryć w urządzeniach maskujących, a nie tak wielkie jak reaktory pancerników.
Geary przyglądał się wektorowi podejścia syndyckiej floty pościgowej, prostopadłościan skręcał nieznacznie w odpowiednim kierunku, spłaszczona sfera Flotylli Ofiar powinna znaleźć się dokładnie w samym jego centrum. Ponieważ jednostki pomocnicze Sojuszu kierowały się w dół, a syndycka formacja nadlatywała z góry, masa uszkodzonych okrętów rozciągała się teraz w poprzek nadciągającej ściany. Ale formacja Syndykatu była o wiele szersza i wyższa niż sfera Flotylli Ofiar, choć była też cieńsza. Gdy flota pościgowa wykonała ostatni manewr, dostosowując swój wektor podejścia do przejęcia jednostek pomocniczych Sojuszu, znajdujące się w jej centrum okręty musiały wykonać niewielkie korekty kursów, aby przelecieć tuż nad albo tuż pod uszkodzonymi kadłubami i minąć całe zgrupowanie bez zmniejszania prędkości.
Inteligentne zapalniki zbliżeniowe, wymontowane z ostatnich min Sojuszu i przytwierdzone do kadłubów wrogich jednostek, ustawione na maksymalną moc destrukcji, jaką mogła spowodować zaimprowizowana broń, którą miały aktywować, namierzały zbliżające się jednostki wroga, kalkulując dokładny czas odpalenia umożliwiający trafienie ich w jednym jedynym ułamku sekundy, jakim dysponowały. Gdy okręty Syndykatu dotarły do tego miejsca, zapalniki zadziałały, zamieniając wszystkie wciąż działające reaktory w gigantyczne bomby, których pola rażenia wróg nie miał szansy ominąć.
Cały sektor przestrzeni utonął w oślepiającym łysku, tak ogromna liczba reaktorów osiągnęła równocześnie masę krytyczną, nie wyłączając jednostki napędzającej
Geary przypatrywał się w napięciu, jak środek formacji wroga znika w rozświetlonej przestrzeni, wprawdzie najdalej wysunięte części syndyckiego muru znalazły się poza zasięgiem eksplozji, ale jego centrum idealnie trafiło w strefę śmierci.
Dosłownie kilka sekund później na ekranach wyświetlaczy pojawiły się pierwsze dane dotyczące oceny stanu syndyckiej flotylli po przejściu przez wciąż rozszerzającą się strefę śmierci.
Stłumione okrzyki radości rozległy się wokół Geary’ego. Nawet Desjani wydała z siebie krótki, ale wojowniczy wrzask. Komodor obserwował w całkowitym milczeniu, jak wielkie straty zdołał zadać wrogiej flocie.
Wszystkie okręty Flotylli Ofiar zniknęły. Nie było innej możliwości, eksplozje reaktorów rozpyliły je na miliardy odłamków. Większość ŁZ–tów, jakie znalazły się w polu rażenia, także zniknęła rozbita na tak małe cząstki, że nie było sensu ich namierzać. Większe fragmenty wraków znaczyły te miejsca, w których zniszczeniu uległy lekkie krążowniki, a nawet te spośród ciężkich, które miały pecha i trafiły w sam środek piekła. Dwa inne ciężkie krążowniki wychynęły ze strefy zniszczenia – z początku wyglądały na nietknięte, ale pozbawione wszystkich systemów przeszły powoli w dryf. Tylko pięć ciężkich krążowników Syndykatu przetrwało na flankach formacji w stanie nienaruszonym.